Artykuły

Marcin Herich: Jesteśmy w kontrze

- To, co nowe, zawsze było uznawane za prowokujące, bo wyrywało z rutyny i sprzeciwiało się przyzwyczajeniom. Sztuka powinna być bezkompromisowa - mówi Marcin Herich, dyrektor Międzynarodowego Festiwalu Sztuk Performatywnych "A Part" w Katowicach.

Iwona Sobczyk: W niedawno wydanym pierwszym numerze magazynu kulturalnego KTW autorzy dość bezceremonialnie rozprawiają się ze śląską sceną teatralną. Joanna Derkaczew pisze, że można u nas oglądać spektakle co najwyżej dobre, a Michał Centkowski, że nasz teatr jest "w najlepszym razie burżuazyjnym rytuałem, służącym zadośćuczynieniu ludycznym potrzebom". Jest aż tak źle?

Marcin Herich, dyrektor Międzynarodowego Festiwalu Sztuk Performatywnych "A Part": Zawsze i wszędzie to, co uśrednione, jest najbardziej popularne. Myślę więc, że problem jest szerszy i nie dotyczy wyłącznie Śląska. Są we współczesnym polskim teatrze dwie tendencje wspierane zarówno przez krytykę, jak i rozdające pieniądze instytucje. Z jednej strony mamy tę najbardziej popularną sztukę mieszczańską, opartą na literaturze, którą wspomniany wyżej autor nazywa burżuazyjną. Z nią jest jak z garniturami sygnowanymi marką Zakładów Odzieżowych "Bytom". Są dobrze skrojone, ładnie wykonane i przeznaczone dla każdego przeciętnego odbiorcy. Z drugiej strony hołubi się w Polsce pozorny eksperyment w teatrze repertuarowym, który udaje osobność i bezkompromisowość, a naprawdę nie wychodzi poza ramy przeciętnego teatru narracji literackiej lub po prostu publicystyki. To dość tradycyjne przedsięwzięcia na siłę udziwnione, pokraczne w sensie artystycznym, często źle zrobione i fingujące głębię. Chybione, ale ze względu na to, że są choć pozornie inne, a jest zapotrzebowanie na inność, znajdują zainteresowanie.

Dla mnie teatr jest taką samą autonomiczną działalnością artystyczną jak inne sztuki, choćby sztuki plastyczne. Może korespondować z innymi dziedzinami działalności artystycznej, takimi jak literatura, ale dysponuje własnymi środkami wyrazu i posiada pełną autonomię. Niestety, taki teatr "teatralny" jest spychany na margines, a w przewadze jest teatr literacki. Nas na A Parcie interesuje oczywiście ten pierwszy.

Czyli jesteście w kontrze?

- Jak sama nazwa festiwalu wskazuje. Jesteśmy w kontrze, przygotowując własne realizacje i wybierając spektakle na festiwal. W kontrze nie tylko do teatru literackiego, ale też do panujących mód. Dla mnie ważne jest, żeby pokazywać na A Parcie rzeczy, których na innych festiwalach teatralnych - gdzie kluczową rolę gra oglądalność - zobaczyć nie będzie można. Oczywiście chciałbym, żeby widzów było coraz więcej, ale pełne sale nie są dla mnie celem samym w sobie. To nigdy nie będzie festiwal, na którym będzie się można dobrze zabawić i pośmiać, gdzie na scenie będą występować gwiazdy, na widowni zasiądą celebryci. Nie będziemy prezentować modnych nazwisk. A Part jest chyba jedynym festiwalem w Polsce, na którym nie można zobaczyć przedstawień duetu Strzępka i Demirski. Co więcej, nie można było i nie będzie można. Wyręczają nas w tym sceny w całej Polsce.

Czego szukasz, dobierając spektakle do festiwalu?

- To wypadkowa różnych kwestii, także tych przyziemnych, jak budżet. Pewnych rzeczy nie jesteśmy w stanie pokazać, choć uważamy je za interesujące. Do pewnego stopnia ograniczają nas też własne możliwości. Jesteśmy małą, niezależną organizacją, nieposiadającą nawet własnej siedziby. Przygotowując A Part, dajemy z siebie sto procent zaangażowania. A potem dodajemy jeszcze trochę.

Za każdym razem staram się, żeby na festiwal trafiły rzeczy dobre jakościowo i różnorodne, pokazujące różne obszary działalności teatralnej poza usankcjonowanymi nurtami teatralnymi. Jakość jest tym istotniejsza, że często brakuje mi jej we współczesnym polskim teatrze. Dla mnie zawsze najważniejsze jest, jak coś jest zrobione, a dopiero potem, o czym opowiada. To jest esencja każdej działalności artystycznej i w tym względzie A Part zawsze był niezwykle konserwatywny. Przecież nawet budowę młota pneumatycznego można opowiedzieć tak, że będzie się w niej uczestniczyło z zapartym tchem i z poczuciem obcowania ze sztuką. Upieram się, że w sztuce ważniejsze jest nie co, ale jak. A w tej chwili w teatrze jest moda na poruszanie nośnych społecznie tematów, więc za dobre uznaje się to, co niesie modne sensy niemal bez względu na jakość i formę przekazu. Pomieszały się kody.

Poza tym wszystkim wybór spektakli na A Part jest subiektywny. Nie ma żadnego szacownego gremium, które nad tym debatuje. Wybieram to, co uznaję za dobry teatr.

Dobry, czyli prowokujący?

- To, co nowe, zawsze było uznawane za prowokujące, bo wyrywało z rutyny i sprzeciwiało się przyzwyczajeniom. Sztuka powinna być bezkompromisowa. Jeśli jakieś zjawisko artystyczne uznajemy za wystarczająco interesujące, a prowokacja służy zbudowaniu napięcia między artystą i widzem, nie możemy cofnąć się przed zaprezentowaniem go tylko dlatego, że mogłoby budzić czyjeś wątpliwości natury obyczajowej. Sztuka nie jest po to, żeby posiedzieć godzinę w wygodnym fotelu, a potem wyjść i zapomnieć.

W tym roku A Part odbywa się po raz osiemnasty. Doroślejecie, a dorośli lubią łagodnieć. Festiwal też to czeka?

- A Part jest dla nas przede wszystkim festiwalem artystycznym. Zdarzają się w jego programie formy łagodne, ale są też te pełne buntu, niezgody, buzujące od emocji. I tak pewnie pozostanie. Mimo zmieniających się mód trwamy przy swoim.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji