Artykuły

W blasku i błocie

KINGA PREIS. Szczera. Taka jest i już. Nigdy nie kokietuje dziennikarzy i nie ma potrzeby kreować się w życiu, za to na scenie jest nie do pobicia.

W wywiadzie przyznała: - Dla siebie chodziłabym w dżinsach i T-shircie, bo jestem typem sportowym, ale Piotrek (Piotr Borowiec) chciałby mnie widzieć seksowną. Najchętniej w czerwonych sukienkach, wyzywających szpilkach i z lokami na głowie. Czasami robię mu przyjemność i po przedstawieniu wracam do domu ucharakteryzowana: fryzura jak z ABBY, piękny makijaż. On wtedy prosi: "Nie zmywaj tego, zostaw". Kurtuazyjnie wytrzymuję pół godziny.

JA KAMELEON

Zirytowana? Nieczęsto. Jednak ostatnie pytania o szczuplejszą figurę sprawiają, że na moment traci uśmiech. - To wielki przywilej mojego zawodu, że mogę zmieniać się jak kameleon - tłumaczyła w jednej z rozmów. - Pracuję nie tylko nad swoją wrażliwością artystyczną, ale też nad swoim ciałem. To prawda, już raz przecież schudła, do roli Mimi w "Ciszy" Michała Rosy, dziesięć kilogramów.

Odebrała za nią swoją pierwszą nagrodę w Gdyni (2001). Do piosenki Republiki, "Psy Pawłowa", ogoliła głowę na łyso. Pod nagraniem na YouTubie można przeczytać: "Kinga Preis wymiata bezsprzecznie jako aktorka". A do szkoły aktorskiej dostała się za trzecim razem. Chciała iść do Krakowa. Udało się w rodzinnym Wrocławiu. Mówi, że wcześniej zjadała ją trema. Po latach przeczytała liścik od Jerzego Stuhra, który na konsultacjach przedegzaminacyjnych delikatnie radził jej wybrać inną drogę. Pisał, ze się pomylił, i ma nadzieję, że to doświadczenie da jej siłę do przezwyciężania siebie. Poza siłą ma też wspierającą, artystyczną rodzinę. Babcia była tancerką, dziadek dyrygentem, matka, Krystyna Preis, wiele lat pracuje w Operze Wrocławskiej. (Ojca, wybitnego skrzypka, nie pamięta, zmarł, gdy była dzieckiem). Śmiała się w wywiadzie, że babcia chciała z niej zrobić pianistkę. - Żadna premiera nie kosztowała mnie tyle nerwów, ile ten jedyny pokaz w szkole podstawowej. Tak mi się trzęsły ręce, że w ciągu trzyminutowego utworu ani razu nie trafiłam w klawisz. Ale to babcia kazała jej powtarzać, że jest najpiękniejsza, najzdolniejsza i najlepiej śpiewa, dała na szczęście ametyst z dziurką i nie puszczała zaciśniętych kciuków.

Wtedy Kinga wyśpiewywała główną nagrodę na 20. Przeglądzie Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu. Ma głos. Z roku na rok coraz głośniej było też o niej. "To jeden z najbardziej spektakularnych debiutów aktorskich całej dekady" - pisał Jarosław Komorowski w branżowym "Teatrze". Był 1995 rok, a ona zagrała swoją pierwszą rolę u Jerzego Jarockiego w "Kasi z Heilbronnu". "Kinga Preis udźwignęła ciężar niemały, (...) podkreślając powierzchowność Kasi postawą, gestem i sposobem chodzenia (ostro z pięt na palce), mimiką i reakcjami (zakłopotane mięcie sukienki), zdołała zarazem uwiarygodnić jej wewnętrzną niezwykłość" - napisał Jarosław Komorowski. Cała ona, sceniczne zwierzę. Dziś ma i tamtą wrażliwość, i perfekcyjny warsztat. Na forach, co jest niezwykłe, nie znajdzie się pod jej adresem jadu. "A gdzie Kinga Preis nie jest rewelacyjna?" - pisze Salma75. "Dla Kingi Preis mogę obejrzeć wszystko, gniot - to bez znaczenia. To aktorka doskonała"

- Można długo cytować.

- Potrafi zagrać wszystko: książkę telefoniczną, taboret i kobietę, której się pożąda - mówi o aktorce jej agentka, Lucyna Kobierzycka. - To gwiazda. A gwiazdę takie stwierdzenia peszą. - Szłam do szkoły teatralnej i nie myślałam o graniu w filmie, telewizji czy reklamach, lecz przede wszystkim o pracy w teatrze - wyznała w wywiadzie. - Potrzeba popularności i tak zwanego gwiazdorstwa była mi całkiem obca.

PASJA, ALE NIE MIŁOŚĆ

Ciągnęło ją na deski i nie zmienił tego nawet fakt, że miała zostać mamą.

- W ósmym miesiącu grałam postać, która ma kilkanaście lat i teatralne pracownie krawieckie musiały się napracować, żebym nie była ciężarną nastolatką i dobrze wyglądała - żartowała z dziennikarką. Z brzuszkiem grała też rozwiązłą, tytułową "Panią Bova-ry". A miesiąc po urodzeniu Antka wróciła na scenę.

0 jego ojcu, Piotrze, mówi "mąż", choć nigdy się nie pobrali. - Związałam się z facetem prawie dziesięć lat starszym, który miał żonę i dziecko - wyznała w rozmowie.

- Widziałam, że mamę to boli, ale nie dała mi tego odczuć.

1 tak było zawsze: jeśli się sparzyłam, to na własny rachunek. Ale mama i jej mąż okazywali mi serdeczność i wsparcie. I nigdy nie mówili: masz iść w prawo czy w lewo. A kiedy Kinga z Piotrem zostali rodzicami, dostali od nich dużo pomocy. Nie było wyjścia. Próby w teatrze zaczynają się o 10 i trwają do 14. O 18 znów trzeba być w kulisie. I tak do 22. - Bardzo pomogli, bez nich ani rusz - opowiadała w prasie o rodzinie.

- Mieszkają na Sępolnie, w dzielnicy, w której się wychowałam i którą uważam za serce Wrocławia. Dużo zieleni i ogromna przestrzeń. W dzieciństwie kochała wyprawy nad Odrę, na ryby. Lasy ciągnące się do Wojnowa, gdzie zna wszystkie ścieżki rowerowe. Dziś z Piotrem i Antonim uwielbiają wypady na Groblę Szczytnicko--Bartoszowicką. - Zmontowaliśmy tam własną czatownię

i wyposażeni w lornetki podglądamy zwierzęta - mówiła w wywiadzie. Ale jej codzienność to ciągły ruch. Można się zmęczyć czytając: wstaje o 6:40, biegnie z synem do szkoły, potem wychodzi na spacer z psem, pędzi na próbę do teatru, wraca, jedzie po dziecko, odrabia lekcje, odwozi Antka na tenis, wychodzi z psem, leci na próbę, wraca, czyta synowi "Mikołajka" - tak wyliczała dziennikarce parę lat temu. Dziś... jest jeszcze szybciej.

- Rozbawił mnie program o Cybulskim, w którym mówili, że aktorzy to ludzie, którzy wstają o 16 - opowiadała. - Pomyślałam, że chyba coś ze mną nie tak.

Gra w teatrze, filmach, serialach, śpiewa. Gdy zarzucano jej, że przyjęła rolę w "Ojcu Mateuszu", tłumaczyła: -Wspaniałe jest to, że raz mogę zmierzyć się z Natalią, gospodynią księdza z Sandomierza, a raz wejść na plan filmu Wojciecha Smarzowskiego, Agnieszki Holland czy Jerzego Skolimowskiego. Oczywiście, większą satysfakcję zawodową czerpię z ról filmowych. I dodawała:

- Poważne kino zmusza do zadumy, refleksji, a czasem skrajnych emocji, które potrafią widza wyczerpać. Kino ambitne to sztuka wyrafinowana oraz elitarna. Nie dla wszystkich. Jeżeli kogoś zainteresuje, to bardzo dobrze,

a jak nie, to nie. Przyznaje, że po takich rolach jak Amelia w "Róży" czy Dziabasowa w "Domu złym" jest jak po wypadku. W wywiadach opowiadała o grze w lodowatym zimnie, upiornych scenach kręconych w błocie i w wielkim napięciu. Tyle emocji trzeba odreagować.

- Wspiera mnie rodzina, syn, mąż, mama, nie wymagają ode mnie, żebym z dnia na dzień się otrząsnęła - mówi aktorka. - Mój mąż jest człowiekiem wrażliwym, pracuje jako operator filmowy i wie, na czym polega mój zawód. Nie związał się z kimś, kto pracuje od 10 do 18. Większość wieczorów w tygodniu, łącznie z sobotą i niedzielą, mówię: "do widzenia" i wychodzę. I choć jest tytanem pracy, to nigdy nie stawia jej ponad rodzinę. -Jest moją ogromną pasją, potrzebą, fascynacją, ale nigdy bym nie powiedziała, że kocham teatr, kino, film. To nie jest ten rodzaj uczucia - mówiła w prasie. Za to "kochamy ją" mówią mocnym głosem fani. I to jest uczucie na długie lata.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji