Droga do Itaki - "Tańcz, póki możesz" Teatru Ósmego Dnia
W środę w Sali Laboratorium CSW odbędzie się przedpremierowy pokaz "Przeceny dla wszystkich", wyreżyserowanego przez Jerzego Karpińskiego, filmowego zapisu legendarnego przedstawienia "Ósemek" z 1977 roku. Jeszcze dziś i jutro na Zamku Ujazdowskim Teatr Ósmego Dnia pokaże swój ostatni spektakl - nie wolno go przeoczyć.
Są przedstawienia, którym słowa szkodzą. Próbują uporządkować, zinterpretować, przywrócić jednoznaczności to, co powstało ze zdumienia, że słowami można powiedzieć dziś tak niewiele.
W "Tańcz, póki możesz" Teatru Ósmego Dnia opowiedziana jest historia. Jedna z tych nielicznych, które warto jeszcze opowiadać. Przywoływana jest w nieskończoność, żeby przypomnieć, że życie jest wędrówką, a bezruch, jak milczenie, oznacza śmierć. Tylko tyle. Kolejne słowa niczego nie dodają. Tworzą za to labirynty fabuł, w których głęboko ukryty jest coraz mniej czytelny sens opowieści.
W spektaklu "Ósemek" z całej podróżnej literatury pozostały tylko strzępy zdań. Audena, Malraux i świętego Jana od Krzyża - mistyka. W programie przywołani są jeszcze Herbert i Kawafis, który pisał: "Itakę zawsze nosić masz w pamięci./ Przybycie tam to twoje przeznaczenie./ Ale bynajmniej nie spiesz się w wędrówce". Zdania najprostsze i dlatego ocalałe. Jednak historia jeszcze jednej wędrówki nie będzie opowiedziana w słowach.
Z czajnikiem przez Styks
Wyruszą z tancbudy. Przykryte czerwonymi obrusami stoły wbijają się w otaczającą parkiet widownię. Nad nim podwieszony sufit z kolorowymi światłami. Siedzą przy nich prawie nieruchomi. Jakby niepewni, czy może zdarzyć się cokolwiek. Epizod nazywa się "Powitanie wKlubie samotnych serc". Potem jest jeszcze kilka, które opisywane po kolei, złożyłyby się w rodzaj rachitycznej fabułki. Czekają na kogoś, potem próbują coś wykrzyczeć stojąc na stołach i krzesłach. Słowa, hasła, apele spotwornieją w bełkot. Tylko, że sens historii nie wyczerpuje się w następstwie sytuacji i zdarzeń, ale ukrywa się gdzieś pomiędzy nimi. Powoli zacznie opanowywać scenę.
Z pozornie przypadkowych gestów, okruchów codzienności, jak czajnik i pragnienie, które każe się pochylić do strumienia albo kałuży, rodzi się nowy język bardzo starej historii. Każda kolejna scena będzie coraz bardziej od codzienności odległa, coraz bliższa wyseparowanego z niej znaku. Wędrówka, jak na piknik i w strumieniach deszczu, marsz równym krokiem z wyimaginowaną trumną na ramionach, zmieni się w przeprawę przez bagna Acherontu, na łodzi Charona na drugi brzeg rzeki śmierci.
Potem rozpocznie się wspinaczka po wysokich stopniach schodów ukrytych gdzieś w głębi sceny. W ten sam sposób średni odwieczni mistycy opisywali swoją drogę. U jej kresu ślepli i tracili mowę.
Łatwość, z jaką udaje nazywać się kolejne sceny jest pułapką. W przedstawieniach "Ósemek" nie ma ilustracji pojęć i mitów. Jest za to próba, czasami rozpaczą, czasami nadzieją prowokowana, znalezienia sposobu odbicia na scenie własnego, osobistego doświadczenia. I wiara, że nie dotyczy ono ich tylko, że może być źródłem rozmowy prawie bez słów.
Ukłoń się, zanim zatańczysz
Jeszcze niedawno wydawało się, że treść tego doświadczenia upoważnia do przybijania afiszy z tytułami kolejnych przedstawień obok wyborczych plakatów i politycznych haseł. Dziś aktorzy "Ósemek" odwrócili się od polityki. Chociaż to nieprawda. To polityka odwróciła się od nich. A mimo to dalej opowiadają tą samą, ciągle uzupełnianą o nowe epizody, historię. Jakby wszystko zaczynali od początku. Zapominają o trzydziestu latach tradycji zespołu, o poprzednich spektaklach. Próbują zapomnieć o teatrze.
Ewa Wójciak, Adam Borowski, Tadeusz Janiszewski i Marcin Kęszycki kłaniają się. To jeden z najbardziej oczywistych na scenie gestów. Tylko, że oni odtańczą go w ekstazie i w milczeniu. Jakby chcieli go zakląć i unieważnić.
To nie koniec, ale początek spektaklu. Ostatnia scena to powrót do jednego z najbardziej czytelnych teatralnych obrazów i znaków. Między stolikami zatańczą tango, którego kroki będą rozpaczliwie próbowali sobie przypomnieć.
"Tańcz, póki możesz" wydaje się sprzyjać interpretacjom. Jednak gubi się w nich to, co w spotkaniu z Teatrem Ósmego Dnia najważniejsze, co ujawnia się w zderzeniu przeżyć aktorów z najbardziej osobistym doświadczeniem ich widzów. A tego nie da się już zamknąć w słowach.