Artykuły

Bez oddechu

"Matki/Błagalnice. Koncert Śmierci" w reż. Łukasza Chotkowskiego w Teatrze im. Jaracza w Olsztynie. Pisze Szymon Spichalski w serwisie Teatr dla Was.

Ciasna przestrzeń sceny Margines wprowadza widzów w ciemne zakamarki ludzkiej psychiki. Scenograf Karolina Sulich zamazała całą podłogę kredą. Za jej pomocą utworzono napis: ,,droga do wolności". Zakreślono go w różnych językach i konfiguracjach. Aktorzy czekają na rozpoczęcie przedstawienia. Są skuleni lub ustawiają się w patetycznych pozach. Ponury świat musi odpowiadać charakterowi relacji Tezeusz-Ajtra.

To one stają się głównym motywem spektaklu. Postać mitycznego bohatera nabiera u Chotkowskiego zupełnie innego wymiaru. Swoistą klamrą spektaklu są słowa z zapowiedzi: ,,Neurotyk zawsze powie, że wydymała go rodzina, nigdy nie chce się wyleczyć". Trzeba pamiętać o tym zdaniu przez cały spektakl. Poszczególne fragmenty ze Schleefa są zresztą wyświetlane na rzutniku. Twórcom udaje się uniknąć jednoznaczności w konstruowaniu wzajemnych kontaktów między matką i synem. Ajtra (Milena Gauer) chodzi w za dużej marynarce, pod którą chowa nagą pierś. Nie należy jednak doszukiwać się tutaj seksualnych kontekstów. Rodzicielka ma pretensje do swojego syna, że ten tak szybko odszedł. Mit ściera się tutaj z rzeczywistością. Co więcej, stara legenda nabiera w ,,Matkach" współczesnego wydźwięku. Tezeusz (Paweł Parczewski) staje się pionkiem w świecie kobiet. Stara się temu z całych sił sprzeciwić. Tymczasem nawoływania matki zostają zwielokrotnione przez wprowadzenie chóru. Pięć dziewczyn w białych sukniach obkłada się kleistą, ciemną mazią. Są one jak bachantki i erynie w jednym. Stanowią wszędobylski głos Ajtry. Ale przecież można je postrzegać jako wykrzywione fantazmaty w głowie Tezeusza. Mężczyzna wyrusza na wojnę (Irak, Afganistan?). Tym samym zostają postawione w konflikcie archetypowe wartości honoru i synowskiej wierności.

Dlaczego w przedstawieniu śmierć ma być rodzajem ,,wybawienia"? Czy nie należy tego postrzegać na niwie rodzinnej? Dojrzałość Tezeusza staje pod znakiem zapytania. Wpływa na jego stosunki z innymi kobietami, w tym z Antiope. Między nią, Amazonką, a jej mężem stoi bariera kulturowa. W spektaklu jej znakiem jest posługiwanie się przez dziewczynę językiem niemieckim. Ta granica między nimi ma i tak źródło w czymś innym. Mianowicie w tej pierwotnej relacji Tezeusza z matką. I Ajtra, i jej syn mają swoje racje. Kobieta stara się trzymać pierworodnego przy sobie. Boi się o niego, jego ciągłe wyprawy wojenne wzbudzają u niej ciągły strach (nie tylko o niego). Cały czas krąży nad nią wizja starości (Gauer ma pofarbowane włosy). Ale jednocześnie więzi Tezeusza. Nie pozwala mu w pełni rozwinąć skrzydeł. Tymczasem mężczyzna dąży ku wyzwoleniu z zależności od rodzicielki. Pytanie tylko, w jakiej robi to skali. Powraca tutaj temat śmierci. Nie chodzi o fizyczny zgon. Tezeusz umiera dla swojej matki JAKO syn. To ,,wybawienie" ma przecież dwie strony medalu. Dlatego też Chotkowski nadaje mu tak doniosły, patetyczny ton. Odejście dziecka od swego łona traktuje zarazem z wyrozumieniem, jak i z przerażeniem. Oznacza to bowiem koniec pewnego raju, pewnego ładu. Kto wie, jak mógłby kiedyś potraktować Tezeusza Hipolit?

Piękna i subtelna metafora idzie w parze z błędami realizacyjnymi. Chór Matek został właściwie dobrany. Wyraźnie słychać, że premierę poprzedził długi okres prób. W poprzedniej ,,Hekabe" partii wokalnych nie można było zrozumieć. Tutaj udaje się osiągnąć harmonię. Pracę wokalistów należy uznać za najlepszą w całym widowisku. Co innego muzyka. Brudny trash zrujnował nieraz świetnie rozpoczęte części chóralne. Elektronika przebija dźwięk głosów. To zabieg oklepany. Jeśli ma wskazywać na ,,niezrozumienie" i ,,samotność w tłumie", to wypada po prostu banalnie. Chociaż udaje się nieraz osiągnąć liryzm. Choćby wtedy, gdy Ajtra rysuje swój kształt na ścianie. Gauer wykonuje potem bardzo stonowaną piosenkę. Estetyka zagłuszania nie musi zawsze przynosić oczekiwanych rezultatów. Rozumiem jednak, że na twórczość Chotkowskiego duży wpływ miał kontakt z Mają Kleczewską. Stąd przekrzykiwania, brutalność i krew. Nie można się też oprzeć wrażeniu, że wszechobecne w przedstawieniu warzywa to echa ,,Fedry" z Teatru Narodowego. Chotkowski cały czas kształtuje swój styl. O ile można zrozumieć inspirowanie się twórczością Kleczewskiej, to kopiowanie niektórych elementów jej języka budzi pewne wątpliwości. ,,Matki/Błagalnice" jako całość są zrobione z dużym wyczuciem. Ciekawe przedstawienie nie ucieka w jednoznaczność interpretacyjną. Ale odbiór spektaklu i jego piękną treść zakłócają właśnie naleciałości niektórych mód i konwencji teatralnych.

Zakończenie prezentuje Ismenę i Antygonę. Kiedy ta druga decyduje się na pochowanie brata, dochodzi do konsensusu wartości. Obrona honoru idzie w parze z poszanowaniem wierności więzom rodzinnym. Nawet jeśli ten akcent nie wybrzmiewa do końca czysto, to nareszcie mamy w teatrze niełatwą odpowiedź na niełatwe pytanie. W końcu Antygona za swój czyn zapłaci śmiercią. Bynajmniej nie metaforyczną.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji