Pozazdrościć takiej "Róży"
Wydarzeniem bieżącego sezonu teatralnego w Warszawie nie okazały się ani "Dziady" Mickiewicza przykrojone przez A. Hanuszkiewicza na scenę Teatru Małego, ani też "Krawiec" Mrożka odkurzony przez Teatr Współczesny. Okazała się nim natomiast "Róża" Stefana Żeromskiego w wykonaniu teatru... z Kielc, jaki wystąpił gościnnie na zaproszenie warszawskiego Teatru Polskiego. Niestety, przedstawienie wystawione zostało na stołecznej scenie tylko dwa razy, a telewizyjnego "Pegaza", kierującego się ciągle nadzwyczaj oryginalną, daleką od społecznej istotności optyką, przy tym nie było.
Tymczasem "Róża" w wykonaniu kieleckiego Teatru im. Żeromskiego okazała się wydarzeniem nie lada. Zarówno pod względem aktorskim jak i inscenizacyjnym. Adaptacja Andrzeja Ochalskiego jak i reżyseria Henryka Giżyckiego potrafiły wydobyć z tej pozycji naszej klasyki narodowej nie tylko warstwę refleksji historycznej, ale i szereg odniesień do bieżącej sytuacji społecznej.
Żeromski - bezlitosny wobec wad i błędów swoich współczesnych w dziele przywracania niepodległości Polski, okazał się dzięki kieleckiemu przedstawieniu aktualny w dużym stopniu również w naszych czasach, kiedy chodzi już tylko o utrwalenie i uchronienie tej niepodległości. Waśnie i dyskusje grup i stronnictw politycznych występujących w okresie rewolucji 1905 roku zdają się w dużym stopniu korespondować z myślami i odczuciami Polaka roku 1979.
Problem jedności moralno-politycznej narodu w interesie utrzymania jego niepodległości, problem zachowania proporcji między sprawą wspólnoty narodowej a partykularnymi interesami poszczególnych grup i środowisk społecznych, kwestia autentycznego ofiarnictwa narodowego i rewolucyjności skontrastowana z kosmopolityczną zdradą, obojętnością bądź to prywatą, maskowaną tylko pseudorewolucyjnymi hasłami - oto podstawowy ładunek tego nadzwyczaj ważkiego i artystycznie atrakcyjnego przedstawienia.
Świetna kreacja Jacka Stramy jako Czarowica, młodego, niezwykle utalentowanego aktora, którego możliwości mieliśmy już okazję poznać w kieleckiej prezentacji "Hamleta" (Strama właśnie swą rolą w dużym stopniu przykuwa uwagę widowni), niemniej utrwalająca się w pamięci gra Janusza Rafała Nowickiego w roli Anzelma, godne najlepszych scen role aktorów średniego pokolenia: Henryka Giżyckiego (jako Naczelnika) i Wacława Ulewicza (jako Bożyszcza) to również atuty kieleckiego spektaklu. Życzyć by wypadało wszystkim stołecznym teatrom takich aktorów i takiej inscenizacji. Kiedy w trakcie kapitalnej sceny balu czy też dyskusji robotników publiczność reagowała oklaskami na kwestie żywo korespondujące z bieżącą sytuacją społeczną Polski, był to nie tylko sukces Żeromskiego, który swą "Różę" napisał przed 70 laty. To także sukces jego celnych adaptatorów i wykonawców.
Pozazdrościć można tylko Kielcom takiej "Róży", takiego teatru.