Do piachu - według Różewicza
Sensacja. Tadeusz Różewicz dał zgodę na realizację ""Do piachu"! I udzielił jej twórcom alternatywnych grup z Lublina.
Przypomnijmy: po prapremierze w reżyserii Tadeusza Łomnickiego zaprotestowały środowiska kombatanckie, urażone perspektywą spojrzenia na leśną partyzantkę. A po głośnym spektaklu telewizyjnym Kazimierza Kutza z 1990 roku dołączyli do nich solidarnościowcy, dopatrując się krytyki swej działalności opozycyjnej. To właśnie po tych aferach Różewicz zablokował następne przedstawienia.
Głosy krytyki są - jak zwykle - podzielone. Albo entuzjastyczne głosy podziwu, albo kręcenie nosem: to już było. Jeszcze inni podejrzewają odtwórcze i bezwartościowe nawiązanie do teatru Tadeusza Kantora. Jedno pewne - to zbyt ważny tekst w naszej dramaturgii współczesnej, by przejść koło dowolnej jego realizacji obojętnie. Jan Kott uznał go za najważniejszy - m.in. obok "Tanga" Sławomira Mrożka i "Antygony w Nowym Jorku" Janusza Głowackiego. Zespoły "Kompania" i "Provisorium" połączyły siły - i odniosły międzynarodowy sukces. Gdzie one były! Furorę zrobiły autorską adaptacją "Ferdydurke" Witolda Gombrowicza. Może dziwić, co świat dojrzał w sztubackich (choć świetnie zagranych) zabiegach interpretacyjnych, ale sukces jest bezsporny. Mało kto czyta dzisiaj Gombrowicza głębiej niż sceniczny żart o niedojrzałości. Potem przyszły zupełnie nietrafione, bo otwierane tym samym kluczem, "Niepokoje wychowanka Törlessa" według Roberta Musila. Siłą rzeczy interpretatorzy otarli się o problematykę wojennego wypaczenia ludzkich dusz i charakterów. Stąd pewnie ich kolejny wybór. Co zrobili ze sztuką Różewicza? Zobaczmy.