Artykuły

Puchatek współczesny

Kto by pomyślał, że doprowadzi nas do tez śmiechu i wzruszenia inscenizacja dziecięcej bajki.

Spektakl Piotra Cieplaka według "Kubusia Puchatka" Alana Milne'a zrywa ze złą tradycją wystawiania w teatrach dramatycznych literatury dla dzieci. Jak Polska długa i szeroka teatry wystawiają "Małych Książąt", "Pchły Szachrajki" i inne "Muminki". Są to zazwyczaj widowiska na pograniczu chałtury, robione przede wszystkim dla kasy. Główną ich cechą jest infantylizm, istnieje bowiem domniemanie, że dzieciom można wcisnąć wszystko, w związku z czym nikt nie traktuje ich poważnie.

Cieplak postępuje na odwrót: gra bajkę całkowicie serio. Prosiaczek umiera ze strachu przed katastrofą, Kłapouchy cierpi na depresję, Maleństwo ma problemy z dojrzewaniem, Sowa maskuje braki w wykształceniu, a Kubuś próbuje zrozumieć skomplikowany świat. Z bajki dla Krzysia robi się przypowieść o życiu.

Jak reżyser osiąga ten efekt na scenie? Jego aktorzy nie grają zwierząt, ale bliskie postaciom z książki typy ludzkie. Żadnych przyszywanych ogonów, sztucznych uszu ani pysków z butafory. Kłapouchy (Stanisław Brudny) jest samotnym emerytem w szlafroku, Sowa (Irena Jun) - lekko zdziwaczałą staruszką, Kangurzyca (Agata Piotrowska-Mastalerz) to nadopiekuńcza matka, holująca za rękę Maleństwo (Jarosław Boberek), Prosiaczek (Edyta Jungowska) jest młodą dziewczyną szukającą przyjaźni, a Tygrys (Rafał Maćkowiak) w skórze i pasie nabijanym ćwiekami urwał się z jakiegoś warszawskiego pubu. Grają rewelacyjnie. Czasem do zbudowania postaci wystarczy im jeden gest: nerwowe uderzanie dłonią w dłoń Królika (Andrzej Mastalerz) albo przyciężki chód Kubusia (Maria Peszek) - choreografia to zasługa Leszka Bzdyla.

Obsada i wymyślenie postaci to połowa sukcesu Piotra Cieplaka. Druga połowa to muzyka i kształt plastyczny. Wojciech Waglewski postąpił tak jak reżyser, to znaczy napisał muzykę serio, jakby to był kolejny album zespołu Voo Voo. Słychać w niej odgłosy miasta i rytmy reggae, rock i egzotyczny, indyjski motyw, który powraca za każdym razem, kiedy mowa jest o słoniu, jakoby widzianym w Wielkim Lesie. Podobnie jest ze scenografią Andrzeja Witkowskiego. Zamiast drzew i chatki Puchatka na scenie stoją mieszczańskie sprzęty: kredens i pluszowy fotel. Są za duże, tak że postaci przy nich wydają się małe i słabe.

Co mają nam do powiedzenia tak pokazani bohaterowie Milne'a? Że człowiek potrafi przezwyciężyć swój lęk przed życiem dzięki odkryciu, że nie jest sam. Że chociaż świat jest źle wymyślony, to jednak w końcu światło wygrywa z ciemnością. Że prawda, dobro i miłość istnieją, trzeba tylko zatrzymać na chwilę codzienny bieg, aby je dostrzec. Ten spektakl jest nie tylko beztroskim zanurzeniem się w świat dzieciństwa, to jest wielka pochwała życia w zgodzie ze sobą i innymi. Piotr Cieplak już kilka razy próbował opowiedzieć o tym w teatrze, tym razem mu się udało.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji