Artykuły

Zimowa melancholia

Inscenizacja ""Czyż nie dobija się koni?" została przygotowana przez reżysera Tomasza Dutkiewicza z rozmachem - wystąpił prawie cały zespół teatru, spektakl zaczął się już w foyer, gdzie tłum aktorów chętnych do wzięcia udziału w konkursie tańca mieszał się z publicznością, były romantyczne piosenki i strzały w stronę widowni. Ta, niezrażona, zgotowała twórcom spektaklu owację na stojąco. Nie wszyscy jednak wstali.

Horace McCoy (1897-1955) napisał powieść o ciężkich czasach Wielkiego Kryzysu, kiedy to Amerykanie głodowali, podróżowali w poszukiwaniu jakiejkolwiek pracy, kiedy nawet ludzie zamożni i ustabilizowani tracili wszystko i lądowali na dnie. Jak słusznie zauważył w swoich wspomnieniach Arthur Miller, mieszkańcy USA nie oskarżali o swe niepowodzenia Systemu, ale samych siebie. Przyzwyczajeni od wczesnej młodości do brania własnego życia we własne ręce, tym boleśniej przeżywali kryzys, który nie dawał im żadnych szans. Lata dwudzieste i trzydzieste były jednocześnie "złotymi dniami" hollywoodzkich wytwórni - ani przedtem, ani potem nie udawało im się w takim stopniu zawładnąć masową wyobraźnią. Kariera aktorska - jeszcze do niedawna podejrzana i nieczysta - stała się symbolem największego sukcesu. To zderzenie marzeń i ponurej rzeczywistości, które stało się udziałem wielu młodych ludzi, było atrakcyjnym tematem literackim. Pisał o tym Scott Fitzgerald i Nathaniel Hawthorne. Obaj zresztą, podobnie jak MacCoy związani byli z wytwórniami filmowymi. Przerobienie powieści McCoya na film okazało się przedsięwzięciem niezwykle udanym. "Filmowy" był zarówno nieludzki maraton tańca, jak i oczywiste motywacje jego uczestników, z których wszyscy, oprócz jednej pary byli skazani na klęskę. Atmosfera tamtego czasu, obfitującego w osobiste tragedie, nie znosiła jednak happy endów. I tak, rozpaczliwie i ponuro, bez cienia nadziei kończy się ta historia.

Na wyróżnienie w olsztyńskim spektaklu zasługują piosenki, w pełnym emocjonalnego zaangażowania, wykonaniu Magdaleny Woźniak. Młoda aktorka, obdarzona ciemnym, głębokim głosem mogłaby śpiewać je poza spektaklem, ratując nas przed zimową melancholią. Aktorzy, biorąc pod uwagę tekst, do wygrania mieli niewiele. Dialogi były miałkie, nie budujące scenicznych osobowości. Dlatego wspomnieć należy o tych, którym udało się z tego materiału coś ulepić - Marianie Czarkowskim w roli prowadzącego maraton wodzireja - Rocky Gravo; Alicji Szymankiewicz w roli heroicznej tancerki w ciąży - Rubby. Przekonująco na scenie wypadli adepci aktorskiego studia, którzy, jako anonimowe pary, tworzyli tło dla odtwórców głównych ról - Joanny Fertacz, Stanisława Krauzego, Wiesławy Niemaszek, Krystyny Jędrys i innych.

"Czyż nie dobija się koni?" spektakl sentymentalny, lekki, łatwy i przyjemny, choć dość długi, na pewno będzie miał swoją publiczność, przyzwyczajoną do interdyscyplinarności sztuk - filmu w teatrze, teatru w filmie. Czasem takie zamiany miejsc dają ciekawe efekty artystyczne. Ale ja nie rozumiem dlaczego teatr ściga się z innymi gatunkami sztuk, zamiast pozostać sobą, być teatrem w teatrze.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji