Artykuły

Filozofia po węgiersku

"Stary Franka Hernera" w reż. Iwony Kempy w Teatrze Polskim w Poznaniu. Pisze Stefan Drajewski w Głosie Wielkopolskim.

Niewielu udaje się to, co udało się księdzu profesorowi Tischnerowi. Mówił o bardzo poważnych kwestiach filozoficznych tak, że fascynowali się nim uczeni w Wiedniu i prości górale pod Tatrami Umie to także robić Leszek Kołakowski, a na gruncie dramaturgii współczesnej - dramaturdzy węgierscy.

Kiedy oglądałem premierowe przedstawienie "Stary Franka Hernera", przypomniało mi się się zdanie autora - Janosa Haya, który kilka tygodni wcześniej mówił w Poznaniu, że nie interesuje go dramat socjologiczny, opowiadający tylko o problemach trzech bezrobotnych na prowincji, którzy dla zasiłku muszą kopać rowy melioracyjne. Historią którą próbują nam opowiedzieć podczas tej banalnej i nudnej czynności, jaką jest kopanie rowu, przeraża i poraża. Główna trójka bohaterów sztuki Haya jest jakby wyjęta z "Czekając na Godota" Becketta, a może "Hamleta" Szekspira a może "Emigrantów" Mrożka, a może...

Hay próbuje pokazać pewną nieuchronność losu, bardzo prostą prawdę o życiu, aby nigdy nikomu źle nie życzyć. Przy okazji i mimochodem pokazuje świat ludzi z węgierskiej prowincji. Ale jak to w dobrym dramacie bywa węgierski kostium szybko pęka i bez żadnych konsekwencji interpretacyjnych moglibyśmy wpisać przy nazwisku aktorów imiona i nazwiska czeskie, polskie, słowackie... Hay brawurowo konfrontuje poetycką abstrakcję z realizmem, codzienność z filozofią, psychologiczną głębię z niebywałym poczuciem humoru. W jego sztuce najważniejsze jest słowo, ono powołuje byty i światy. Nie wiem, jak to jest w oryginale, ale dzięki Jolancie Jarmołowicz, po polsku, słowo brzmi cudownie. Z jednej strony jest bardzo proste, z drugiej - poetyckie, wulgarne i humorystyczne, soczyste, zaczepne, dojmujące...

Z siły słowa skorzystali odtwórcy głównych ról: Leszek Lichota, Piotr Kaźmierczak i Piotr Łukawski. Wydawać by się mogło, że są podobni do siebie, mówią tym samym językiem, doświadczyli tego samego, a jednak nie. Każdy jest inny, inaczej widzi otaczającą rzeczywistość, sąsiadów, inaczej zapamiętał kolegów ze szkolnej ławki, w tym tytułowej postaci, o której opowiadają. Znacznie trudniej stworzyć postać aktorom, którzy pojawiają się epizodycznie, w tle. Zupełnie nie udało się to Katarzynie Węglickiej, która nie potrafi wyjść z pewnej skorupy i kogokolwiek gra, jest ciągle taka sama.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji