Artykuły

Podróże w przestrzeni i czasie

"TELEWIZJA kradnie czas, ale zmniejsza przestrzeń" - ma zwyczaj mawiać pewien z moich znajomych, raz z odcieniem irytacji (gdy zamiast czytać literaturę fachową, zasiedzi się przed bzdurnym westernem), innym, razem - z zadowoleniem, gdy ogląda - jak ostatnio - bezpośrednie sprawozdanie z otwarcia piłkarskich mistrzostw świata w Londynie, dokonanego przez Elżbietę II.

Swą funkcję przybliżania telewidzom wydarzeń z kraju i całego świata pełni nasza TV coraz sprawniej. Widać to ostatnio wyraźnie na przykładzie "Dzienników". Są one redagowane żywiej (udanym pomysłem jest wprowadzenie oddzielnych prezenterów - od spraw krajowych i zagranicznych), przynoszą obfitszy materiał zdjęciowy z terenu i ze świata, co jest m.in. zasługą zagranicznych korespondentów TV. Grono ich zasilił - i to w sposób atrakcyjny korespondent londyński, - Andrzej Nowaliński. Dzięki niemu właśnie mogliśmy obejrzeć i wysłuchać w ostatnim "Światowidzie" interesującej wypowiedzi brytyjskiego ministra do spraw rozbrojenia - lorda Chalfonta, przed przybyciem tego polityka z wizytą do Polski. Chętnie oglądalibyśmy częściej tego typu polityczne wywiady, przeprowadzane - w związku z wydarzeniami światowymi - przez zagranicznych korespondentów naszej TV. Ciągle bowiem do rzadkości należy w naszych programach na tematy międzynarodowe - autentyczny materiał uzyskany na miejsca, w danym kraju, przez polskiego sprawozdawcę, realizowany z myślą o polskim telewidzu. Komentarze tu studyjnego, warszawskiego biurka, choćby były najbardziej interesujące i ilustrowane serwisem zdjęciowym - nie mają przecież owego autentycznego smaku, co prawdziwe zagraniczne korespondencje. Oczywiście, polska TV nie dociera do wszystkich zakątków świata, tym niemniej - posiada swych przedstawicieli w kilku stolicach. Wydaje się, że realizatorzy różnego typu magazynów - politycznych, gospodarczych, kulturalnych, wreszcie - nie zawsze, realizując swe programy - o tym kapitale ludzkim - pamiętają. Dokument zaś, autentyk - jest tą fermą telewizyjną, która na całym świecie coraz bujniej się rozwija, coraz silniej wpływa nawet na artystyczną twórczość TV. Autentyczne, filmowe, obserwacje różnych środowisk i grup zawodowych stają się np. często podstawą dla scenariuszy i widowisk typu obyczajowego, owych telewizyjnych "sag rodzinnych", których bohaterami są tzw. przeciętni ludzie. My jednak jakoś ciągle nie możemy się doczekać telewizyjnej rodziny Matysiaków. Polska, współczesna, tematyka zupełnie została wyeliminowana z repertuaru teatru telewizyjnego. Nie ma jej prawie także w programie III Festiwalu Teatralnego TV, który trwa obecnie na małym ekranie. Przeważają w nim pozycje klasyczne. Nie mam oczywiście nic przeciw temu - by oglądać na ekranie inscenizacje klasyków, wydaje się jednak, że jeśli repertuar teatralny TV opiera się wyłącznie na niej - pewne proporcje są tu wyraźnie zachwiane. Tak więc ostatnio oglądaliśmy kolejno: inscenizację XVII-wiecznej komedii Lubomirskiego "Don Alvares albo niesforna w miłości kompanija", komedię Fredry "Nikt mnie nie zna" oraz "Cztery humoreski" Twaina. O ile rzecz pierwsza, w wykonaniu teatru gorzowskiego - była w pełni udana, urocza i pełna wdzięku - pozostałe mogła nam TV darować...

Wzruszającą pozycją, w obliczu tak ciągle przejmującej żalem śmierci Jana Brzechwy - był krótki program, poświęcony Jego pamięci. Ujrzeliśmy m.in. śmiertelnie jest znużoną twarz pisarza, usłyszeliśmy jego - jakże prostą osobistą wypowiedź. Film, telewizja - sprawiły, że cofnął się na chwilę nieubłagany czas...

Poniedziałkowy spektakl cofnął czas dalej, do okresu powstania listopadowego. W ramach wspomnianego już Festiwalu - Teatr Klasyczny zaprezentował "Warszawiankę" Wyspiańskiego.

Ten - jedyny w swoim rodzaju w naszej literaturze - rapsod poetycko-muzyczny o "straconym pokoleniu" roku 1831 - zabrzmiał w TV czysto i pięknie. Spektakl, zachowując wszystkie uroki stylowej ballady, miał - dzięki ekspresji realizatorów (reżyseria - I. Kanicki, scenografia - W. Bielicki), i starannemu wykonaniu aktorskiemu (M. Maciejewski - gen. Chłopicki, Anna Milewska - Maria, i in.) cierpki, współczesny smak moralnego rozrachunku nie tylko z walką powstańczą 1831 r., lecz z wieloma następnymi powstańczymi zrywami narodu... Niewątpliwie, "Warszawianka" jest, jak dotąd, jedną z cenniejszych pozycji Festiwalu Teatralnego TV, spotkaniem z klasyką żywą, która wciąż fascynuje.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji