Bal w operze
Przedstawienie zaczyna i kończy dochodzący z ciemności głos Gustawa Holoubka, czytającego (z taśmy) fragmenty biblijnego Objawienia świętego Jana. Słychać skrzypienie drzwi. W ciemną przestrzeń gry wchodzi postać z latarką, świecąc widzom w oczy. Rozsuwa się kurtyna i ujawnia się przestrzeń balu - symbolicznego obrzędu, zawieszającego normy i reguły. To świat chaosu, w którym wyniosłe miesza się z wulgarnym. Gra tu architektura budynku: publiczność patrzy ze sceny na krzesła widowni - opery. Funkcjonalne i wieloznaczne są kostiumy - ni to liberie, ni carskie uniformy. Reżyser "rozpisał poemat na głosy", co sprawiło, że jest to właściwie zwielokrotniony monodram. Zestawiając kontrastowe sytuacje, postawił prostą tezę, że miele nas maszynka historii i biologii. Przygotowujący balową salę: wodzirej, portier i dwie kelnerki, za pomocą przerysowanych gestów, póz, mimiki, ilustrują działania "ideolo". Choć jest kilka momentów udanych - scena w burdelu lub mijające się wozy "aprowizacyjny i asenizacyjny" - to między wypowiadanym tekstem a scenicznymi działaniami nie tworzy się dramatyczne napięcie. Melodie zmieniają muzyczną instrumentację fraz wiersza, a aktorom nie pozostaje nic innego, jak tańcząc w takt rytmicznie recytować kwestie.