Artykuły

Próba misterium

OCZYWIŚCIE wystawienie "RÓŻY" ŻEROMSKIEGO przez TEATR KLASYCZNY w adaptacji ZBIGNIEWA KRAWCZYKOWSKIEGO, reżyserii IRENY BABEL, scenografii KRZY­SZTOFA PANKIEWICZA, z muzyką AUGUSTYNA BLOCHA i plastyką ruchu WANDY SZCZUKI jest bar­dzo doniosłym czynem repertuaro­wym. Ponieważ po latach zacierają się w pamięci sprawy bezbarwne, a utrwalają wybitne fakty, zwłaszcza repertuarowe, więc i ten do­biegający końca, na ogół mizerny warszawski sezon teatralny, będzie miał na pewno ku swej obronie kilka przedstawień pamiętnych, a wśród nich poczesne miejsce zaj­mie owa "Róża". Ładunek myślowy i uczuciowy te­go "dramatu niescenicznego" - jak go nazwał sam autor - jest tak mocny, że dziwić się należy, iż czekano aż "roku Żeromskiego", aby się nim zając i przewalczyć jego wystawienie. Inna jednak rzecz, że zadanie należy do nieła­twych, a jeszcze w dodatku obcią­żonych legendą o słynnej insceniza­cji Leona Schillera, co może napeł­niać tremą nowych inscenizatorów, którzy w danym wypadku stają się czymś więcej, bo aż interpretatora­mi.

Oczywiście "Róża" Żeromskiego mogła by zasługiwać na wystawie­nie bez żadnych "adaptacji", tak jak dzieło zostało napisane, mimo całej swej pozornej "niesceniczności". Dzisiejsza technika insceniza­cyjna mogłaby sobie poradzić na­wet z pięknymi glossami odautor­skimi, jak przy niektórych przed­stawieniach Wyspiańskiego. Byłoby to zadanie bardzo szlachetne i czci­godne. Ale... takie pietestyczne mi­sterium ciągnęłoby się może i 10 go­dzin, albo musiałoby być podzielone na co najmniej 3 normalne spek­takle. Słowem, chcąc z tego zrobić jedno normalne przedstawienie, trzeba siłą rzeczy, podobnie jak w przypadku "Dziadów" czy "Nieboskiej" uciec się do selekcji, czego następstwem bywa takie przetasowywanie scen.

Jeżeliby taką adaptację w zasa­dzie nawet uznać za zło, w danym wypadku jest to zło konieczne i trzeba uważać za celowy cały trud Krawczykowskiego, a zapewne i Ire­ny Babel przy krajaniu i zszywa­niu tekstu straszliwie dramatyczne­go, ale przeobfitego.

Dodajmy, że w tekście jest sporo rzeczy, które wraz ze zmiennymi modami i stylami straciły na po­wadze. Idzie mi tu o część sztafa­żu będącego dziedzictwem po wieszczach romantycznych, a zaprawionych modernistycznym sosem. Trze­ba będzie dłuższego dystansu niż nasz, by wszystko co pisał w roku 1907 czy 1908 wielki autor należycie wymierzyć. Obecnie przecież epoka literacka zaczęta u nas przez Mic­kiewicza, a skończona przez Żerom­skiego służy także jako żer dla nie­kiedy bardzo uroczych nawet przedrzeźniaczy. Gałczyński, Mrożek z pasją parodiowali tę wielką wieszczą polską literaturę. Pamiętajmy jednak, że żyjemy dotąd z soków tego właś­nie pnia.

Inscenizatorzy, to znaczy adapta­tor i reżyserka przeprowadzili nawę przedstawienia jak najpomyślniej między Scyllą dezaktualizacji, a Charybdą oschłości. Elementy wzro­kowe do których obok scenografii należy plastyka ruchu, były bardzo szlachetne. Aktorzy zaś w grani­cach swego przystosowania do tak trudnych zadań dali z siebie mniej więcej wszystko.

Obsada jest tak liczna, że mogę wymienić tylko tych, którzy mają role najbardziej eksponowane, a więc ANNĘ CIEPIELEWSKĄ -w roli Krystyny, HELENĘ NOROWICZ w roli Aktorki na balu, STANISŁAWA NIWIŃSKIEGO jako Czarowica, J. NALBERCZAKA, jako Osta, Z. MA­CIEJEWSKIEGO jako Bożyszcza, R. PIETRUSKIEGO jako Anzelma, Z. KĘSTOWICZA jako Aktora i J. KA­LISZEWSKIEGO jako precyzyjnie wystudiowanego Naczelnika.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji