Stylistyczne oblicza baletu (fragm.)
Z racji mnogości baletowych propozycji premierę "Coppelii" w Operze Bałtyckiej zrelacjonuję niestety częściowo, gdyż widziałem tylko drugą obsadę. Po mocnych wrażeniach, jakich dostarczyły mi spektakle w Poznaniu i Łodzi, trzeci z kolei wieczór był czystą przyjemnością. Bowiem gdańska realizacja posiada wdzięk, lekkość i pogodę XIX-wiecznego baletu komicznego.
Od paryskiej prapremiery "Coppelii" minęło 117 lat, a wciąż zajmuje ona stałe miejsce w światowym repertuarze. Do jej powodzenia przyczyniła się z pewnością muzyka Leo Delibes'a - elegancka, z ładnymi pomysłami melodycznymi oraz zespolona z wartką i zabawną akcją, opartą i na nowelach E. T. A. Hoffmanna. Gdańska wersja jest nieco zmieniona w stosunku do pierwowzoru. Została przysposobiona inscenizacyjnie do wymagań współczesnego widza (m. in. podzielenie spektaklu - zamiast na dwa - na trzy zróżnicowane w nastroju akty, osłabienie akcentów magicznych na rzecz technicznych - Coppelia jest raczej zręcznie skonstruowanym automatem niż lalką ożywioną tajemniczą mocą, rozdzielenie ról Swanildy i Coppelii dwóm tancerkom - pierwotnie tańczonych przez jedną solistkę - umożliwiło wzbogacenie tych postaci). Zachowano natomiast jej tradycyjny - utrzymany w najlepszym smaku - kształt sceniczny i choreograficzny. Stało się to możliwe dzięki litewskiemu artyście - Vitałtasowi Brazdylisowi, który zmodyfikował libretto i przygotował nowy układ choreograficzny, zgodny jednak ze wszystkimi klasycznymi regułami baletowymi. Stworzył on spektakl o dużych walorach widowiskowych, wartki narracyjnie i dowcipny, a nade wszystko roztańczony, z dużą ilością ładnie rozwiązanych scen zespołowych oraz wieloma trudnymi technicznie i efektownie skomponowanymi duetami, wariacjami i sekwencjami solowymi. Nostalgiczny urok XIX-wiecznego teatru podkreśla także scenografia Władysława Wigury. Jasne, stwarzające wrażenie przestrzeni na małej gdańskiej scenie dekoracje i wdzięczne, utrzymane w pastelowych barwach kostiumy oraz funkcjonalne i stylowe rekwizyty - oddają sielski klimat pierwszego aktu i radosną atmosferę trzeciego. Drugi akt, w zgodzie z akcją, jest nastrojowo tajemniczy, zaś w scenie tańca mechanicznych lalek zyskuje w wyniku efektownego wykorzystania świateł "groteskowo-dyskotekowych" wyraz, co wcale nie burzy konwencji a tylko eksponuje komiczność sytuacji.
Wymienione wyżej walory gdańskiej "Coppelii" straciłyby sens, a spektakl byłby tylko starą ramotą - gdyby zabrakło dobrego wykonawstwa. Jednak grupa baletowa kierowana przez Gustawa Klauznera nie tylko sprostała zadaniom, lecz potraktowała tę realizację jak dobrą okazję do zademonstrowania swych możliwości. Stwierdzenie to dotyczy w równej mierze wszystkich tancerzy - od pierwszych solistów do zespołu włącznie. Tytułową partię efektownie zrealizowała Małgorzata Insadowska. Dzięki dobremu przygotowaniu technicznemu połączyła w tańcu precyzję ze swobodą, co pozwoliło mechanicznym ruchom lalki nadać piękny wyraz. Natomiast Mariola Lebida obdarzyła Swanildę dziewczęcym wdziękiem i delikatnością. Jej lekkość, gracja, pewność na puentach i dbałość o wykończenie szczegółu - ukazały urodę klasycznej techniki tańca. W charakterystycznej roli Coppeliusa powrócił na scenę po latach nieobecności - Gustaw Klausner. Tańczył sprawnie, ale wprost zachwycił precyzyjnym doborem środków wyrazowych. Sukcesem był także występ Mirosława Gordona. Ten młody, obdarzony talentem tancerz kolejny raz dorównał dojrzałym wykonawcom. Nadto, partia Franza wykazała, że nie zadowala go tylko przyzwoity poziom warsztatu i wciąż doskonali swe umiejętności.
Tak więc stylowa, pełna uroku, a zarazem przynosząca widzom chwile odprężenia "Coppelia", wzbogaciła urozmaicony repertuar Opery Bałtyckiej. Ta realizacja baletowa, jak i pozostałe przedstawione w tym tekście, powstały w wyniku przyjęcia odmiennych koncepcji stylistycznych. Posiadają one jednak pewną cechę wspólną - są wartościowe artystycznie a jednocześnie atrakcyjne dla widzów.