Artykuły

Teatralny pojedynek outsiderów: Żydzi kontra Indiane

"Weisman i Czerwona Twarz" w reż. André Hübnera-Ochodlo z Teatru im. Mickiewicza w Częstochowie. Pokaz w Teatrze Atelier w Sopocie recenzuje Mirosław Baran w Gazecie Wyborczej - Trójmiasto.

Spektakl sopockiego Teatru Atelier im. Osieckiej "Wesiman i Czerwona Twarz" George'a Taboriego w reżyserii Andre Ochodlo to przedstawienie ciekawe, konsekwentnie - choć nie bez zastrzeżeń - zrealizowane. I co najważniejsze - przedstawienie niegłupie.

Gdzieś w środku pustkowia amerykańskich Gór Skalistych pojawia się Weisman - amerykański Żyd, podróżujący samochodem do Nowego Jorku z niepełnosprawną intelektualnie córką Rutką i prochami zmarłej żony. W trakcie postoju napada ich myśliwy (w spektaklu pojawiający się w tyrolskim stroju i niepokojąco przypominający Adolfa Hitlera) i kradnie im samochód. Nadzieją bohaterów na ratunek może być Czerwona Twarz, pół-Indianin, wyrzutek amerykańskiego społeczeństwa, który przyjeżdża w góry umrzeć. Ale gdy już wdaje się on w rozmowę z Weismanem, to obaj mężczyźni zaczynają z zapałem licytować się, którego w życiu spotkało więcej nieszczęść. Ostateczny pojedynek pomiędzy nimi to już kwestia czasu...

"Żydowski western" - bo taki podtytuł nosi sztuka - to późny utwór urodzonego na Węgrzech, a pracującego w Stanach Zjednoczonych i Niemczech George'a Taboriego (1914-2007). Czytając "Weismana i Czerwoną Twarz" od razu widać, że to tekst napisany przez autora urodzonego na początku wieku, w "starej" Europie - całkowicie zanurzonego w modernizmie, a nie postmodernizmie. To symboliczna, przewrotna tragikomedia, gdzie nawet jeżeli pojawia się pastisz jako nadrzędna forma uporządkowania dramatu, to w żadnym stopniu nie stanowi on jego tematu.

Reżyser André Hübner- Ochodlo świetnie czuje przewrotny humor Taboriego, bohaterów dramatu i fabułę przedstawia z dużym dystansem. W konwencję spektaklu wprowadza nas już sam początek: widzimy na ekranie telewizora czołówkę z napisami z filmu fabularnego (oczywiście z nazwiskami twórców sopockiej produkcji). Jednak szybko orientujemy się, że nie będzie to film "made in Hollywood"; klasyczny western, w którym Indianie są zawsze źli, a dobro zawsze zwycięża. Bo wszystkie te napisy przedstawione są po węgiersku - co z jednej strony jest oczywistą aluzją do pochodzenia Taboriego, ale z drugiej - już mniej oczywistym - odwołaniem do "ubogich" europejskich podróbek westernu, które produkowano m. in. w byłej Jugosławii. Umowna w przedstawieniu jest też scenografia - jej główny element to zajmujące całe ściany fototapety przedstawiające Góry Skaliste. Na scenie znajduje się jeszcze parodia totemu (połączenie pluszowego sępa, piecyka i prysznica), podświetlane od wewnątrz "głazy" oraz miska ustępowa (to chyba jakaś nowa obsesja Ochodlo, bo identyczny przedmiot był elementem scenografii jego spektaklu "Superman nie żyje" sprzed paru tygodni).

Sopocki "Weisman" to spektakl dość tradycyjny i prowadzony w stonowany sposób - jednak w tym tkwi jego siła. Takie podejście reżysera pozwala wybrzmieć w pełni świetnemu tekstowi Taboriego. Nieprzypadkowo najsłabsze w przedstawieniu są momenty, w których Ochodlo próbuje "uatrakcyjnić" przekaz i wypowiedź bohatera słyszymy z telewizora lub postacie zaczynają się bawić wspomnianą miską ustępową. Może tylko momentami reżyser zbyt mocno "goni" akcję, przez co spektakl gubi rytm i trudniej wsłuchać się w dialogi Na pochwałę zasługuje za to aktorstwo - świetny jest subtelny i wyniosły Adam Hutyra jako Czerwona Twarz i znerwicowany, pełen żalu do świata Michał Kula Jako Weisman. Nieźle sekunduje im sprawna, choć momentami może nieco zbyt ekspresyjna Sylwia Karczmarczyk jako Rutka.

Główną siłą przedstawienia Ochodlo pozostaje świetna, niejednoznaczna i boleśnie zabawna sztuka Taboriego. Dramaturg, całkowicie unikając patosu, porusza temat ofiar współczesnego świata. Jednak to nie wyczerpuje sensów dramatu. Autor stawia bowiem przewrotne pytania dotyczące bardziej ludzkiej kondycji niż demonów historii. Czy każda ofiara jest zawsze dobrym człowiekiem? Czy poczucie historycznej niesprawiedliwości nie służy dziś zbyt często jako praktyczna wymówka - której zanegowanie byłoby przecież "niepoprawne politycznie"? Andre Ochodlo w Teatrze Atelier po nieudanym spektaklu "Superman nie żyje" stworzył przedstawienie ciekawe, konsekwentnie - choć nie bez zastrzeżeń - zrealizowane. I co najważniejsze - przedstawienie niegłupie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji