Artykuły

Patrzyłam z radością

Nie wiem, czym "Dziady" mogłyby być dzisiaj i co mogło by być dla nas w tym arcydramacie naj­ważniejsze. Im bardziej więc myślałam o "Dzia­dach" dzisiaj, tym bardziej chciałam, żeby się uda­ły. I bardzo bałam się, że to niemożliwe. Kiedy przyszłam na pokaz przedpremierowy do Teatru Małego, siadłam w fotelu z niepokojem. Zaczęło się: z rosnącą ciekawością, prawie zdziwieniem, a potem radością obserwowałam, co dzieje się na ekranie. Oczywiście wiem, co jest mi w tym przedstawieniu bliskie, a co odległe, co wydaje się konieczne, a co artystycznie zbędne. Nie chcę się jednak teraz nad tym zastanawiać. Chcę po­wiedzieć jedno - oglądałam "Dziady" Englerta ze wzruszeniem. Tyle razy już słyszałam poszczegól­ne monologi, choćby na egzaminach w szkole te­atralnej, od lat ucząc w szkole, tyle razy sama powracałam do "Dziadów", a jednak, oglądając przedstawienie Jana Englerta miałam chwilami wrażenie, jakbym "Dziadów" dotykała na nowo. By­łam poruszona grą naszych studentów, których młodość i żarliwość nas zarażały. Tak dalece, że nie pozwalały "włączyć" naszego krytycyzmu. Miałam poczucie, że chcę iść wraz z młodymi - i to się udawało. Dobrze, że dzięki Janowi Englertowi młodzi aktorzy mogli zmierzyć się z "Dziadami". Bo Englert pokazał nam opowieść o młodym człowieku, który u progu dojrzałego życia doświadczył miłości i tyranii, i właśnie młodzi powinni zmierzyć się z tą opowieścią. Są w tym przedstawieniu całe sekwencje jakby bardziej teatralne, i bardziej filmowe, a w konsekwencji także ak­torstwo. Mnie ta dwoistość nie prze­szkadzała, jeżeli słowo było wyrazi­ste i dobrze je rozumiałam. Ileż radości dało mi obcowanie z akto­rami, na przykład z Michałem Żebrow­skim, którego rolę uczący go profeso­rowie przeżywają chyba mocniej od in­nych widzów. Z radością patrzyłam na ostatni monolog Gustawa-Konrada. Za­akceptowałam go w całości. Mogłam złączyć się z jego widzeniem świata, drogą myśli, niepokojem, rozwibrowa­niem. Bo jeżeli aktor precyzyjnie pro­wadzi myśl, jak Konrad w ostatnim monologu, to nie trzeba mi niczego więcej. Niepotrzebny mi jest ruch, niepotrzebne dodatkowe obrazy. Obserwuję, jak myśl biegnie i tylko to mnie interesuje - czy może być dla aktora większe zwycięstwo? A zarazem dowód na to, że ekran "wytrzymuje" mówienie? Uważam, że kiedy aktor naprawdę mówi, to się go słucha. I po­wtarzam uparcie, że warto zaufać widzowi, że niepo­trzebne jest natrętne pokazywanie, jak np. podczas monologu Sobolewskiego - kibitek pędzących "na Pół­noc". Bo ilustracyjność, która tu parokrotnie pojawia­ła się, przeszkadzała, niepotrzebnie rozbijała myśl. O wielu rolach w tych "Dziadach" można mówić, zachwycać się nimi, analizować. O Senatorze Zbigniewa Zapasiewicza, o Księdzu Marku Wal­czewskiego, o Księdzu Piotrze Jana Frycza, który najmocniej przykuł moją uwagę w scenie z Nowosilcowem. A dopełnieniem i ukoronowaniem aktorstwa w tych "Dziadach" jest monolog Gustawa Holoubka, "Człowieku, gdybyś wiedział, jaka twoja władza...". Jest to przypomnienie Dejmkowych "Dziadów" i wielkiej roli Holoubka, a zara­zem przypomnienie osobistej bardzo "Lawy" Tade­usza Konwickiego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji