Artykuły

Jeden taki spektakl na tysiąc

"Hamlet" Luka Percevala z Thalia Theater w Hamburgu na XVI Festiwalu Szekspirowskim w Gdańsku. Pisze Mirosław Baran w Gazecie Wyborczej - Trójmiasto.

Bardziej udanego zakończenia XVI Festiwalu Szekspirowskiego widzowie nie mogli sobie wymarzyć. Pokazywany w niedzielę "Hamlet" Thalia Theater w Hamburgu w reżyserii Luka Percevala [na zdjęciu] to dzieło wybitne.

Nie przypadkiem pracujący od lat w Niemczech belgijski reżyser wymieniany jest w gronie najważniejszych współczesnych twórców europejskiego teatru. Pod jego ręką absolutnie wszystkie elementy przedstawienia - przepisany współczesnym językiem tekst Szekspira, wspaniała muzyka, wykonywana na żywo przez Jensa Thomasa, ascetyczna scenografia Annette Kurz, doskonała i bardzo równa gra aktorska całego zespołu z Hamburga, wreszcie inteligentna interpretacja i subtelna reżyseria Percevala - tworzą spójną, poruszającą do głębi całość. Nie ma tu nic zbędnego i niczego w spektaklu nie brakuje. To teatr wielki, wyjątkowy, perfekcyjnie zrealizowany i poruszający do głębi.

Reżyser znacznie ograniczył liczbę postaci, skupiając się na rodzinnym - i uniwersalnym jednocześnie - dramacie, w którego centrum stoi Hamlet. Hamlet rozpisany na dwóch aktorów. Z ciała (a konkretnie: z kostiumu) Hamleta pierwszego - obojętnego, zrezygnowanego, boleśnie skrzywdzonego śmiercią ojca i ponownym ślubem matki, ale powoli godzącego się z tymi wydarzeniami - rodzi się Hamlet drugi - agresywny, rozdygotany, pałający pragnieniem zemsty. Rodzi się zresztą w momencie nieprzypadkowym: po raz pierwszy jego głowę wystającą z obszernej szaty "brata-bliźniaka" widzimy w scenie rozmowy z duchem ojca; cała naga sylwetka drugiego Hamleta wyłania się po monologu "być albo nie być", w trakcie rozmowy z Ofelią (czyli w pierwszej scenie, w której Hamlet jest otwarcie agresywny dla innej postaci). "Bliźniacy" łączą się ponownie w finałowej scenie, która w spektaklu Percevala zastępuje krwawy pojedynek z Leartesem. Obaj Hamleci, przykryci są wspólnym płaszczem, ale jeden z nich wykrzykuje - razem z grupą dzieci-statystów - litanię życiowych alternatyw. Być dobrym, być złym. Działać, pozostać bezczynnym. Zachorować, pozostać zdrowym. Iść, stać. Być, nie być...

Zastosowane rozbicie Hamleta na dwie sceniczne postacie oddaje nie tylko dylematy szekspirowskiego bohatera, ale i każdego z nas; ciągłe rozerwanie pomiędzy dobrem i złem, prawdą i fałszem, działaniem i bezczynnością. Choć takie rozszczepienie "ja" może być też groźne - szaleństwo Ofelii oddane jest nie przez dramatyczną grę, ale wprowadzenie na scenę prócz aktorki także jej aż trzech dublerek. Bo reżysera niemieckiego "Hamleta" nie interesuje zabawa w mały realizm, w budowanie fikcji scenicznej. Belg nie udaje, że opowiada nam historię, której jeszcze nie znamy. Za to fantastycznie wykorzystuje wieloznaczną scenografię, mocną kreską buduje charakterystyczne postacie. I tak choćby otyła Gertruda wchodzi i z schodzi ze sceny podrygując w pseudobaletowych ruchach, a Leartes to blisko trzymetrowa postać, z ukrytymi szczudłami w obszernych spodniach.

Niezwykle udanie brzmi szekspirowski tekst, przepisany od nowa współczesnym językiem przez Feriduna Zaimoglu i Güntera Senkela. Pomimo momentami odrobinę przesuniętych akcentów, nie traci on nic z drapieżności oryginału. Konflikt bohaterów zostaje tu wyostrzony, ale nie zbanalizowany, język postaci jest uwspółcześniony, ale nie zbytecznie zwulgaryzowany.

Trudno przecenić w spektaklu rolę muzyki, wykonywanej na żywo przez Jensa Thomasa. Buduje ona cały nastrój "Hamleta", nie tyle ilustrując konkretne fragmenty, co wchodząc z nimi w dialog i je uzupełniając. Artysta wykonuje wszystkie, jakby leniwie powolne - utwory na pianinie, niekiedy grając też bezpośrednio na odsłoniętych w instrumencie strunach, lub gitarze akustycznej. Muzyce towarzyszy często pełen emocji zaśpiew Thomasa, przywodzący na myśl dokonania spod znaku choćby grupy Sigur Ros.

Praktycznie jedynym, na początku szokującym elementem scenografii jest naturalnej wielkości truchło jelenia. Jest ono przewiązane w tułowiu grubą liną, która znika gdzieś nad sceną. Obraz ten od razu budzi szereg skojarzeń, od najprostszych (trup pięknego zwierzęcia to odwołanie do martwego króla Hamleta, którego w spektaklu nie widzimy ani razu lub - po prostu - brutalna metafora śmierci), po metafizyczne (kto trzyma drugi koniec liny?). Poza tym Kurz zostawiła aktorom prostą scenę z grubych desek, zamkniętą od tyłu falującymi połaciami czarnego materiału. Aktorzy z Hamburga nie mają najmniejszego problemu, by tę przestrzeń wypełnić. Naprawę rzadko widzi się zespół z jednej strony pełen tak rozmaitych charakterów, z drugiej - tak zgrany i równy. Bo naprawdę, w "Hamlecie" nie ma ról słabych.

"Hamlet" Luka Percevala to dzieło, jakie powstaje zapewne raz na kilkaset, o ile nie na kilka tysięcy spektakli. Hipnotyczne dwie godziny przedstawienia mijają momentalnie, ma się wrażenie, że zaledwie pomiędzy jednym a drugim wdechem. To teatr bezpretensjonalnie, przejmująco piękny, pozbawiony ironii, odkrywający prawdę nie tylko o szekspirowskich bohaterach, ale przede wszystkim o nas samych.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji