Takim wariatem jest każdy
- Każdy z nas jest trochę spełniony i niespełniony; czasem już się mu wydaje, że wie, jak żyć, a potem znów ma mnóstwo pytań i wątpliwości - mówi EDYTA OLSZÓWKA nie tylko o roli w spektaklu "Wariatka", w którym wystąpi dzisiaj w Krakowie
Tytułowa "Wariatka" ze spektaklu Nadieżdy Ptuszkiny nie jest osobą chorą psychicznie...
- Nie, to jedna z osób, które spotkać możemy każdego dnia. Ta kobieta jest jednym wielkim krzykiem o miłość, o to, by być dla kogoś kimś ważnym, by odnaleźć sens swego życia. Emocjonalność, determinacja - oto jej wariactwo. Takim wariatem jest każdy z nas, kiedy stara się zawalczyć o swoje marzenia.
Jest w sztuce Ptuszkiny klimat trochę jak u Czechowa...
- Bo to sztuka o ludziach z ich skomplikowaną psychiką, zmagających się ze swoją samotnością, walczących o miłość, o siebie.
Grana przez Panią lekarka spotyka przypadkowo na przystanku młodszego o 10 lat biznesmena. I wikła się w związek z nim...
- Wręcz desperacko, z wielkim uczuciem, uświadamiając jednocześnie temu mężczyźnie, jak bardzo jest samotny. On nigdy wcześniej nie odważył się pokochać. Uwikłany w walkę o pieniądze, o karierę, bał się uczuć, unikał emocji. Wierzył, że pieniędzmi wypełni duszę na tyle, że nie będzie wyć. Ma żonę, ma dziecko, ale nigdy nie powiedział: "Kocham". I teraz, dzięki tej przypadkowej kobiecie-zdesperowanej, odważnej - nagle odkrywa sferę duchową, dostrzega siłę uczuć.
Prywatnie akceptuje Pani wybory swojej bohaterki?
- Emocjonalnie jest ona bliska każdej kobiecie, ale aż taki rodzaj desperacji i walki o miłość jest mi daleki.
Rozmawiamy o poważnych problemach, o zawiłościach uczuciowych i psychicznych, a przecież jest to sztuka, podczas której często rozlega się śmiech. Państwa spektakl wygrał plebiscyt widzów XIII Festiwalu "Oblicza teatru" w Polkowicach - właśnie w kategorii najlepszy spektakl komediowy.
- To jest raczej tragikomedia; Ptuszkina napisała ją bardzo "duszoszczipatielnie", jak to często bywa w literaturze rosyjskiej.
A reżyser Grzegorz Chrapkiewicz pozostawił rosyjskie realia.
- Tak, ale to równie dobrze mogłoby się dziać w Warszawie czy w Nowym Jorku. To sztuka bardzo uniwersalna, za co chwała autorce. Podobnie jak ludzie - wszędzie są samotni, szukają miłości, bliskości.
Można by powiedzieć, nawiązując do tytułu serialu, w którym grała Pani przez lata, "samo życie".
- Bo takie ono jest. Każdy z nas jest trochę spełniony i niespełniony; czasem już się mu wydaje, że wie, jak żyć, a potem znów ma mnóstwo pytań i wątpliwości.
Ostatnio gra Pani w serialu "Przepis na życie". A jakiś nowy film? Już cztery lata minęły od inteligentnie zabawnej komedii "Lejdis"...
- Bardzo bym chciała, proszę trzymać kciuki, ale niestety, nie mogę się niczym pochwalić. A wracając do "Lejdis", też uważam, wbrew wielu krytykom, że była to ciekawa propozycja - komediowa, ale i momentami wzruszająca. Potwierdzeniem jest choćby to, że teraz wiele kobiet, jak owe "lejdis", organizuje sobie sylwestra w sierpniu, że funkcjonuje specjalny, zrodzony z filmu blog...
To trzymam kciuki za Pani kolejne filmy.
- Kończąc łódzką Filmówkę, myślałam, że będzie się w Polsce robiło dużo filmów, że będzie dla nas wszystkich miejsce. A jest, jak jest... Na dodatek panuje kult młodości, a ja osiągam już tzw. wiek dojrzały dla aktorki. Lecz nie tracę nadziei, że będę miała co grać. Także w teatrze.
Teraz gram w Teatrze Polonia w sztuce Sandora Maraia "Przygoda" w reżyserii Krystyny Jandy, czekam też na role w moim macierzystym Teatrze Powszechnym. No i mam tę "Wariatkę", z którą wraz z moim scenicznym partnerem Lesławem Żurkiem dotrzemy do Krakowa, z czego bardzo się cieszę, bo uwielbiam Kraków i wiem, że ma wspaniałą publiczność.
Edyta Olszówka i Lesław Żurek zagrają o godz. 19 w PWST w ramach Krakowskich Miniatur Teatralnych