Artykuły

"Róża"

Pokusił się był Stefan Żeromski podjąć temat rewolucji i przedstawić w dramacie "Róża", za­demonstrować - jak pisze Julian Krzyżanowski - problematykę rewolucji "na wydarzeniach roku 1905, ujętych jako zapowiedź zwycięskich zapasów Polski z caratem, a następnie Niemcami". Józef Katerla, pod takim bowiem pseu­donimem wydana została w roku 1909 "Róża", opa­trzył ją podtytułem "dramat niesceniczny" - trudno się z autorem nie zgodzić. Ci, którzy byli odmiennego zdania, ponieśli teatralna klęskę. Jedynie - z tego co wiem - Janowi Kreczmarowi udało się zaskarbić uznanie widzów i recenzentów. 1945 roku w Teatrze Wojska Polskiego w Łodzi wystawiono w rocznicę Powstania Warszawskiego mon­taż poetycki "Barykady Warszawy". Kreczmar wy­korzystał sekwencję Balu i wplótł ją między Salon Warszawski z "Dziadów" i Salon z 1939 z "Węzłów życia" Nałkowskiej. Następne sceniczne realizacje "Róży" nie przyniosły sukcesu ich twórcom.

Niepomny doświadczeń poprzedników podjął się opracowania, wyboru tekstu i reżyserii tego utwo­ru aktor Teatru Polskiego w Bydgoszczy - Zbig­niew Krężałowski. Nie sposób w tym krótkim omó­wieniu spektaklu wymienić wszystkie grzechy byd­goskiego przedstawienia. Bez wątpienia grzechem głównym jest brak wyrazistej klarownej myśli in­terpretacyjnej. Odpowiedzialny za ten stan rzeczy jest przede wszystkim inscenizator, którego powin­nością było ustalenie jednej konsekwentnej inter­pretacji, możliwie wiernej literackiemu dziełu. Po­nieważ jednak utwór ten, obok niepodważalnych wartości artystycznych i ideowych, posiada widocz­ne słabości wynikające z bezradności autora wobec porewolucyjnej rzeczywistości - ustalenie takowej interpretacji wydaje się być niemożliwe. Skoro sam Żeromski, poszukując rozwiązań nurtujących go py­tań o los narodu, wplątał się w metafizyczne meandry, utopie i tajemne symboliki, to trudno, aby współczesny interpretator "Róży" potrafił się w tym labiryncie odnaleźć, W efekcie miast "czystych" odpowiedzi i rozwiązań mamy w tak zwanych wspólnych odczytaniach dramatu Żeromskiego coś, co określiłbym mionem spekulacji, a stąd już tylko

jeden krok do nieuczciwości względem autora i publiczności. I o to właśnie oskarżam twórcę bydgoskiej inscenizacji "Róży".

Myślę że o to samo może mieć pretensje do Krężałowskiego zespół aktorski, który - poza nielicz­nymi wyjątkami - prezentuje się nie najlepiej. Odnosi się wrażenie, że niektórzy nie rozumieją granych przez siebie postaci, jakby nie wiedzieli kim są i jaką funkcję pełnią w tym dramacie. W moim odczuciu jedynie HIERONIM KONIECZKA (Szczypiorek), RYSZARD PAŁCZYŃSKI (Oset) i intrygu­jąca w milczącym epizodzie Czarnoskrzydłego Widziadła K RYSTYNA BARTKIEWICZ stworzyli autentyczne kreacje. Nie jest też sprawą przypadku, na Balu Widziadła, monolog pija­nego skrzypka i brutalna scena przesłuchania (ciekawie skomponowany ruch sceniczny) poruszyły wi­downię. Innego typu poruszenie spowodowała scena zamachu, w której aktor w worze zmagał się z niefortunnym rekwizytem. (Po cóż ten natrętny na­turalizm?). Strach pomyśleć, co by się stało, gdyby nagan nie wypalił...

Miast rozmyślań, co by było gdyby, kilka słów o oprawie plastycznej przedstawienia. O ile zachwy­ciła mnie w akcie pierwszym i na początku aktu drugiego, o tyle zupełnie nie pojmuję, co natchnę­ło autorów scenografii - Józefa Napiórkowskiego i Ryszarda Stobnickiego - aby w jednej ze scen umieścić, przepraszam za wyrażenie, panoramiczny landszaft? Skąd ta niekonsekwencja stylu?

Dosyć tych pytań. Ponownie pochopny wybór za­decydował o niepowodzeniu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji