Artykuły

"Szmaty" na scenie Ad Spectatores wyszły na piątkę

"Szmaty" w reż. Kingi Maciejewskiej, Zuzanny Mukoid i Jacka Timingeriu w Teatrze Ad Spectatores, PWST i ASP we Wrocławiu. Pisze Magda Piekarska w Gazecie Wyborczej - Wrocław.

Kinga Maciejewska, Zuzanna Mukoid i Jacek Timingeriu to trójka młodych adeptów reżyserii wrocławskiej PWST, którzy zadebiutowali w Browarze Mieszczańskim "Szmatami" Michaiła Durniekowa. Z sukcesem - debiut nie miał w sobie nic ze szkolnej wprawki

Spektakl jest owocem współpracy studentów trzech wrocławskich szkół artystycznych z Grupą Teatralną "Ad Spectatores" - PWST oddelegowała do niej młodych reżyserów, Akademia Sztuk Pięknych - scenografów, a Muzyczna - kompozytorów. Pracowali pod okiem fachowców - Krzysztofa Kopki, Elżbiety Wernio i Zbigniewa Karneckiego, i z fachowcami - w "Szmatach" zagrali aktorzy wrocławskiej sceny offowej.

Sposób opowiadania zastosowany przez Durniekowa w "Szmatach" więcej ma wspólnego ze współczesnym filmem niż z teatrem czy tradycjami rosyjskiej literatury. Kinomanom skojarzy się z twórczością Guya Ritchiego, Inárritu czy Quentina Tarantino. Tak jak u tych reżyserów, tutaj też znajdziemy kolaż ludzkich losów, zabawnych, tragicznych i wzruszających, zmieniających się na naszych oczach w kalejdoskopowym tempie i zderzonych ze sobą w finale. W dodatku dramaturg tak prowadzi tę historię, że jej tonacja wciąż balansuje pomiędzy umownością i realizmem, powagą i żartem, dramatem i groteską.

Jego tekst zainspirowało prawdziwe wydarzenie - Cho Seung Hui, 23-letni student z Korei, zastrzelił 32 osoby w kampusie politechniki w stanie Wirginia. "On jest nijaki, po prostu nijaki" - mówi jeden z bohaterów "Szmat" o sprawcy masakry. - "Było sobie zero... żyło... powietrza nie psuło, a potem wzięło dwa pistolety i stało się kimś".

Ale nie tylko Cho ma problem z własną nijakością - mają jej dość bohaterowie Durnienkowa, mieszkańcy Moskwy, którzy są zmęczeni życiem w poniżeniu, tym, że świat nie chce dostrzec ich wartości. Więc w którymś momencie dochodzą do wniosku, że może trzeba wziąć los (lub spluwę) w swoje ręce i pokazać światu, ile są warci.

Wśród nich jest Filip (Marcin Chabowski), pisarz, który nie może osiągnąć sukcesu. Może dlatego, że łatwiej przychodzi mu gadanie o literaturze niż pisanie? A może przyczyną jest chaos, jaki panuje w jego własnym życiu? Albo talent do pakowania się w kłopoty? Wiele wskazuje na to, że to on jest autorem opowieści, którą oglądamy.

Jest Anna Grigoriewna (Agata Skowrońska) poszukująca w Moskwie syna, który wyjechał na studia i przestał odpowiadać na telefony. I inna matka (Dorota Łukasiewicz-Kwietniewska), która straciła już złudzenia. Jest Gruby (Michał Wielewicki), tęskniący za miłością chłopak, któremu brak poczucia własnej wartości. Jest para urodzonych morderców in spe (Anita Balcerzak i Rafał Kwietniewski), którzy na razie wprawiają się w rabowaniu działkowych altanek. I nauczyciel (Arkadiusz Cyran) uzależniony od gier komputerowych. Albo narkoman (Radomir Rospondek), który nie potrafi znaleźć drogi do domu. Wszyscy samotni, nawet jeśli nie sami. I wszyscy z dręczącym poczuciem, że ich życie wypadło z utartych kolein, a nowych nie umie odnaleźć. Ich drogi niespodziewanie się przetną i doprowadzą do dramatycznego, zaskakującego rozwiązania.

Twórcy spektaklu akcję tej opowieści osadzają w wielkim moskiewskim lumpeksie, do którego zapraszają widzów, zachęcając opowieściami o promocji i dostawie nowego towaru. Kontenery pełne tytułowych szmat są - poza obitymi resztkami materiałów taboretami - jedynym elementem scenografii. I zostały tutaj znakomicie ograne - w zależności od sytuacji stają się wanną w łaźni, sklepowym wózkiem, łóżkiem czy taksówką, żeby w finale na powrót wrócić do swojej pierwotnej funkcji. Ich zawartość zastępuje brak innych rekwizytów - wygrzebane z kontenerów ciuchy pozwalają bohaterom zmienić tożsamość (aktorów na scenie jest mniej niż postaci w spektaklu), ale bywają też np. złodziejskimi fantami w obrabowywanym domku.

Temu prostemu inscenizacyjnemu pomysłowi towarzyszy rozgrywanie scenicznych wydarzeń w iście filmowym, pożyczonym od Tarantino tempie. Widz dostaje tu historię wesołą, a ogromnie przez to smutną, i w dodatku opowiedzianą w rytmie wystrzałów z karabinu maszynowego. To już sukces - reszty dopełniają aktorzy Spectatorsów - cały zespół spisał się tu na piątkę, umiejętnie wygrywając zmienność tonacji tekstu Durniekowa.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji