Studium patologii
Pod wspólnym tytułem "Temat z wariacjami" wystawił Teatr Współczesny trzy jednoaktówki współczesnych pisarzy z różnych okolic świata: ze Szwajcarii, Anglii i Ameryki. Są to: "Nocna rozmowa z człowiekiem, którym się gardzi" FriedrichaDurrenmatta w przekładzie Jastruna, "Samoobsługa" Harolda Pintera w przekładzie Tarna i "Opowiadanie w ZOO" Edwarda Albee w przekładzie Jurasz-Dąmbskiej. Wszystkie są w reżyserii Jerzego Kreczmara i scenografii Jana Kosińskiego.
W programie zamieszczano fragmenty ze szkicu Barnaby Conrada na temat zachowania się ludzi wobec śmierci, co jak się zdaje ma być tematyczną nicią wszystkich trzech jednoaktówek. Ale trzygodzinny wieczór teatralny nie może rozpostrzeć zbyt wielkiego wachlarza rozmaitych śmierci, trzy zaś sprezentowane nie są dobrane tak sobie, na wyrywki, lecz mają dodatkowy wspólny mianownik, są to śmierci w aurze patologii, a jeszcze ściślej, patologii społecznej.
W napisanej jako słuchowisko radiowe jednoaktówce Durrenmatta do gabinetu pisarza wchodzi nasłany siepacz i nim wykona powierzone sobie zadanie, prowadzi godzinną dyskusję z ofiarą. Sprawa w dziejach nienowa. Nie tylko w czasach Cycerona proskryptor delegował kata. Nasze stulecie może się pochwalić także pięknymi osiągnięciami na tym polu. Oczywiście tylko w teatrze i wyobraźni bezpośrednio gawędzi kat z ofiarą, ale takie są już prawa uogólnienia artystycznego. W jednoaktówce występują dwie osoby - ,.Mężczyzna", czyli ofiara i "Ten drugi", czyli kat. Co sobie może myśleć zabijany, który w dodatku wie, że na jego wołanie o ratunek nie odezwie się żaden głos - wyobraża to sobie Durrenmatt, a odgrywa Aleksander Bardini w sposób zrozumiały, prosty i niezawodny. Gdy opór jest beznadziejny przeciwstawia się mordercy tryumf sumienia. Bardini tak właśnie to zagrał, z niemal antycznym spokojem wyrazu.
Ale Durrenmatta znacznie bardziej pasjonuje co sobie myśli kat i tę sprawę wciela w sposób aktorsko rewelacyjny Henryk Borowski. Wyraża całą cierpliwość katowskiego rzemiosła, wątpliwości sumienia, wreszcie wyplątanie w tryby tej patologii społecznej, która musi rozwinąć się wszędzie, gdzie Cezar przypisuje sobie atrybuty boskie. Głęboka jednoaktówka Durrenmatta dzięki reżyserii i grze aktorskiej zyskuje pełnię swojej wartości polityczno-wychowawczej.
Pinter darzy nas jednoaktówką na temat innej patologii, gdyż trudno nie podciągnąć pod to miano perypetii szajki bandyckiej. W "Samoobsłudze" występują znowu tylko dwie osoby: przedstawiciele świata przestępczego Ben i Gus. Nie są samotni. Mają jakiegoś szefa, którego na scenie nie widać, ale koperta wsunięta przez drzwi oraz obstalunki przez windę dawnej kuchni samoobsługowego baru, zamienionej na legowisko zbrodniarzy, mówią że mamy do czynienia z jakimś gangiem, w którego hierarchii , Ben grany przez Józefa Kondrata ma wyższą rangę od Gusa, granego przez Mieczysława Czechowicza. Gus okazuje się za miękkim, zbyt nerwowym i nieporadnym mordercą i dlatego szajka z nim kończy, zaś egzekucji dokonuje Ben. Słowem w dawnym barze samoobsługowym następuje "samoobsługa" bandytów. Autor nie waha się pokazać ich patologii poprzez śmieszność w stylu muzeum okropności, co aktorzy wykonują bardzo precyzyjnie.
Ale najbardziej makabryczna jest jednoaktówka Albeego. Patologiczny wykolejeniec, chuligan i nożownik Jerry, grany przez Tadeusza Łomnickiego doprowadza spokojnego mieszczucha, granego przez Tadeusza Fijewskiego, Piotra do zabójstwa. Patologią Jerry'ego wyraża się także w tym, że dąży do tego, żeby skończyło się jego życie, nie dopasowane do świata. Przed bójką czyni spowiedź na temat swoich prób nawiązania kontaktu z ludźmi i zwierzętami. Okazuje się to niemożliwe. Straszna moralnie i groźna w swej społecznej wymowie jest scena gdy Piotr zaczyna walczyć z Jerrym o miejsce na ławce przy spacerowym bulwarze.
Okrucieństwo pisarskie poszło w zawody ze wstrząsającą interpretacją. Łomnicki wzbogacił i pogłębił swoją umiejętność przedstawienia zbrodniczej patologii, czym tak imponował w ,,Arturo Ui". Gdy opowiada o złym psie i prezentuje zachowanie psa i człowieka, operuje wspaniałą techniką. A podczas całej jednoaktówki Fijewski swoją maską, reagowaniem, kontaktowaniem, powiedzonkami towarzyszy mu w sposób zachwycający.
Przedstawienie ryzykowne pod względem tematycznym, bo pokazujące niezbyt przyjemne sprawy, było koncertowo wykonane przez trzy męskie pary aktorskie pod batutą reżysera, który nie po raz pierwszy daje dowód, że jest mistrzem takich kameralnych a cierpkich przedstawień.
Kosiński w rzeczowej scenografii zastosował wspólne tło dla wszystkich trzech jednoaktówek, zaznaczając tym jakby, że takie bardzo przykre rzeczy dzieją się na tej samej kuli ziemskiej.
Dodajmy, że przekłady były bardzo dobre, przy czym na największą pochwałę zasługuje pokonanie szczególnych trudności tekstowych w "Samoobsłudze".