Mroczny czas dojrzewania
"Niepokoje wychowanka Torlessa" Roberta Musila - najnowsza premiera toruńskiego Teatru im. Wilama Horzycy przypomina zły, dręczący sen. Sen o niespokojnym czasie młodości, którego nie da się wprawdzie wyrzucić z pamięci ale robi się wszystko, aby jak najrzadziej doń wracać.
Torless ma szesnaście lat, właśnie rodzice przywieźli go do porządnej szkoły dla chłopców z dobrych domów. Zostaje członkiem społeczności, której rytm życia wyznaczają nauka, modlitwa, ćwiczenia cielesne i szkolny dzwonek. Torlessowi jako młodzieńcowi wrażliwemu a nade wszystko myślącemu i dociekliwemu przychodzi przeżyć tam kolejne stopnie inicjacji, zmierzyć się w samotności z prawdą o człowieku. Chłopak za wszelką cenę chce się dowiedzieć jak to możliwe, że w zależności od sytuacji i związanych z nią uczuć, myśli, emocji człowiek zachowuje się tak, jak np. jego szkolni koledzy. Ci na pozór zwyczajni chłopcy potrafią dręczyć nieszczęsnego Basiniego, w okrutny, perwersyjny sposób upokarzać, pastwić się nad nim zatracając jakiekolwiek poczucie przyzwoitości i miarę moralnych norm. Tylko czy taka miara w ogóle istnieje? Czy rzeczywistość daje się logicznie objaśnić, skoro jej powierzchnia po prostu kłamie? Torlessem targają rozliczne wątpliwości. Ma odwagę, by zadawać pytania ale w szkole może jedynie usłyszeć od swych nauczycieli słynne: Nie rozumiesz? to musisz uwierzyć; zrozumiesz gdy dorośniesz. Tyle że to dorastanie do mądrości po prostu boli a buntownicze, obrazoburcze wręcz konstatacje prowadzą donikąd w sytuacji, gdy w młodym człowieku nie zdążyła się jeszcze wykształcić określona psychiczna dominanta.
Świat według dorosłych jest "uporządkowany" - kiedy wychodzą na jaw koszmarne praktyki wychowanków konwiktu, grono pedagogiczne natychmiast releguje Basiniego (za karę), jego kolegom nakazuje powrót do normalnych zajęć, zaś trudnemu wychowankowi zaleca ... indywidualny tok nauczania i to najlepiej poza zakładem. Świat według Torlessa - jakże niespójny, kruchy, wsparty na tysiącznych wątpliwościach - dopiero powstaje. Trzeba wierzyć, że zbuduje go w oparciu o najprostsze wartości. Z koszmaru sadystycznych seansów z Basinim wyrywa go przecież odruch serca: odpowiedź na dotknięcie ręki i wołanie o odrobinę czułości. Z mroku konwiktu wyprowadza zaskakujące odkrycie: "Mamo, jak ty pięknie pachniesz...".
Spektakl toruński, który zrealizowała na podstawie własnej adaptacji powieści Musila Krystyna Meissner, jest przedstawieniem mądrym i teatralnie pięknym. Wszystkie jego elementy: bardzo dobra scenografia Aleksandry Semenowicz, kreujące nastrój muzyka i światło budują widowisko rozgrywane w wielu planach a jednak wewnętrznie spójne, artystycznie dojrzałe. Na szczególną uwagę zasługuje Sławomir Maciejewski w roli Torlessa. Pomagają mu warunki zewnętrzne, ale przecież w tak znaczącym dla spektaklu zadaniu byłyby daleko niewystarczające, gdyby nie starannie przemyślane i inteligentnie użyte środki aktorskie. Aż szkoda, że Sławomirowi Maciejewskiemu nie zawsze fortunnie partnerują Witold Szulc (Beineberg) i Michał Marek Ubysz (Reiting). Interesująco natomiast prowadzi swoje niełatwe aktorskie zadanie Paweł Tchórzelski (Basini) a także Roman Gramziński (Matematyk), jedyny spośród wychowawców Torlessa, który wydaje się pamiętać jak bardzo boli czas dojrzewania.