Artykuły

Witkacowskie pozy

Wielbiciele Witkacego, a takich jest sporo, szczególnie, że rok jego imienia zrobił z polskiego dramaturga, malarza i filozofa własność światową, przychodzą najprawdopodob­niej na tę sztukę z wielkimi ocze­kiwaniami. Oczekują: a to story fa­bularnej o życiu, miłościach i twórczości wielkiego artysty, a to wskazówek jak stać się sławnym człowiekiem, recepty na zostanie geniuszem lub, pikantnych anegdot biograficznych. W "Stasiu"' Jerzego Ja­rockiego wiele z tego nie znajdą.

"Staś" Jarockiego, którego pra­premiera odbyła się w końcu zeszłego roku na Scenie Kameralnej Tea­tru Polskiego w Warszawie, nie jest sztuką biograficzną (czy taka w ogóle istnieje?) ani typowym vie romancee znanego artysty XX wieku, rozpisanym na głosy sceniczne. "Staś'' to rzecz o dorastaniu i dojrzewaniu artysty. Choć w progra­mie mówi się, że nieważne, iż sztuka ta traktuje o Stanisławie Ignacym Witkiewiczu, bo dotyczy ona "sta­wania się" artysty w ogóle, to nie udawajmy, że nie jest to ważne. Witkacy akurat nie był człowiekiem konwencjonalnym i artystą typowym dla swoich czasów, tu stereotypy nic nie pomogą. Jest więc "Staś" sztuką teatralną o Witkacym to jest istotne. Jest to nawet pomysł znakomity.

Opowieść o Witkacym zamierzona jest podobno przez Jarockiego w trzech częściach i tenże "Staś"' to właśnie pierwsza z nich, sceny i scenki z życia artysty młodocianego, który urodził się w roku 1885, a do chrztu go trzymali Sabała i Modrzejewska, a potem pozostawał pod przemożnym wpływem osobowości ojca Stanisława Witkiewicza aż po śmierć tego ostatniego w roku 1915. "Staś" jest opowieścią (bardziej opo­wieścią właśnie niż sztuką teatralną sensu stricto) o Witkacym snutą więc z pozycji człowieka wybitnego o silnym, ukształtowanym charakterze, zdecydowanych poglądach na życie, kobiety, twórczość, niepodległość ojczyzny i wychowanie jedynego syna. W dużej mierze oparty został na "Listach do syna'' Stanisława Witkiewicza wy­danych parę lat temu w formie

książkowej. Jarocki wykorzystał w swej sztuce także inne fragmenty korespondencji Witkacego, na przy­kład z Heleną Czerwijowską, kawałki jego autobiograficznej powieści "622 upadki Bunga" pisanej w la­tach 1909-1911, a wydanej w około pięćdziesiąt lat później . Wszystko jest więc w "Stasiu" autentyczne: postacie: Ojciec, Matka, ciotka Mery, Pani S. czyli Irena Solska, Helena Czerwijowska; miejsca: Zakopane, Kraków, Lovrana; teksty dialogów co zresztą potwierdza w ślicznym programie witkacolog Anna Micińska. Na Foksal powstało jednak z tego przedstawienie sztuczne; fakty zamieniły się w pozy. Aktorzy starają się ze skrawków wypowiedzi stworzyć postacie autentyczne: Barbara Rachwalska jest poczciwą panią Witkiewiczową, Halina Łabonarska inteligentną i egzaltowaną panną sprzed pierwszej wojny światowej, Krzysztof Gosztyła dziwacznym, szusowatym, inteligentnym indywidualistą o licznych talentach. Justyna Kreczmarowa "podrabia" Krystynę Zachwatowicz (której dziełem scenografia), Gustaw Holoubek usiłuje powściągać wrodzoną skłonność do ironicznego pointowania rzeczywistości, boć przecież papa Witkiewicz wszedł nam do kanonu postaci literacko-historycznych jako człowiek bardzo serio, reszta - nie ma co grać. Mamy nudnawe dysputy o sztuce, ciekawe spory narodowe, długie dyskusje między ojcem a synem na tematy przyjaciół, znajomych, artystów i aktorek. Sytuacje, w których bohaterzy wygłaszają swoje kwestie, nie przekształcają się jednak w spięcia, awantury, w spory emocjonalne. Wszystko jest trochę wymyślone, poza - być może - kwestią narodową, w której papa Witkiewicz zajmował stanowisko pryncypialne, a syn teoretycznie bronił prawa jednostki do zajmowania się własnym ego. Wymyślone, sztuczne, literackie są dla przykładu sytuacje, w których uczestniczy pani S. czyli aktorka Irena Solska, z którą młody Witkiewicz przeżywał romans istotny, skoro znalazł on swe odzwierciedlenie na kartach młodzieńczej powieści o Bungu. Pani S. (Irena; SzczuRowska) nie staje jednak ani postacią autentyczną, ani ze stereotypu, nie jest nawet ową osobą, którą znam z listów Ojca do Syna, może najbliżej jest powieściowej fin de sieclowej femme fatale, ale tak napraw­dę mamy do czynienia wyłącznie z zarysowaniem pewnej pozy. To, co się dzieje pomiędzy bohaterami, nie wydaje się autentyczne, jest literackie, upozowane. W przedstawieniu szczególnie w drugiej części brak dramatyzmu. A przecież w stosunku starego Witkiewicza do syna, owego teatralnego "Stasia" i odwrotnie było tego dramatyzmu, napięcia, rozpaczy z obu stron bardzo wiele.

Przedstawieniu na Foksal nie pomogła scenografia Krystyny Za­chwatowicz, z owym domkiem gó­ralskim, naturalnymi sosnami już na widowni, kamieniami i widoczkiem na góry nasze skaliste. Choć w stylu zakopiańskim wyszła po prostu nieładnie. Najlepiej na tym tle, zapre­zentowały się rozmowy o ojczyźnie, patriotyzmie i niepodległości, spoin­towane udziałem Witkacego w I wojnie światowej po stronie rosyjskiej. Być może "Staś" Jarockiego zabrzmi inaczej wystawiony w innej konwencji, mniej realistycznej, bardziej groteskowej, mniej w stylu starego Witkiewicza, bardziej ze snu lub obrazów Witkacego...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji