Artykuły

Gra o Danielu i inne (fragm.)

"Ludus Danielis", średniowieczną "Grę o Danielu" w realizacji warszawskiego Teatru Wielkiego, zobaczyłem dopiero w kilka miesięcy po premierze, uznanej za jedną z najciekawszych na polskich scenach operowych, podczas Dni Muzyki Starych Mistrzów we Wro­cławiu. Zanim się zajmę tym rzeczy­wiście niesłychanie interesującym dramatem liturgicznym, chciałbym jednak opowiedzieć o jednym z naj­piękniejszych i najbardziej zajmują­cych festiwali muzycznych w Polsce, a jednak festiwalu prawie zupełnie nie znanym, poza Wrocławiem. Skromniutki, trwa zaledwie trzy dni i za­myka się w sześciu koncertach, ale jest tak trafnie i z takim smakiem skomponowany, że w tych trzech dniach nasłuchamy się co roku tyle dobrej muzyki w tak mądrze ułożo­nym programie, iż nie każdy z wiel­kich, renomowanych i hucznie rekla­mowanych festiwali przynosi słucha­czom tyle wartościowych wrażeń co Dni Muzyki Starych Mistrzów.

Zainicjował je i zorganizował przed kilkunastu laty, a do dziś prowadzi z niezwykłym uporem i talentem, młody muzyk i historyk sztuki Marek Dyżewski. Szaleniec boży, zakochany w dawnej sztuce muzycznej, a wła­ściwie we wszystkich dziedzinach sztuk dawnych, w programach Dni Muzyki Starych Mistrzów łączy i splata muzykę z plastyką, architektu­rą, teatrem, poezją. Obserwując zain­teresowanie młodych słuchaczy daw­ną muzyką, Dyżewski zorganizował w 1967 przy pomocy Zrzeszenia Studen­tów Polskich mały festiwal dla słu­chaczy z wrocławskich uczelni uni­wersyteckich, zapraszając na Dni Mu­zyki Starych Mistrzów młodych mu­zyków i młode zespoły specjalizujące się w wykonawstwie dawnej muzyki. W 1979 organizację Dni przejął wro­cławski Ośrodek Kultury i Sztuki, roz­wijając je w festiwal cieszący się ogromnym powodzeniem zwłaszcza wśród młodych słuchaczy. W tym roku tematem XIII Dni Mu­zyki Starych Mistrzów była poezja w muzyce dawnej, stosunek muzyki do sława i słowa do muzyki w sztuce sta­rych mistrzów. Festiwal miały otworzyć "Scherzi musicali" Claudio Monteverdiego w tłumaczeniu tekstów włoskich Marka Dyżewskiego, w wykonaniu Capelli Cracoviensis. Grypa rozłożyła jednak wykonawczynię głównej partii i w zamian wystąpiła krakowska Ka­pela Rorantystów. W ten sposób sięg­nęliśmy do polskich źródeł śpiewu ze­społowego, współczesna Kapela Roran­tystów kontynuuje bowiem tradycje, sposób śpiewania i repertuar słynnej Wawelskiej Kapeli Rorantystów, zało­żonej w 1543 przez Zygmunta I Stare­go dla Kaplicy Zygmuntowskiej. Mog­liśmy więc usłyszeć sposób interpreta­cji tekstu muzyką w utworach kompo­zytorów polskich z XVI wieku, wplecio­nych w pięciogłosową Mszę Monogramisty z pierwszej połowy XVI wieku, Krzysztofa Borka, w wykonaniu idealnie zaśpiewanego oktetu męskiego z kontratenorami o czystym jasnym brzmieniu. Czy tak brzmiały utwory Borka, Gorczyckiego w wykonaniu Kapeli Rorantystów Wawelskich Zyg­munta Starego, któż to wie? Nie mamy przecież żadnych możliwości spraw­dzenia i porównań. Wierzymy tylko, że sposób wykonania repertuaru dawnych Rorantystów przez współczesnych Ro­rantystów, oparty na dogłębnych stu­diach i znawstwie dawnej muzyki, traf­nie oddaje klimat tej muzyki zespolonej z liturgicznymi tekstami i specyfikę sztuki wokalnej XVI wieku.

W drugiej części koncertu już Capella Cracoviensis z muzyką z przełomu XVI i XVII wieku, komedią madrygałową Adriano Banchieriego "Barca di Venetia per Padova". Są to krótkie obrazki chó­ralne oparte na basso continuo reali­zowanym na klawesynie i wiolonczeli, opowiadające o przygodach na barce żeglującej Brentą z Wenecji do Padwy, obrazki pełne humoru, łączone zgrab­nymi wierszykami Ludwika Jerzego Kerna, opartymi o autorskie didaskalia, które dowcipnie recytował Andrzej Buszewicz. Zespół Capella Cracoviensis pod batutą Jerzego Swobody wykony­wał lekko i z polotem zabawne ma­drygały mistrza ilustracyjnej muzyki programowej. Uroczy wieczór w pięk­nym otoczeniu barokowej Auli Leopoldinae, dobry początek festiwalu dawnej muzyki!

W nocy koncert specjalny, na którym Dyżewski zaprezentował młody, ale już dobrze brzmiący i zgrany kwintet dęty "Academia" z Katowic. Pięciu młodych muzyków, którzy wyróżnili się na tar­nowskim festiwalu młodych talentów Krajowego Biura Koncertowego, wyko­nało niezmiernie rzadko grywane na polskich estradach utwory na kwintet instrumentów dętych Johanna Christia­na Bacha (najmłodszego syna wielkiego kantora z Lipska), Josepha Haydna, wdzięczne suity Corelliego i Rameau w opracowaniu Meizla Ferenza. W tej samej Sali Rycerskiej starego Ratusza Wrocławskiego, w której doskonale brzmią zespoły kameralne, usłyszeliśmy następnego dnia utwory osiemnasto­wiecznego kompozytora, twórcy "Cantates Francoises" o tematyce mitologicznej, Ludwika Nicolasa Clerambault, m. in. kantatę "Orphee", śpiewaną w charakterystycznym stylu "afetuoso", obfitującym w gwałtowne zwroty dy­namiczne przez kontratenora dysponu­jącego dobrą techniką ekspresyjnego śpiewu barokowego Wojciecha Pośpiecha, solistę Capelli Bydgostiensis. Po­szczególne części kantaty łączyła aktor­ka Teatru Polskiego we Wrocławiu Ja­dwiga Skupnik, recytując poetyckie tłu­maczenia włoskiego tekstu dokonane przez Marka Dyżewskiego.

W tej samej sali ratuszowej, w któ­rej publiczność siedzi tuż przy arty­stach, odbierając bezpośrednio ich za­angażowanie muzyką, niezwykle in­tymną atmosferę, pełną poetyckiego nastroju stworzyło dwoje młodych in­strumentalistów angielskich, klawesynistka Maggie Cole, grająca także na przywiezionym z Londynu, brzmiącym jak szlachetna lutnia, starym nieznanym u nas klawesynie lutniowym i lutnista Nigel North, wirtuoz na 24-strunnej lutni. Grali pełne wdzięku suity i so­naty Haendla i J. S. Bacha oraz utwo­ry zapomnianych kompozytorów wro­cławskich, Johanna Kropfgansa ze słyn­nej śląskiej rodziny lutnistów, współ­grających z Nerudą. Haydnem, J. S. Bachem, i Sylviusa, Leopolda Weissa, wspaniałego lutnisty, który grywał w słynnych kapelach dworów europejskich w XVIII wieku, m.in. na dworze oław­skim w kapeli Aleksandra Sobieskiego i w 1708 wywędrował z królewiczem Aleksandrem ze Śląska do Rzymu, gdzie przez 6 lat grał w kapeli teatru dwor­skiego Sobieskich w Palazzo Zuccari.

Jednym z najpiękniejszych koncertów Dni Muzyki Starych Mistrzów był kon­certów Auli Leopoldinae niedawno po­wstałej, ale już świetnie grającej na starych instrumentach, Orkiestry. Baro­kowej Zamku Warszawskiego pod kie­rownictwem Władysława Kłosiewicza i Andrzeja Mysińskiego, wykonującej u­twory Claudio Monteverdiego z udzia­łem solistów Ewy Iżykowskiej, Jerzego Artysza, Ryszarda Cieśli, Krzysztofa Szmyta i męskiego chóru wokalnego Bornus Consort. Wydaje mi się, że nie mieliśmy jeszcze w Polsce zespołu tak pięknie i stylowo wykonującego włoski barok!

Bornus Consort, zespół, który pod kierownictwem Mar­cina Szczycińskiego opanował po mi­strzowsku sztukę dawnej wokalistyki, zarówno w emisji głosów, zwłaszcza wysokich kontratenorów, opiewających dźwięcznymi sopranami, jak i w tech­nice impostacji i giętkości głosu, a tak­że w stylowym sposobie interpretacji. Bornus Consort był też współtwórcą spektaklu, który ukoronował Dni Muzy­ki Starych Mistrzów - "Ludus Danielis", o czym wspominałem na wstępie. Grana przez zespoły zakonne w koście­le Notre-Dame-de-la-Basse-Oeuvre w Beauvais już w 1140, spisana w XIII wieku "Gra o Danielu", zawiera niesłychane bogactwo muzyki - 50 melodii niezwy­kłej piękności. Słyszeliśmy je już we Wrocławiu w doskonałym wykonaniu Pro Cantione Antiqua i Landini Consort, angielskie zespoły prezentowały w 1981 na XVI festiwalu Wratislavia Cantans "Ludus Danielis" w surowym oto­czeniu katedry św. Marii Magdaleny, w najprostszej inscenizacji, zaznaczonej je­dynie ograniczoną kościelną przestrze­nią akcją, we fragmentach kostiumów, z nielicznymi rekwizytami. Wykonaw­stwo muzyczne i wokalne było wzoro­we. Ale poziom muzyczny i wokalny warszawskiego przedstawienia wcale nie jest gorszy, a realizatorzy "Gry o Danielu" w warszawskim Teatrze Wielkim roztoczyli przed widzami całe bogactwo średniowiecznego dramatu li­turgicznego z jego symbolami muzycz­nymi, plastycznymi i dramatycznymi, przystosowanymi do percepcji współ­czesnego widza.

"Ludus Danielis" rozgrywa się na sy­multanicznej scenie przed portalem gotyckiej katedry, której drzwi zamyka rzeźba umęczonego Chrystusa. Marian Kołodziej skomponował przepiękną de­korację, skąpaną w zieleniach, czerwie­ni, błękitach i w złocie, podzieloną na mansjony, przedstawiające dwór kró­lewski na babilońskim wozie; plac przed świątynią, pustelnię Daniela za­mieniającą się w lwią jamę, ogniste piece. Przebogate szaty królów, dygni­tarzy, wojowników, z wielkimi napisami na piersiach wyjaśniającymi, kogo gra noszący ową szatę aktor, wdziewane są na mnisie habity zakonnych aktorów noszących na głowach wysokie kołpa­ki i turbany ozdobione błyszczącymi klejnotami.

We Wrocławiu "Ludus Danielis" gra­no w Teatrze Polskim, który posiada wprawdzie niemałą scenę, ale i tak zbyt małą dla dekoracji przeniesionych z ko­losalnej sceny sali im. Emila Młynarskiego w Teatrze Wielkim. Toteż bocz­ne mansjony zostały wystawione przez proscenium na widownię - efekt zna­komity, znaleźliśmy się bowiem w środku akcji jak na katedralnym placu, na którym rozgrywano zapewne w Beauvais ten dramat liturgiczny po liście papieża Klemensa V do Synodu Wiedeńskiego: "Zakazujemy śpiewów świeckich i tańców rozpustnych na cmentarzach, w kościołach, świątyniach zakonnych i kolegiackich..." A spektakl, inscenizowany i reżyserowany przez Hannę Chojnacką, posiadającą doświad­czenie choreograficzne, rozgrywa się ca­ły w rytmie muzyki, w ruchu na wpół tanecznym, stylizowanym według XIII-wiecznych rycin, znakomicie zhar­monizowanym z hieratycznym gestem, z zamaszystością obszernych szat.

Historia o bogobojnym Danielu, udzielającym porad i przestróg kolejnym królom babilońskim władającym Pale­styną, o proroku wybawionym przez Jehowę z ognistego pieca i lwiej jamy, przedstawiona została z tą pogodną we­sołością i ironią, z jaką ludowy teatr traktuje symboliczne widowiska. Orygi­nalną muzykę z rękopisu z Beauyais wzbogacono, zgodnie ze średniowieczny­mi zwyczajami, muzyką liturgiczną gre­goriańskiego chorału, XIII-wiecznymi motetami, średniowiecznymi tańcami włoskimi i francuskimi. Kierownik mu­zyczny tego uroczego spektaklu Marcin Szczyciński-Bornus powierzył partię instrumentalną kwartetowi grającemu na kopiach średniowiecznych instru­mentów - na lutni, darabuco, kołatkach, rebecu, fidelu, fletach prostych, pisz­czałkach pasterskich. Dużą rolę w mu­zycznej organizacji spektaklu gra też cisza, zrytmizowana tupotem stóp, klas­kaniem, łopotem szat w tanecznym obrocie. Marcin Szczyciński kreował w tym spektaklu trzy jakże różne w cha­rakterze gry aktorskiej i wokalnej interpretacji postacie: wojowniczego kró­la Nabuchodonozora, roztropnej Królo­wej, żony króla Baltazara, i Anioła wy­jawiającego łaskę boską dla Daniela. W roli proroka Daniela wystąpił Krzy­sztof Szmyt, fenomenalnie operujący te­norem altowym w gardłołomnych wprost fioriturach barokowej wokali­styki, pełen dostojnej skromności proroka-pustelnika, znającego swoją war­tość i wartość opieki Jehowy.

Spektakl śpiewany po łacinie objaśniany jest po polsku przez Prologusa, Jana Kochanowskiego, dobrze recytują­cego niełatwe monologi, stylizowane na renesansowa polszczyznę przekładu Bi­blii księdza Jakuba Wujka. Tekst, pol­ski napisał Marek Dyżewski, który też opracował tekst łaciński dramatu, a przed każdym koncertem wygłaszał krótką prelekcję wyjaśniającą stosunek muzyki do poezji i słowa do muzyki w znajdujących się w programie utwo­rach. Jakaż wszechstronność wiedzy i za­miłowań tego młodego entuzjasty mu­zyki, który potrafił stworzyć tak piękny festiwal, i naznaczyć go śladami swego bogatego talentu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji