Artykuły

Szekspir przyrządzony w sosie francuskim

"Hamlet" w reż. Ignacia Garcii w Teatrze Wielkim w Poznaniu. Pisze Jacek Marczyński w Rzeczpospolitej.

Teatr Wielki w Poznaniu wystawił świetną a nieznaną operę Ambroise Thomasa. Jej pech polega na tym, że to śpiewany "Hamlet"

Teatr dramatyczny może teksty Szekspira przerabiać - skracać i dopisywać, co tylko reżyser zapragnie. W operze takie działania budzą oburzenie. No ale też teatr próbuje dziś lepiej zrozumieć motywy Szekspirowskich bohaterów, a operowi libreciści chcieli ich ubrać jedynie w konwencjonalny kostium.

Tak właśnie się stało ze skomponowanym prawie 150 lat temu "Hamletem", który w ujęciu Francuza Ambroise Thomasa stał się po prostu kolejną operą o zemście. Duński książę nie przeżywa rozterek, chce pomścić śmierć ojca i to jedyny motyw jego działania.

Wątek miłosny także musi skończyć się tragicznie, choć duet Hamleta i Ofelii w I akcie pokazuje siłę ich uczuć. Jej ojciec brał jednak udział w zamordowaniu króla, więc zamiast ślubu jest wielka scena obłędu - ulubiony motyw XIX-wiecznych kompozytorów.

A jednak "Hamlet" to najwspanialsza opera francuska tamtej epoki, znacznie lepsza od przesłodzonych dzieł Gounoda i Masseneta. Niestety, wisi nad nią cień Szekspira. Jeśli o nim zapomnimy, dostrzeżemy, jak znakomicie skonstruowany jest kulminacyjny akt III, w którym Hamlet odkrywa szczegóły spisku. Gdy wszakże zaczyna śpiewać swój monolog: "Być albo nie być, o, tajemnico", zaraz przypominamy sobie, że autorzy majdrowali przy tekście Szekspira.

Współczesny teatr nie ma też pomysłu na operowego "Hamleta". Po scenach świata od kilkunastu lat krąży inscenizacja duetu Patrice Curier i Moshe Leiser - mroczna, piękna plastycznie, ale tradycyjna. W Teatrze Wielkim w Poznaniu Hiszpan Ignacio Garcia też poległ przytłoczony wielkością Szekspira. Całą akcję rozegrał na cmentarzu, przy grobie ojca Hamleta i był to jedyny jego pomysł.

A w tym spektaklu dałoby się osiągnąć więcej, mając dobrych solistów, którzy potrafią więcej, niż tylko odśpiewać swoje role. Włoski baryton Giuseppe Altomare z dużą swobodą przeszedł przez morderczą partię Hamleta, byłby więc w stanie pokazać bogatsze wnętrze swego bohatera.

To samo można powiedzieć o królewskiej parze: Magdalena Wilczyńska (Gertruda) i Patryk Romanowski (Klaudiusz), oraz o Małgorzacie Olejniczak-Worobiej (Ofelia). Dobrze wypadła w scenie obłędu, ale gdyby reżyser wiedział, jak ją rozegrać, w tych koloraturowych trelach usłyszeć można było emocje i szaleństwo, a nie tylko zimny, techniczny popis.

W muzyczną wielkość opery Thomasa uwierzył za to dyrygent Tadeusz Kozłowski i orkiestra Teatru Wielkiego w Poznaniu, która po latach oczekiwań wzniosła się ponad przeciętność. To jednak trochę za mało, można obawiać się, że na kolejną inscenizację francuskiego "Hamleta" będziemy znów czekać 150 lat.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji