Artykuły

Okiem Jerzego Stuhra: Mocowanie z językiem

Rola niemieckiego zakonnika, generała jezuitów, będącego doradcą papieża, ma tekst wykwintny, wyszukany, wybitnie niecodzienny. Po polsku nie sprawiałby mi trudności, ale w obcym języku zawsze jest problem. Bo jest tak, jak tłukę to moim studentom, że słuchając ludzi sami ich mogą różnicować. Wciąż najłatwiej scharakteryzować postać poprzez język, w dialogu - pisze Jerzy Stuhr w Polsce Gazecie Krakowskiej.

Tak, chyba jest to moment jakiegoś spełnienia. Coś się zrobiło i można przez chwilę odpocząć. Chociaż... nie umiem odpoczywać i to jest mój problem. Od razu się denerwuję, że tracę czas.

Ale mam dobrze, bo zawsze jest w pobliżu tekst roli do nauczenia się. Zawsze istnieje tekst będący "napełniaczem mojej bezczynności", taki, o którym trzeba myśleć! I to z bardzo szczególnego powodu. Bo ta rola, niemieckiego zakonnika, generała jezuitów, będącego doradcą papieża, ma tekst wykwintny, wyszukany, wybitnie niecodzienny. Po polsku nie sprawiałby mi trudności, ale w obcym języku zawsze jest problem.

Pojawiają się słowa, o których pierwszy raz słyszę. Tylko że po latach obcowania z obcym językiem pojawia się taki instynkt, co u samouków jest częste, że "ma się w uszach" wszelkie zasłyszane wzory. Dotyczy to zresztą nie tylko sfery języka.

Pamiętam jak kiedyś Abel Korzeniowski nagrywał muzykę do "Pogody na jutro". Ja występowałem tam z zespołem "Myslowitz". I poznałem tych chłopców, którzy wyjątkowo zgodzili się na to, żeby zagrać kompozycję nie swoją. Aliści aranżację trzeba było im pozostawić, z racji tego, że ci chłopcy, trochę tak jak ja w obcym języku, nie znali meandrów harmonii, mieli tylko zasłyszane sekwencje i wzory nauczone na pamięć. Jak oni śmiesznie rozmawiali z Ablem... Gitarzysta, chcąc jakimś pasażem ozdobić melodię, mówił do Abla: A może by to rąbnąć wczesnym Hendriksem? Czyli proponował jakiś układ dźwięków, który miał wpakowany w rękę, bo od dziecka słuchał Hendriksa i to mu się kojarzyło. Abel słuchał tej samej muzyki, więc wiedział o czym się mówi.

A więc mieli kod, takim się posługiwali. Tak jak ja, w normalnej sytuacji językowej, zwłaszcza po włosku, słysząc pewien zwrot, potrafię go zastosować, połączyć w logikę, umieścić w całości zdania.

Byłoby gorzej, gdybym miał to gramatycznie rozebrać. Oczywiście, jako polonista, znam terminy i pojęcia, ale tu nie rozbieram, nie analizuję, nie koniuguję, tylko wiem. Ale język, którym ja mam mówić w tym nowym włoskim filmie jest zupełnie inny i z czym innym związany. Ma być specjalnie wykwintny, "sofisticato" to się nazywa po włosku, czyli wyrafinowany. On taki właśnie przynależy do tej postaci. Moja postać jest więc z założenia oddalona od zwykłych ludzi. Ja się wśród tych ludzi wyróżniam właśnie mową. Ona świadczy o moim charakterze, o moim wykształceniu. Cieszę się z tego, bo to jest świetny dowód, że takie wyróżnienie postaci poprzez język jest najbardziej naturalnym, a równocześnie najbardziej funkcjonalnym dla postaci wyróżnikiem.

Bo jest tak, jak tłukę to moim studentom, że słuchając ludzi sami ich mogą różnicować. Wciąż najłatwiej scharakteryzować postać poprzez język, w dialogu. A nie, jak to bywa w niesprawnych scenariuszach, że postać będzie nam sama opowiadać, np. że pochodzi ze wsi, spod Limanowej. A przecież wystarczy, że powie dwie, trzy naleciałości z tamtego regionu i już będzie to widoczne. Jak u Mrożka w "Emigrantach": "Jezdem" powiedziała postać wchodząc na scenę i ty już wiedziałeś, z kim masz do czynienia. Jakiż to geniusz Mrożka! I jak bardzo to celne zróżnicowanie nadal jest aktualne.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji