Gdańsk. List otwarty dyrektora Teatru Wybrzeże
List otwarty dyrektora Teatru Wybrzeże
Od kilkunastu dni doświadczam wzruszających przejawów wsparcia i sympatii, jak również nie mniej istotnych, a na pewno bardziej pouczających, lekcji pokory. Bardzo za to dziękuję wszystkim sojusznikom i oponentom. Chciałbym, by w chwilach tych nie utracić jednak zasadniczego sensu dyskusji, sprowokowanej decyzją Marszałka o odwołaniu dyrektora Teatru Wybrzeże. Dyrektorzy przychodzą i odchodzą, a władze samorządowe mają prawo do decydowania o losie podległych im instytucji. To musi pozostać poza dyskusją.
Chodzi o coś dużo ważniejszego: o model istnienia teatru w wielkiej metropolii, jaką jest Trójmiasto. O prawo do otwartości, do innowacyjności, do życzliwego wsparcia w czas trudności, o kompetentne planowanie budżetu. Nie może być przecież tak, że w mieście, które rzuciło wyzwanie potędze systemu komunistycznego nie ma sił zdolnych przeciwstawić się oczekiwaniom drobnomieszczaństwa, a działalność teatru sprowadzić się ma do wystawiania lektur szkolnych.
Zadrżałem, gdy jeden z materiałów prasowych poświęconych sytuacji w Teatrze Wybrzeże zatytułowano "Krajobraz przed bitwą". Tutaj nie może stoczyć się żadna bitwa, bo po niej zostanie ubita ziemia, którą przywracać się będzie do życia przez lata. Trzeba zrobić wszystko, by jeden z najlepszych w kraju zespołów aktorskich mógł nadal twórczo pracować, rozwijać swój indywidualny styl, stawać przed coraz większymi wyzwaniami artystycznymi.
I dlatego wszystkich zainteresowanych losem gdańskiego teatru namawiam do bacznego przyjrzenia się naszej ofercie. Przyjdźcie na "H." do Stoczni, weźcie udział w przeglądzie repertuaru na przełomie lipca i sierpnia, zobaczcie propozycje Teatru Kameralnego w Sopocie. Wtedy pojawi się szansa na merytoryczną dyskusję.