Zderzenie z sublimatem
Minęły dopiero cztery miesiące od premiery "Róży" Żeromskiego w kieleckim teatrze, a tu już Państwowy Teatr im. Stefana Żeromskiego, Towarzystwo Kultury Teatralnej i Wydział Kultury i Sztuki Urzędu Miejskiego nadesłały zaproszenie do udziału w I Spotkaniu Teatralnym czyli na spektakl "Róży" połączony z dyskusją.
Umieszczona przy wejściu wywieszka, głosiła (zapewne zgodnie z prawdą), że "wszystkie bilety sprzedane". Na sali wolnych miejsc pozostało dobrze ponad sto. Cóż, większość zainteresowanych spektaklem (bilety rozesłano do tzw. "aktywu kulturalnego") zdążyła już ,,Różę" obejrzeć, zaś aby oglądać po raz drugi to skądinąd interesujące przedstawienie trzeba wielkiej miłości do Żeromskiego lub dużego poczucia obowiązku. Zaproszeni poczuli się więc zwolnieni od przybycia na spektakl, a skoro znaleźli już wygodne usprawiedliwienie, to skorzystali z niego w pełni, nie przychodząc również na dyskusję.
Niektórzy jednak przyszli i po przedstawieniu, zgodnie z zaleceniem organizatorów odebrawszy wcześniej płaszcze z szatni, zasiedli na widowni Małej Sceny. Po wprowadzeniu red. Stanisława Mijasa dyskusja potoczyła się na kilku, na ogół nie przecinających się wzajemnie, płaszczyznach. Jedna z pań, która w przeciwieństwie do większości obecnych znała "Różę" z lektury, przeprowadziła obszerny wywód teoretyczno-literacki, by następnie w którymś z kolejnych swych wystąpień (już dobrze po godzinie 22) zaszokować obecnych obszernym cytatem z poświęconego teorii teatru podręcznika akademickiego.
Inny z obecnych pragnął podzielić się swymi koncepcjami i przemyśleniami dotyczącymi poezja projekcyjnej. "Napisz kolega - zwrócił się później do przedstawiciela "Echa" - że nową teorię ogłosiłem, a nie mogę opublikować. To jest skandal".
Zapytany w sprawie noszonych w sztuce kapeluszy zabierał głos scenograf, wyjaśniając przy okazji zagadnienia związane z zasadami finansowania kultury i kłopotami wynikającymi z ograniczonych funduszy na tzw. "styk z gospodarką nieuspołecznioną", które to fundusze musiały być uszczuplone przez kontakt z modystką. Jak zwykle przy podobnych okazjach była też i wypowiedź, której myśl sprowadzić można do tego, iż dobrze jest, że mamy w Kielcach teatr i mamy aktorów, którzy też zupełnie dobrze grają, prawie jak ci w Krakowie, albo nawet w Warszawie. Nie mówiąc już o tych z telewizji.
Trudno się w tym natłoku spraw dziwić, że aktorzy czasem gubili się nieco w wypowiedziach, a pragnąc dorównać niektórym spośród dyskutantów rzucali myśli, iż np. "jak pan się zderzy z jakimś sublimatem (na przykład ze sztuką) - to się pan uwzniośli". Można to sobie wyobrazić bardzo obrazowo.
Przez 40 minut nikt nie poruszył problemów ładunku myślowego tego spektaklu - powiedział wreszcie Janusz Rafał Nowicki. I niestety miał rację. Sprawy samej "Róży", sprawy tego, co nie tylko w ,,Róży", ale i w innych sztukach kielecki teatr chce nam przekazać, tego w jaki sposób to robi, pozostały niestety na marginesie dyskusji, choć dyrektor Henryk Giżycki starał się scharakteryzować przesłanie spektaklu.
Organizatorzy zapowiadają kolejne spotkanie. Może tym razem będzie lepsze.