Artykuły

Kłopoty reżysera inscenizującego "Turonia" w telewizji

Kłopot pierwszy: grać czy nie grać "Turonia" w telewizji? Oczywiście grać, bo to utwór przedstawiający jeden z najdramatyczniejszych momentów w dziejach naszego narodu; grać, bo zbliża się pięćdziesięciolecie śmierci Stefana Żeromskiego; grać, bo jest szansa pokazania Jana Świderskiego w roli Szeli; grać wreszcie dlatego, że miło jest obcować z dobrą literaturą. Powodów do grania jest setka. Zaraz jednak zgłasza się advocatus diaboli i podsuwa drugą setkę zastrzeżeń. Nie grać, bo to utwór przedstawiający jeden z najbardziej zagmatwanych momentów w naszych dziejach; nie grać, bo Żeromski niesprawiedliwie ocenił ruch chłopów galicyjskich; nie grać, bo telewizja dociera i pod Tarnów, gdzie żyje odmienna od mieszczańsko-szlacheckiej chłopska tradycja 1846 roku; nie grać, bo dziś więcej wiemy o "rabacji chłopskiej" niż wiedział Żeromski i można mu wyświadczyć niedźwiedzią przysługę w pięćdziesięciolecie śmierci; nie grać wreszcie i z tego powodu, że na pewno ktoś się obrazi - jak nie ludowcy, to wielbiciele Żeromskiego. I znowu: grać, bo tylko taka inscenizacja jest coś warta, która wsadza kij w mrowisko; grać, bo asekuranctwo i tak nie chroni przed oberwaniem po łbie. I tak w koło Macieju.

Kłopot drugi: skoro już stanęło na tym, żeby grać, wyłania się konieczność dokonania skrótów. "Turoń" jest sztuką długą, trwa w oryginale chyba ze trzy godziny. A więc połowę tekstu trzeba skreślić. Zanim odpowie się na pytanie, co z tekstu musi wypaść, zdecydować trzeba, co w tekście musi zostać. O czym ma być ta sztuka, którą wykroi się z tekstu Żeromskiego? Czy ma być okazją do jubileuszowych hołdów dla marnego klasyka, czy też żywym utworem, pouczającym do refleksji? Tu odpowiedź jest łatwa. Reżyser nie przekroczy swoich kompetencji, jeśli oszczędzi Żeromskiemu nudy jubileuszu. "Turoń" winien poruszyć odbiorcę, jak poruszała go cała twórczość Żeromskiego, kiedy była twórczością współczesną. A więc skracając, raczej zaostrzać problem, niż go godzić. Ale do jakich granic?

Kłopot trzeci: do jakich granic zaostrzać problem "Turonia" i w którą stronę owo ostrze nakierowywać? Reżyserska lektura tekstu, unikająca czołobitności wobec wielkiego pisarza, lektura pozwalająca zebrać materiał do inscenizacji odkrywa w Turoniu przede wszystkim paszkwil na Szelę. Nie lubił Żeromski Szeli z całego serca za to, że zepsuł powstanie, które było pisarzowi miłe. A skoro go nie lubił, to mu nie poskąpił cech obrzydliwych. Ponieważ zaś lubił szlacheckich powstańców, obdarzył ich cnotami, też nad miarę i zasługę. Chłopów na czarno pomalował a szlachtę na biało. Tu sama ciemnota, zdrada i przekupstwo, tu bohaterstwo, szlachetność i dobra wola. Jak to grać? Kogo dziś porwie święte oburzenie na sprawy, które działy się przed stu trzydziestu laty? Jeszcze w 1923 roku, kiedy utwór powstawał, antychłopski paszkwil mógł ekscytować ludzi niezadowolonych z polityki prawicowych ludowców. Ale dziś, kiedy ruch ludowy w Polsce robi same mądre pociągnięcia? Nie. Stanowczo technika czarno-biała obróci się przeciw Turoniowi. Trzeba więc skreślając - eksponować te elementy, które tłumaczą motywy działań chłopskich, usuwać zaś te fragmenty, które przydają szlachcie cech bezpłciowo-anielskich. Należy z "Turonia" wykreślić paszkwil, wydobyć zaś dramat. Prawdziwy polski dramat XIX wieku, dramat, w którym starły się, jako siły przeciwstawne, dążenie do sprawiedliwości społecznej z dążeniem do niepodległości narodowej. Dramat, na którym, w myśl zasady dziel i rządź, zarobił jedynie Metternich i monarchia habsburska.

Kłopot czwarty: które z owych dążeń jest ważniejsze? Czy racja społeczna, czy racja narodowa jest racją wyższego rzędu? Przystępując do inscenizacji "Turonia" reżyser musi sobie na to pytanie odpowiedzieć. Dla Żeromskiego w 1923 roku sprawa była jasna. Z "Turonia" wynika jednoznacznie, że sprawa narodowa jest ważniejsza od sprawy społecznej. Jeżeli dziś, w 1975 roku podpisać się pod takim mniemaniem, łatwo znaleźć się można w dziwnym towarzystwie. Natychmiast zza krzaka salutują jakieś typy uzbrojone w teatralne atrapy broni szybkostrzelnej. Brrr! Może więc lepiej tego piekielnego "Turonia" nie tykać? Tykać, ale chronić Żeromskiego przed sojuszami, których by sam dziś nie zawarł. Robić "Turonia", ale z wiedzą, że naszą prawdziwą klęską narodową był konflikt tendencji społecznej z tendencją niepodległościową. Inscenizować "Turonia", aby mieć okazję do przypomnienia, iż dopiero sojusz tych dwóch tendencji przyniósł Polsce prawdziwą wolność. Wolność społeczną i wolność narodową. A więc realizować "Turonia" wbrew podstawowemu poglądowi wyrażonemu w tym utworze przez autora? Chryste Panie, co robić? Albo człowieka zadziobią obrońcy litery tekstu, albo sam sobie nie będzie mógł spojrzeć w gębę przy goleniu.

Kłopot piąty: między rokiem 1923 a rokiem 1975 uległa poważnej przemianie konwencja teatralna. Widz z roku 1923 lubił mieć wszystko powiedziane jasno i wyraźnie. I dopiero owe jasno wyrażone sądy akceptował lub odrzucał. Widz z roku 1975 lubi bawić się w odgadywanie ukrytych intencji. I dopiero owe samodzielnie rozszyfrowane intencje poddawać własnej ocenie. Jeśli chce się dziś zainteresować publiczność "Turoniem", nie wolno odbierać jej prawa do zabawy w odgadywanie intencji i do samodzielności sądu. Usunąć więc należy z tekstu wszystko, co zwalnia widza od aktywnego odbioru widowiska, co odejmuje mu prawo do samodzielnego osądzania postaw. Usuwać trzeba wszystkie "kropki nad i", wszystkie oceny wyrażone przez Żeromskiego expressis verbis, wyprowadzić zaś na pierwszy plan działania postaci i poddać te działania osądowi wyrosłemu z dzisiejszej wrażliwości i dzisiejszej wiedzy historycznej. Reżyserowi lekko drży ręka podczas dokonywania skreśleń, boć przecie całe przedsięwzięcie podjął z intencją złożenia szczerego hołdu uwielbianemu pisarzowi w pięćdziesięciolecie jego śmierci.

Kłopot szósty: Żeromski był genialnym prozaikiem. Konwencja narracji powieściowej pozwala autorowi nie zwracać szczególnie bacznej uwagi na logikę postępowania opisywanych ludzi. W narracji powieściowej rozstrzygająca jest wola opowiadającego. Do pomocy ma on opis i odautorski komentarz. Inaczej jest w dramacie. Widz, bacznie obserwujący działania, od razu wychwytuje wszelką ich nielogiczność. Dlatego aktorzy tak lubią grać w sztukach pisanych przez aktorów. U Szekspira, Moliera i Zapolskiej wszystko od tej strony jest w należytym porządku. U Żeromskiego nie zawsze. Jeśli przychodzi mu na myśl dobre zdanie, wkłada je w usta postaci, niezależnie od tego, czy w aktualnych okolicznościach postać owo zdanie mogłaby wypowiedzieć, czy też wolałaby zatrzymać je przy sobie. Kolejny kłopot reżysera, to konieczność takiego poprzestawiania tekstu, aby, nie uroniwszy nic z myśli Żeromskiego, pozwolić go wypowiadać postaciom w sprzyjających oklicznościach. I znów nieszczęsny reżyser naraża się filologom.

Kolejne kłopoty, powstające przy inscenizowaniu "Turonia", są już kłopotami mniejszej wagi. Nie warto o nich pisać. Może tylko jeszcze o jednym. O obsadzie. Nie było kłopotu z pozyskaniem znakomitych aktorów - ci chętnie zgodzili się grać nawet niewielkie zadania w jubileuszowym przedstawieniu. Problem tkwił w czymś innym. Z opisów nędzy galicyjskiej wiadomo, że chłop spod Tarnowa w roku 1846 produkował zboże w ilości wystarczającej mu na trzy miesiące, kartofle zaś w ilości wystarczającej mu na pół roku. Przez pozostałą ćwierć roku nie miał po prostu co do ust włożyć. Przekładając statystykę na pojęcia bliższe naszej wyobraźni, trzeba powiedzieć, że racje żywnościowe chłopa galicyjskiego zbliżone były do racji żywnościowych więźniów oświęcimskich. Z głodu zrodził się gniew chłopa na okradającą go szlachtę, głód przyznawał niezaprzeczalną rację moralną jego buntowi. Aby ową rację moralną przekazać publiczności, trzeba w "Turoniu" grać ludzi głodem doprowadzonych do desperacji. I tu wyłania się podstawowy problem interpretacyjny. Skąd wziąć chudych artystów? Powszechny dobrobyt, oblicza okrągłe. Z rzetelną troską dobrze odżywionego telewidza oglądam kroniki filmowe z lat okupacji i okresu bezpośrednio po wojnie. To były twarze głodnych chłopów Szeli! Co robić? Było - minęło. Rzecz nie do odrobienia. Trudno. Trzeba coś przekąsić w obficie zaopatrzonym bufecie telewizyjnym.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji