Artykuły

Muzyka dnia codziennego

"Nieskończona historia. Oratorium na 30 postaci, chór, orkiestrę i sukę Azę" w reż. Piotra Cieplaka w Teatrze Powszechnym w Warszawie. Pisze Julia Korus w serwisie Teatr dla Was.

"Nieskończona historia" to sztuka o pewnej kamienicy i o żyjącej w jej przestrzeni wspólnocie. Choć może wspólnota to zbyt duże słowo? To raczej grupa ludzi, których poza adresem zamieszkania zdaje się nic nie łączyć. Tekst Artura Pałygi daje nam szansę na zajrzenie w głąb specyficznego mikroświata, w którym na pozór nie dzieje się nic nadzwyczajnego, a jednak nie można od tej rzeczywistości oderwać oczu.

Kilkuosobowy chór szumi, nadaje ton, szuka rytmu, wpada w melodie. Gdy ustawia się gdzieś w pobliżu rampy, w tle rozbrzmiewają dźwięki jak z radiowego słuchowiska. Przewodnik chóru (Mariusz Benoit), zabawny luzak w trampkach, początkowo niemal nie milknie, po paru chwilach jednak coraz chętniej oddaje głos poszczególnym bohaterom, którzy swoje kwestie raz mówią, raz nucą, kiedy indziej śpiewają. A każdy ma coś do powiedzenia.

Życiem każdego z nich rządzi odrębny rytm domowych cykli i codziennych rytuałów. W poszukiwaniu idealnych systemów zdecydowanie przoduje Adam. Genialnie zagrany przez Andrzeja Mastalerza jest jak Adaś Miauczyński podniesiony do potęgi: cichy demon sklepowych półek i nietypowych spacerowych ścieżek, którego nie są w stanie tknąć macki współczesnego marketingu

Podobnie hipnotyzującą postać wykreował Cezary Kosiński, niepozorny nauczyciel rysunku technicznego, który pod osłoną nocy odkrył Tajemnicę Trójcy, ale do rana coś mu z tej tajemnicy umknęło. Wspaniały popis aktorstwa daje Kosiński wtedy, gdy jego Jakub w antykwariacie wpada na Gilgamesza. Ten na wiele godzin niepodzielnie absorbuje umysł nauczyciela: od kiełkującej ledwie radości odkrywania, przez coraz bardziej gorączkowe pożeranie kolejnych stron "Eposu starożytnego dwurzecza", aż po obsesję XII tablicy.

Mistrzyniami cykliczności życia okazały się jednak dwie emerytki, Wiktoria Dworniczek i Aniela Dąbek (Elżbieta Kępińska i Maria Robaszkiewicz, obydwie wspaniałe). Pory dnia i nocy wyznacza im radio (bo dobrze w domu usłyszeć jakiś przyjazny głos). Poza tym każda z nich wie, że jeśli nie wpadną na siebie na schodach, to w przedsionku kościoła - na pewno tak. Obie emanują ciepłem, są pogodne, poukładane i solidarne: tak naprawdę tylko te dwie staruszki w całej kamienicy utrzymują bliższy kontakt. Nagła śmierć Wiktorii mocno niepokoi Anielę, która nawet nie miała szansy pożegnać się z sąsiadką. Szansę taką miały za to wszystkie domowe sprzęty codziennego użytku, które nie tylko żegnają się ze swoją właścicielką, ale nawet mogą liczyć na litanię z jej strony, ubranej w białą szatę, uśmiechniętej i pogodzonej z losem.

Twórcy przedstawienia powołali do życia wiele więcej postaci, wszak to "Oratorium na 30 Postaci, Chór, Orkiestrę i Sukę Azę". Wśród nich nie sposób nie dostrzec Pawła i Anny, dla których dzień bez porannej kłótni jest dniem straconym. W tej samej kamienicy mieszka też Magda, swobodna blondynka w ciąży, której obsesje rosną wprost proporcjonalnie do upływającego czasu (świetny, ciążowy, nerwowy monolog Elizy Borowskiej, w sam raz na koniec). Jest i kierowca karetki (Krzysztof Plewako-Szczerbiński), który wdaje się w rozmowę z diabłem z makatki. Do tego intrygująca dziewczyna zakrzywiona przez prędkość światła, którą nurtuje, czy będzie czarną masą, czy jednak świecącym punktem?

I ten chór, który szuka sobie miejsca na froncie sceny albo gdzieś na imitującym kolejną scenę podeście w głębi, a czasem na widowni ustawionej tyłem do widowni (scenografia Andrzeja Witkowskiego). Aktorzy wciąż na nowo aranżują dla siebie przestrzeń sceny, szurają rzędami teatralnych foteli, rozsiadają się wygodnie, opanowują schody. Dzięki ekstremalnie zdyscyplinowanemu chórowi, dźwięki wydają radia, czajniki i ekspresy, a z całkiem bliska słychać charakterystyczne dudnienie dyskoteki. Chór tworzy niezwykłą przeciwwagę dla muzyki skomponowanej przez Jana Duszyńskiego. To zadziwiające, jak podniosły ton (narzucony i przez tekst, i przez gatunek oratorium) pęka raz po raz jak bańka mydlana, tylko po to, by po chwili napęcznieć znów ważnym tematem, istotnym pytaniem, przemyślaną słowną grą czy chwilą namysłu nad melodią codzienności.

Nie ma wątpliwości, że "Nieskończona historia" w reżyserii Piotra Cieplaka jest szalenie ciekawym scenicznym eksperymentem, który wymaga od widza zaufania i koncentracji. I choć na bytomskiej "Teatromanii" pojawiły się głosy, że wersja "Nieskończonej historii" Teatru Nowego w Zabrzu jest odważniejsza i pełniejsza, wersji Teatru Powszechnego nie sposób odmówić uroku i konsekwencji w poszukiwaniu muzyki dnia codziennego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji