Artykuły

"Bal" w teatrze

Utwór powstał w 1936 r. i został skon­fiskowany przez cenzurę. Po raz pier­wszy wydrukowano go dopiero po woj­nie w "Szpilkach". Satyryczny obraz gi­gantycznego balu elity władzy i pienią­dza jest jednocześnie apokaliptyczną wizją zagłady współczesnego świata: "wszystkich wszyscy diabli wzięli". "Bal w operze" Tuwima nie pozostawia nadziei.

Poemat ten w niebezpieczny sposób stał się znów aktualny. W czasach, kie­dy mamona przejęła władanie nad ludz­kimi duszami, a wokół mnożą się agen­cje towarzyskie - "bluźnierczy" i "por­nograficzny" tekst Tuwima staje się tak autentyczny w swej wymowie, jakby był pisany wczoraj, a nie 60 lat temu.

Wydaje się, że właśnie na podkreśle­niu tej współczesnej wymowy tekstu, skupiła się Ewa Jendrzejewska, reżyser spektaklu. Czego my tu nie mamy? Te­lefony komórkowe, sceny wprost z burdelu przy czerwonym oświetleniu, z sadomasochistycznymi akcesoriami, wreszcie swojsko brzmiąca muzyka di­sco-polo. Opętańczy taniec odbywa się przed drzwiami - jedynym zresztą ele­mentem scenografii. Raz jesteśmy na balu, a raz - czekamy przed wejściem.

To karcącym wzrokiem patrzymy z perspektywy na zatracony w orgii tłum, to nagle znajdujemy się w samym centrum balu i zaskoczeni oglądamy na nim samych siebie. Ogólna wymowa nader aktualna: pieniądze rządzą świa­tem, a triumfuje "Ideolo", będące po­zorem wiary i karykaturą światopoglą­du.

Spektakl nie ma jednak tego katastro­ficznego wymiaru, jaki miał opisany przez Tuwima apokaliptyczny bal elit. To jest bal, po którym grozi co najwy­żej kac. Ale to kac dobrze znany każdemu współczesnemu biznesmenowi w białych skarpetkach. "Bal w operze" to spektakl muzyczny. Nie ma recytacji, jest śpiew. Muzyka jest bardzo ważną, integralną częścią przedstawienia. Kompozytorka Ewa Kornecka ma na swoim koncie muzy­kę do wielu spektakli teatralnych, współpracuje z krakowskimi kabareta­mi: "Loch Camelot" i "Piwnica pod Ba­ranami". Kabaretowo-rewiowy styl przebija również w muzyce do "Balu w operze". Zresztą świetnie korespon­duje ze scenografią i kostiumami - pro­sto z nocnego lokalu. Do tej muzyki pa­sują idealnie ostre i wulgarne teksty Tu­wima.

Zespół muzyczny: fortepian, kontra­bas i perkusja, widzimy na scenie - ta­kie zestawienie nie tylko wzbogaca in­scenizację, ale szczególnie akcentuje nowatorstwo formy i niebywałą rytmi­kę utworu, doskonale dopasowaną do naturalnego rytmu tekstu. "Udibidibindia", "ideolo", "ideali" - powtarza­jące się zbitki słowne łączą się w po­wracające natrętnie i obsesyjnie mo­tywy bardziej rytmiczne niż melo­dyczne, znakomicie podkreślane przez perkusję.

Rytm jest najważniejszy. Tworzy swo­istą karuzelę, obłędny wir, z którego nie ma ucieczki, który prowadzi prosto ku zagładzie. Dlatego z przedstawienia nie wychodzi się nucąc melodyjkę, ale z tęt­niącym pod czaszką rytmem: "udibidi-bindia, udibindia".

Aktorzy dobrze radzą sobie ze skom­plikowaną frazą. Ich zespołowe śpie­wanie wypada znacznie lepiej niż w "Kolendziołkach". Zespół, który od wielu już lat nie realizował na rze­szowskiej scenie form śpiewanych, a tym bardziej tanecznych, nagle zo­stał zmuszony do wyśpiewywania skomplikowanych rytmicznie i melo­dycznie fraz, a przy tym wykonywa­nia choreograficznych układów, któ­re wymagają nie lada sprawności fi­zycznej. Nie słyszymy jednak zadyszki w głosie. A ruch na scenie odbywa się nieprzerwanie od pierwszych do ostatnich scen spektaklu - całkiem sprawnie. Aktorzy nadspodziewanie dobrze radzą sobie z trudną musicalowo-rewiową formą (biorąc pod uwa­gę fakt, że dawno nie mieli z taką do czynienia). Być może na karb stresu związanego z premierą należy zrzucić zdarzające się aktorom wpadki: a to nie ta ręka w górze, a to nie w tę stro­nę co reszta... Ale wypominanie tych drobnych potknięć byłoby zwykłym czepialstwem.

Na scenie widzimy zespół "równy" - bez osób wybijających się "in plus" ani "in minus" - to uważam z zaletę in­scenizacji. Nikt tu nie jest gwiazdą, nikt też nie zaniża poziomu.

W solowym tańcu widzimy jedynie Satanellę (Mariola Łabno-Flaumenhaft). Aktorka po raz kolejny ma oka­zję "zagrać" swoimi niewiarygodnie długimi, pięknymi włosami (są praw­dziwe, o czym przekonuje Grażyna Nestorowicz, tarmosząc za nie Satanellę niemiłosiernie). No i...na końcu oczy­wiście efektownie wchodzi "promieniu­jąca kurwa mać" - tandetna kwintesen­cja orgii zła, która niesie światu zagładę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji