Niezgoda na banał (fragm.)
Kolejny spektakl oparty także na wątkach szekspirowskich chętnie ochrzciłbym baśnią przeterminowaną: "Fortynbras sie upił" Janusza Głowackiego, prapremiera na kameralnej scenie Starego Teatru. Głowacki opowiada tu historię Hamleta widzianą od strony Fortynbrasowej Norwegii, mocarstwa trzymającego w rękach główne nitki politycznej Danii, mocarstwa rządzonego przy tym przez wszechwładne, bezwzględne i bezkarne tajne służby. Spiętrzenie prowokacji, cynizmu i okrucieństwa pcha ten utwór w rejony czystego absurdu, odkształca przy tym całą drabinę społeczną tego świata od królów i książąt, aż po stoickich halabardników. Beznamiętne komentarze tych ostatnich najlepiej zresztą wprowadzają półdrwiący ton tej parafrazującej Szekspira makabreski; ton, który mógłby ciekawie zabrzmieć w teatrze, gdyby tekst potraktowany został choć trochę z dystansem. Tymczasem Jemy Stuhr z solenną dosłownością sztukę wystawił, wierząc zapewne, że widownia chwyci w lot aluzyjne dowcipy, jak dotąd bywało zawsze. I srodze się zawiódł. Dzisiejszy widz naprawdę pozostaje obojętny, gdy mówi mu się Norwegia, a w domyśle Sowiety, gdy głównym środkiem wyrazu jest przymrużenie oka, a w końcowym rezultacie chodzi wyłącznie o krwawą satyrę na wszechwładzę KGB.
Różnostylowe, nie najwyższego lotu aktorstwo dopełniło niepowodzenia. "Fortynbras" się nie udał i nowy dyrektor Starego Teatru, Tadeusz Bradecki miałby niewesołą jesień, gdyby nie druga premiera, tym razem na dużej scenie, z pewnością najciekawsza w omawianym tu zestawie.