Kubuś Puchatek spoważniał
PIERWSZA z opisanych w "Kubusiu Puchatku" historyjek zaczyna się słowami: Pewnego razu, bardzo dawno temu, mniej więcej w zeszły piątek (...). Ani Puchatek, ani jego przyjaciel Krzyś, który już trochę umie liczyć, nie żachnęli się, że przecież piątek był najdawniej tydzień temu. Arcylogika tego zdania jest nieodparta, prosta jak drut i słodka jak zrymowany do drutu miut. Zastosowanie takiej - za nic mającej chronologię, ortografię, konwencję i konsekwencję - arcylogiki doprowadziło do powstania arcyzabawnej powieści dla dzieci, młodzieży itd. do prababć i pradziadków włącznie.
W niedzielę, 11 kwietnia, Teatr im. H.Andersena wystawił premierowe przedstawienie "Kubusia Puchatka" oparte na motywach powieści Alana Alexandra Milne 'a. Spektakl wyreżyserowany przez Wojciecha Wieczorkiewicza (Wrocław), który jest także autorem adaptacji nie daje ekwiwalencji prozy Milne` a. Powstało zajmujące przedstawienie lalkowe, które koniecznie powinno zobaczyć każde dziecko, ale bez czytania książki się nie obędzie. Wokół każdej bez wyjątku adaptacji są spory, czy słusznie wybrano właśnie to, a zaniechano owego. Mnie nie żal odrzuconych wątków ani nieobecnych bohaterów (Kangurzycv z Maleństwem, Tygryska). Żałuję, że ci, którzy wystąpili na lubelskiej scenie, stracili trochę poczucia humoru. Np. Kłapouchy, i w powieści zrzęda, melancholijny osiołek z wyboru, na dobrą sprawę smuci się tylko po to, aby sztuka smucenia nie ucierpiała, natomiast teatralny Kłapousio Mariana Kłodnickiego bywa nieszczęśliwy zbyt serio, bez przymrużenia oka. Sam Kubuś, nieskazitelny egoista, wielbiciel jedzenia i spania jest zanadto altruistyczny. Uratował Prosiaczka to prawda, ale zanim to zrobił, zjadł 10 beczek miodu i kto wie, czy wyłowiłby z rwącej kipieli butelkę, gdyby nie miał nadziei, że znajdzie w niej miód. Taki jest Kubuś Puchatek Andrzej Ludwik Jóźwicki, który miał w swoich rękach los i lalkę Kubusia, niechcący poprawiał mu charakter.
DIALOGI z "Puchatka" można in extenso przenieść na scenę. Trudniej z częścią opisową. Przygody w niej opowiedziane nie są wielkiego formatu, a to Kłopouchy zgubił ogon, Puchatek okazał się grubszy niż drzwi frontowe, a Prosiaczka osaczyła wielka woda z kałuży po deszczu. Wielkość książki Alana Alexandra Milne'a leży nie w tym, o czym opowiada, lecz w sposobie opowiadania czy nawet filozofii opowiadania.
Milne przyznał, że napisał "Kubusia Puchatka" z miłości do swego synka Krzysia. Może dlatego książka jest jak czuły pocałunek na dobranoc - samą radością, przyjemnością, zabawą, rozkoszą bez moralizowania, pouczania co dobre, co złe, bez straszenia. Dramatyzmu w "Kubusiu" jak na lekarstwo, za to ogrom humoru i śmiechu w najróżniejszych odmianach: dobrodusznej, zaskakująco
wyrafinowanej, czasami troszkę ironicznej, bo przecież dzieci nie są święte, uprawiają kłamstewka i robią głupstewka jak pozostała część ludzkości.
SŁONECZNY świat opisany jest słonecznym językiem, ciepłym, prostym, czysta poezja, co w danym przypadku oznacza, że książka napisana jest porządną realistyczną prozą bez żadnej poetyckiej maniery. Bohaterowie nie są zbytnimi mądralami, ale dzięki powieściowej arcylogice dochodzą do zadziwiająco mądrych wniosków, dzięki którym z przyjaźnią odnoszą się do siebie, i świata. Dialogi dociekliwych, acz naiwnych stworzeń są wybitnie teatralne, w czystym purenonsensownym stylu. Kubuś Puchatek i jego przyjaciele to mistrzowie pogodnego absurdu.
Czytając "Puchatka" raczej uśmiechamy się niż ryczymy ze śmiechu. Może więc było tak, że usta widzów częściej drżały z radości niż mnie się wydaje. Niepowtarzalnego uroku prozy A.A. Milne'a nie udało się przełożyć na mowę teatru, natomiast inne walory powieści: przygodowa akcja, rysunek charakterów, zachowania postaci pozostają w sympatycznym związku z pierwowzorem. Gdyby bohaterom nie przydarzyła się atrofia poczucia humoru, przedstawienie byłoby o niebo lepsze. BARDZO podobała mi się scenograficzna koncepcja Jadwigi Mydlarskiej-Kowal. Jest biały pokój Krzysia o ścianach rozwartych do widowni jak kartki czytanej książki, pod parapetem leżą zabawki, a za oknem przysłoniętym firanką (w deseń Stumilowego Lasu) toczy się życie bohaterów. Okno jest otwarte, więc można przechodzić z jednego snu w drugi, z jednej opowiadanej Krzysiowi historii do następnej. Muzykę do "Kubusia Puchatka" napisał profesjonalista Krzesimir Dębski. Finałowa piosenka wykonana przez aktorów, którzy zdecydowali się wystąpić bez masek (czytaj bez lalek), była naprawdę ładna.
"Kubuś Puchatek" z pewnością będzie się cieszył powodzeniem, ale to teatr zaciągnie dług wdzięczności u sympatycznego misia, a nie odwrotnie.