Artykuły

Nie wszystko stracone

"Orfeusza i Eurydykę" Trelińskiego można oglądać na dwa sposoby - wnikliwie pod kątem muzyczno--scenicznym, ale i jak film, zwracając uwagę głównie na dramat obojga bohaterów. Dlatego płytę polecam także okazjonalnym bywalcom opery - pisze Marcin Zawadzki w Nowościach.

Ona w akcie desperacji popełnia samobójstwo. On zadręcza się, że to z jego powodu. Męczą go wyrzuty sumienia. Dopiero teraz uświadomił sobie, jak bardzo ją kochał, a tego wcześniej nie okazywał. Niestety, jest już za późno... Ale oto siły nadprzyrodzone dają zrozpaczonemu szansę. Może zejść w zaświaty po ukochaną. Odzyska ją pod warunkiem, że do pewnego momentu na nią nie spojrzy. Tymczasem ona wcale nie okazuje radości z jego wizyty i właśnie żąda, by na nią spojrzał. Tym ma udowodnić swoją miłość.... Sytuacja staje się tragiczna.... To nie jest scenariusz thrillera ani filmu psychologicznego. To jedna z najbardziej klasycznych oper w historii gatunku, a także jeden z najczęściej wykorzystywanych w dziejach sztuki mitów, ale, oczywiście, we współczesnej interpretacji. Taki pomysł na "Orfeusza i Eurydykę" Christopha Willibalda Glucka miał Mariusz Treliński. Spektakl zarejestrował w warszawskim Teatrze Wielkim, a wydał w konwencji filmowej Narodowy Instytut Audiowizualny, reżyserią telewizyjną kierowała Katarzyna Adamik.

Scenariusz Trelińskiego nie jest tylko reinterpretacją libretta barokowej opery Glucka, ale zasadniczą zmianą jej wymowy. Operę rozpoczyna pantomima, scena desperacji Eurydyki odgrywana jest bez muzyki, bo przecież u Glucka takiej samobójczej wizji nie ma. Jednak taki prolog ma zasadnicze znaczenie dla zrozumienia sensu dalszej akcji. Ważne, że Olga Pasiecznik jest nie tylko klasową sopranistką, ale także świetną aktorką, no i piękną kobietą. Widzowie czują mocniej stratę Orfeusza, a Wojtek Gierlach w tej roli stara się jak może, by barokową muzyką tę stratę wyrazić. Okazuje się bowiem, że muzyka sprzed lat znakomicie oddaje współczesne uczucia, a przeniesienie akcji w czasie w ogóle jej nie szkodzi.

"Orfeusza i Eurydykę" Trelińskiego można oglądać na dwa sposoby - wnikliwie pod kątem muzyczno--scenicznym, ale i jak film, zwracając uwagę głównie na dramat obojga bohaterów. Dlatego płytę polecam także okazjonalnym bywalcom opery.

A propos. Opery wydawane są w Polsce niezwykle rzadko. O trudnościach z tym związanych (pieniądze!) wiedzą choćby w Operze Nova. Na wydanie "Manru" Paderewskiego trzeba było czekać kilka lat. To i tak ewenement, że płyty DVD doczekało się dzieło polskiego kompozytora. Dość powiedzieć, że dzieło narodowe, jakim jest "Straszny dwór", wciąż czeka w kolejce! Ale może i Moniuszko dostanie wkrótce szansę...

Orfeusz i Eurydyka, Narodowy Instytut Audiowizualny, Teatr Wielki - Opera Narodowa Warszawa 2011, DVD.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji