Te duchy wołają o pamięć
"Trash Story" w reż. Marcina Libera w Lubuskim Teatrze w Zielonej Górze. Pisze Zdzisław Haczek w Gazecie Lubuskiej.
Lubuski Teatr kończy sezon petardą. Każe nam gryźć ziemię niepamięci o ofiarach. Polskich i niemieckich, które zawisły na sznurze.
Reżyser Marcin Liber obiecał nam, że jego "Trash Story" nie będzie spektaklem łatwym i przyjemnym. I słowa dotrzymał. A nie chodzi tu o to, że grający Brata Ernest Nita prawie pluje widzowi w twarz czy częstuje grudką ziemi. Ta ziemia jest w zielonogórskim spektaklu akurat prawdziwa. Tak jak kawał karkówki, który z wielkim zaangażowaniem tnie na kawałki Matka (Elżbieta Donimirska), by wrzucić na gorący prawdziwym żarem ruszt polskiego, rodzinnego grilla - tuż pod nos widzów.
Po cóż reżyserowi ta scenograficzna dosłowność? Przecież nie o zapach gleby czy pieczystego tylko chodzi. A bardziej o brud, który staje się stałym elementem kostiumu zakopującego sobie głowę Ernesta Nity. Czarna ziemia szybko zastępuje mundur dzielnego, współczesnego polskiego wojaka, który z misji wrócił inny. Niepozbie-rany. A któregoś dnia poszedł nad rzekę i ślad po nim zaginął. A Matka została z bólem, papierowymi hasłami "Honor", "Ojczyzna" na ustach. I z drugim synem - Małym (Dawid Rafalski), ale tym innym, dziwnym, z tym swoim śmiesznym, bezproduktywnym pacyfizmem w sercu. Ojciec? Ojciec (Aleksander Podolak) pławi się (dosłownie!) w amerykańskim śnie. Jest jeszcze domniemana Wdowa (Hanna Klepacka) po Bracie. Coś ją łączy z Małym? Zgroza!
Miała umrzeć w 5 minut
No i są jeszcze duchy tych dziesięciu niemieckich kobiet. W prologu pedagog Ursulka Klarin, malarka Ursulka Annę, restauratorka Ursulka Marthe, farmaceutka Ursulka Althe, studentka Ursulka Joppe i inne opowiadają, jak wyglądało ich zwyczajne życie w Gruenbergu - przedwojennej Zielonej Górze. I jak nazizm zawłaszczał ich wolność, pragnienia... "Była duża stodoła. Pożegnałam się i poszłam" -kończy każda swoją krótką biografię. O jaką stodołę chodzi? W sumie o wiele stodół, domowych strychów, gdzie na przełomie 1944 i 1945 r. wieszały się niemieckie kobiety na wieść, że idzie ruski Antychryst. Że morduje i gwałci, nawet dziewczynki.
To fragmenty reportaży o Wildenhagen - dzisiejszym Lubinie w okolicach Torzy-mia i Rzepina - słyszymy z ust bohaterów dramatu Magdy Fertacz. To tam niemieckie kobiety uradziły, że świat się kończy. Wieszać się trzeba. Pobiegły na strych, stawały na workach. Najpierw wieszały swoje dzieci... Adelheid Negel w 2002 r, powie do kamery Grzegorza Pawełczaka, że pytała wtedy, stojąc na worku ze sznurem na szyi, czy długo będzie umierała. -To tylko 5 minut - usłyszała od rodzicielki, która córki jednak nie upilnowała. Za wcześnie umarła, a małą Adelheid znaleźli wśród powieszonych kobiet rosyjscy żołnierze. Jej nie zgwałcili. Jej starszą koleżankę w agonii - już tak.
Ziemia wasza i nasza
M. Liber w swoim przypominaniu o losie niemieckich kobiet - żon i matek tych, którzy w hitlerowskim mundurze "uczyli porządku" i "oczyszczali ze świń" słowiańskie kraje na wschodzie, daleki jest od rewizjonizmu. Nie wybiela zbrodni. Słyszymy o cyklonie B, który zabijał w komorze gazowej od dołu, najpierw dzieci i chorych...
Jeśli coś "Trash Story" rewiduje, to naszą pamięć i świadomość. Tytuły kolejnych aktów typu "Rozmowa", "Dom" wyświetla reżyser na ścianie po polsku i po niemiecku. W dwóch równoległych rzeczywistościach, znajduje punkty styczne. Tu i tu są kobiety. Oszukane przez "ojczyźnianą" doktrynę matki, żony, córki. I jest ziemia. - Ta ziemia wyżywiła Niemca, to myśleliśmy, że i nas wyżywi - wzdycha Matka. I dotyka sedna. Miejsca. Gniazda. Tego jakże polskiego. A jak się bliżej przyjrzeć - zbudowanego po części ze śmieci. Co nie przeszkadza, by doń wracać.
A co przeszkadza? 50 samobójczyń z Wildenhagen pochowano w bezimiennych zbiorowych mogiłach. Jedną wykopali na polu bohaterowie ... A opłakiwany przez Matkę ukochany syn? Cierpi niepochowany w zaświatach, dzieląc los chóru niemieckich duchów. Tu potrzeba pogrzebu. Trumna nie musi lśnić lakierowaną dębiną. Wystarczy skromny znicz. Znak pamięci. I oto mamy "Trash Story" - najlepszy spektakl Lubuskiego Teatru nie tylko tego sezonu.