Artykuły

Eksperymenty

Było się więc na urlopie i przegapiło ten moment przełomowy, kiedy to kończy się razem ze swoimi kłopotami rok stary, a zaczyna nowy. Moment ten przegapiwszy, nie pora teraz życzenia telewizji składać, a trzeba z dobrodziejstwem inwentarza przyjmować to, co dają. Nawet czechosłowacki eksperymentalny film "BĘBNY" Ivo Novaka, który podobno - przynajmniej tak twierdzi telewizja - jest nowym, świeżym, odkrywczym i jeden Pan Bóg wie jakim tam jeszcze spojrzeniem na sprawy młodzieżowe. Podobno, bo czym jest w istocie - nie sposób pojąć i dlaczego na przykład jedna z trzech nowelek, z których składa się film (?), nazywa się "POŁYKACZ CZEREŚNI" - najstarsi ludzie nie wiedzą. Wnosić z tego należy, że eksperyment to nad wyraz udany. Tak udany, że aż nurtuje pytanie, dlaczego od początku roku uwzięliśmy się popierać twórczość eksperymentalną innych. Albośmy to jacy tacy i nie stać nas na własne eksperymenty?

Odpowiedzią na to pytanie - i to odpowiedzią pozytywną - może być program M. Kolińskiego "DOBRY WIECZÓR, JAK MINĄŁ DZIEŃ?". Eksperyment Kolińskiego jest na nowoczesną miarę problemem Diogenesa i polega na szukaniu po kraju z kamerą i mikrofonem choć jednego człowieka, który widząc mikrofon i kamerę razem potrafi zachować swobodę i naturalność. Z rozmów z ludźmi ma podobno coś wynikać. Co? Jeszcze nie wiadomo. Na razie wynika tylko jedno, ze tytuł audycji jest może trochę, niezręczny. Raczej: "CZEŚĆ, JAK LECI?".

Rodzimych eksperymentów obejrzeliśmy w zeszłym tygodniu jeszcze kilka, że zaraz na początku wymienimy przeniesioną przez Lecha Budreckiego i Ireneusza Kanieckiego z kart książki na nasze ekrany "WARSZAWIANKĘ" Jerzego Andrzejewskiego. Twórczy eksperyment autorów polega na rozpisaniu utworu na głosy R. Hanin, E. Kępińskiej, E. Fettinga, W. Kowalskiego, M. Opania i J. Strachockiego i staraniu się, by zagłuszyć całość stukotem pędzącego pociągu. Tam, gdzie im się to nie udało, gdzie można było wyłowić poszczególne słowa - rzecz brzmiała poetycko i wzruszająco. Tak właśnie, jak powinna z okazji 21 rocznicy wyzwolenia Warszawy.

Z tej samej okazji obejrzeliśmy również nowy film telewizyjny, tym razem naprawdę pasjonujący, o niewątpliwych walorach artystycznych, "HOMO VARSOVIENSIS". Twórcą scenariusza do filmu jest powszechnie ceniony autor "Warszawskiego Baedeckera", znawca i wielki miłośnik Stolicy, Olgierd Budrewicz, znany również z nie mniej doskonałych kilku tomów reportaży zagranicznych, a także ze stałego pojawiania się na łamach sympatycznego "Przekroju". Warto dodać, że prócz doskonałego scenariusza film dostał na przydatek jednego z najlepszych - być może w ogóle, a jeśli o film dokumentalny chodzi, to na pewno - realizatora w osobie Romana Wionczka i jeszcze ponadto powierzono kierownictwo artystyczne - Tadeuszowi Konwickiemu.

Nic w tym filmie z protokołu, nic z oficjalnej sztampy. Sceny z okupacyjnej przeszłości przeplatają się tam z aktualną dokręcką, zdjęcia z powstania uzupełniają współczesne sceny uliczne, migawki rodzajowe - wojenną retrospekcją. Nic drącego za włosy patosu, żadnej nachalnej publicystyki a jednak pełnokrwisty reportaż, pełen ludzkich treści, chwilami wzruszający, chwilami rozweselający, raz smutny, tragiczny, to znów wesoły. Jak życie. Ten warszawski przekładaniec z komentarzem pięknym, błyskotliwym, humanistycznym w najpełniejszym tego słowa znaczeniu, trze koniecznie powtórzyć i trzeba porozsyłać go po świecie. Niech widzą! Niech podziwiają ten polski eksperyment!

Cóż jeszcze z tej branży? Może eksperymentalne zasłanianie świetnego belgijskiego piosenkarza, Jacques Brela podobno żartobliwymi rysunkami Bohdana Butenki, może brawa dla prowadzącego recital Lucjana Kydryńskiego, za tyle o Brelu wie, że powtarza to przy każdej okazji, jakby 10 milionów widzów naprawdę musiało też tyle wiedzieć i brawa za to w końcu, że się Butence rysuneczkami zakryć nie pozwolił.

I na tym koniec eksperymentów. "Teleturniej parami" bowiem, ten jeszcze jeden z jakże bogatej rodziny telewizyjnych teleturniejów, to już nie żadna próba, to stary, wypróbowany sposób na rozwodzenie małżeństw. Już widzę - jak to się niegdyś mawiało - oczyma duszy swojej, tę scenę, jaką zrobi swojej małżonce pan X za publiczne wyznanie, że nie wie w jakim jej gorsza połowa jest krawacie, albo też scenę, która rozegra się między małżeństwem Y, za tego Bohdana Tomaszewskiego. Cztery pary załatwione. Czekamy na dalsze!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji