Kulturoznawcy to zwyrole
W magazynie świątecznym jednej z gazet przeczytać możemy dramatyczny apel kulturoznawcy, a więc w pojęciu wielu rodaków, człowieka nie używającego słów powszechnie uznawanych za obelżywe, dotyczący usunięcia z kanonu lektur podstawowych "W pustyni i w puszczy" Henryka S. z powodu domniemanego szerzenia kolonializmu - pisze Michał Centkowski dla e-teatru.
Że jak to, zdziwią się zapewne w Ministerstwie Oświaty? Ekumeniczna opowieść o "przygodach" dwójki jasnowłosych bohaterów, rozsądnego i rozgarniętego Stasia oraz małej, nieco infantylnej Nell, polegających głównie na brawurowych ucieczkach przed tępymi i okrutnymi mieszkańcami Czarnego Lądu, w towarzystwie zabawnego acz przygłupiego Kalego, to nie jedyny i najwłaściwszy wzorzec? A Europejczyk niosący kaganek oświaty ciemnym i prymitywnym Afrykanom nie ma wiele wspólnego z pięknym postulatem demokratyzacyjnym? Przecież powodowany wątłym moralnie imperatywem Kali, zasad gramatycznych języka polskiego nie mógł sobie należycie przyswoić, a wiadomo nie od dziś, że człowiek myśli językiem - językiem polskim, rzecz jasna.
Rozzuchwalony tym wściekłym rewizjonizmem, w dyplom kulturoznawcy zaopatrzony, pozwoliłem sobie na myśli występne. A gdyby tak piękny opis harmonijnego świata feudalnej wsi polskiej z "Chłopów" zastąpić w kanonie cierpką i groteskową refleksją "Ziemi Obiecanej" nad "korzeniami" liberalnego kapitalizmu? Antysemityzm? Nie sądzę, wszak pogoń za kapitałem, jak zgrabnie ukazał Reymont, świnią potrafi uczynić i Żyda, i Polaka, i Niemca.
Może i Orwella dorzucić z "Rokiem 84", by w młodym człowieku zaszczepić tę piękną, acz niebezpieczną nieufność wobec systemowo sankcjonowanych ideologii wszelkiej maści? W tym duchu, pośród wielu arcydzieł literatury rodzimej, z "Krzyżaków" nie rezygnowałbym, postulując wręcz poszerzenie pól interpretacji o wyraźnie zaniedbane wątki analizy politycznego wymiaru działalności związków wyznaniowych.
O ile obecność w kanonie Gombrowicza Witolda, w wielu obrońcach moralności po dziś dzień wzbudza pewien absmak, o tyle Witkacego winniśmy eksploatować jak najsilniej bez obaw o lewackość, wszak stosunek autora "Szewców" do "ścierwantyn niedoburżujskich" znamy wszyscy nie od dziś. Intensywniejszej obecności Witkacego w kanonie, wychowawcy wspólnoty winni dopominać się szczególnie w okresie wzmożonych doznań sportowych. Może, by nas choć Stanisław Ignacy nauczył pięknie i zgrabnie złorzeczyć.
Z największą, jak sądzę, uwagą winniśmy się jednak przyjrzeć wychowawczemu potencjałowi lektury jaką karmimy najmłodszych.
Zaczynam bowiem, jako kulturoznawca, żywić obawę, by wizyt u lekarza pierwszego kontaktu w celach leczniczych, nie zastąpiły wkrótce, wizyty w piekarniku na trzy zdrowaśki. Wszak literatura przenika życie i odwrotnie.