Artykuły

Ascetyczny Król Edyp

Teby dotknęła zaraza. Słychać gorące modły wznoszone do bogów. W powietrzu unosi się dym palących się kadzideł. Czy ofiara zostanie przyjęta, a klęczące, zgięte ku ziemi postaci - wysłuchane? Woń kadzideł pozwala przynajmniej zapomnieć o martwych ciałach.

Tak zaczyna się "Król Edyp" Sofoklesa na Scenie w Malarni (Teatru Polskiego). Widzowie, którzy w tym czasie zajmują miejsca czują się jakby niemymi świadkami zbiorowych modłów na placu w Tebach lub w świątyni tego miasta. Jednocześnie mają wrażenie jakby znaleźli się nagle w starożytnym amfiteatrze, odwzorowanym w mikroskali. Ten sam układ widowni brak wyodrębnionej sceny, proste tło architektoniczne, umowna inscenizacja i aktorzy w niecodziennych strojach (tutaj: stylizowanych, elementy stroju greckiego mieszają się ze współczesnymi akcentami).

Cechą poznańskiego spektaklu (w reżyserii Jacka Pazdry) jest ascetyczność i kameralność, pewna nawet rapsodyczność, a jednocześnie wyraźna melodyczność zaznaczana rytmem i barwą głosów oraz muzyką "na żywo" tudzież płynącą z głośnika. Skrajna umowność sytuacji, dekoracji i kostiumów wydobywa na plan pierwszy słowo (świetny przekład Stanisława Dygata), dbałość o piękno ludzkiej mowy wyrażającej ból, niepokój, cierpienie, może i strach...

Aktorstwo w tym spektaklu wyzbyte jest nalotów codzienności, prywatności, życiowego realizmu. Edypa kreuje gościnnie aktor wrocławskiego Teatru Współczesnego Andrzej Wilk. Nie tyle gra postać, ile jej stany wewnętrzne poddane zresztą znacznej dyscyplinie, chociaż przełamywanej silną ekspresją. Aktor eksponuje wewnętrzny imperatyw postaci, dążenie do odsłonięcia okrutnej tajemnicy własnego losu, a także porażenie samą prawdą.

Z postacią Edypa łączy się jeden z najbardziej znanych mitów kultury śródziemnomorskiej. Przetrwał on od starożytności aż po wiek XX, w którym niespodziewanie zyskał nowy wymiar. Przede wszystkim za sprawą Zygmunta Freuda i później jego polemistów, także ze szkoły psychoanalitycznej. "Los Edypa - pisał Freud - wzrusza dlatego, że mógłby być naszym własnym (...) Król Edyp, który zabił swego ojca Lajosa i poślubił swą matkę Jokastę, oznacza ni mniej ni więcej tylko spełnienie pragnień, spełnienie życzeń z naszego dzieciństwa". Życie seksualne dziecka - twierdził Freud - zdominowane jest przez dążności kazirodcze, przywiązanie do rodzica płci przeciwnej, a wrogość wobec rodzica tej samej płci. Stąd pojęcie tzw. "kompleksu Edypa". Mit czy marzenie senne były zdaniem Freuda wyrazem tego irracjonalnego popędu.

Z Freudem polemizuje np. współczesny psychoanalityk Erich Fromm. Uważa on, że głównym motywem mitu o Edypie jest postawa wobec autorytetu, a więc bunt syna wobec władzy ojca, będący odbiciem zmagań między dwoma systemami społecznymi: matriarchalnym i patriarchalnym. Każdemu z tych systemów przypisuje różne wartości. Z matriarchalnym łączą się wartości humanistyczne, akcentowanie wielkości i godności człowieka, miłości, sprawiedliwości, równości. I faktycznie Edyp wartości te reprezentuje.

Nie wiem czy rozważania Fromma znalazły swe odbicie w poznańskim spektaklu. Nie jest on w każdym razie z nimi sprzeczny. Edyp na Scenie w Malarni sprzeciwia się boskim autorytetom. Swoim działaniem (dociekanie prawdy) potwierdza, że godność ludzka i najbliższe więzi nie powinny być od tychże autorytetów uzależnione. Człowiek nie może też Uciekać przed konsekwencjami swego działania, chroniąc się z kolei - jak tarczą - własnym autorytetem. Edyp jako władca mógłby zataić prawdę, uniknąć konsekwencji. Ale Edyp dąży za wszelką cenę do poznania i ujawnienia prawdy, do wymierzenia sprawiedliwości.

Poznański Edyp - jak się wydaje - nie chce być człowiekiem całkowicie zdeterminowanym zewnętrznie. Nie tylko więc ucieka przed swym losem. W decydującym momencie odkrywa i ujawnia prawdę może właśnie dlatego, że zależy to już wyłącznie od jego woli, a nie woli bogów.

Być może jednak dla większości widzów oglądających Sofoklesa na Scenie w Malarni, będzie "Król Edyp" przede wszystkim - jak to określa Stefan Srebrny, znakomity znawca teatru greckiego - obrazem wstrząsającym swą najwyższą grozą, obrazem ukazującym "upadek człowieka ze szczytów szczęścia i sławy w najczarniejszą otchłań niedoli - bez żadnej winy z jego strony". Być może będzie ten spektakl dla widzów rodzajem katharsis, a więc oczyszczeniem, doznaniem swoistej ulgi, że oto ich los o ileż bardziej jest znośny i łaskawy.

Przedstawienie poznańskie budzi we mnie jednak dość spory niedosyt. Zaistniał bowiem na scenie jedynie sam Edyp, jako się rzekło - za sprawą Andrzeja Wilka. Natomiast twórcy spektaklu posunęli się tak daleko w swym ascetyzmie, że zredukowali teatr niemal do minimum. Prywatnie, po prostu nie lubię tego typu teatru i obcując z nim pozostaję dosyć chłodnym i obojętnym.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji