Artykuły

Sąd idzie

Największą sensacją w Krakowie, gdzie Andrzej Wajda popisał się właśnie nowym pomysłem wystawiając w Starym Teatrze serial "Z biegiem lat, z biegiem dni...", a Tadeusz Kantor, twórca awangardowego teatru "Cricot 2" otrzymał nagrodę im. Rembrandta, nie są oba wymienione tu fakty, lecz sprawa inż. architekta Krzysztofa Bienia. Otóż ów człowiek ambitny i odważny doszedł do wniosku, że różni możni i odpowiedzialni oszpecili - podczas realizacji - zaprojektowane przez niego nowoczesne osiedle w Krakowie. I skierował sprawę do sądu!

Trzeba powiedzieć, że Kraków był zawsze umiarkowany i niezbyt skory do eksperymentów w budownictwie. Nic oryginalnego, nic ciekawego nie strzeliło tu wysoko, a budynek "Biprostalu" ciągle jeszcze należy do najwyższych w mieście i swoją sławę zawdzięcza szaleńcowi, który przed laty stamtąd właśnie szantażował strażaków próbujących uratować mu nędzne życie. Jak wieża G. A. Eiffla w Paryżu tak "Biprostal" w Krakowie stanowi idealne i ulubione miejsce dla samobójców zawiedzionych w miłości.

Mając wielu uznanych, szanowanych i odznaczonych architektów, Kraków - w przeciwieństwie do Wrocławia, że nie wspomnę już o Warszawie - budował domki niskie i niczym specjalnym się nie wyróżniające. Nawet wizytówka lokalnej myśli technicznej - bloki Miejskiego Biura Projektów - są mówiąc delikatnie, nijakie. Każde nowe osiedle jest albo identyczne, albo prawie identyczne. Takie same są w Bochni, Miechowie i Wolbromiu, co może być oczywiście powodem do dumy krakowian, skoro te wzory są rozpowszchniane i naśladowane.

Fakt, że w Krakowie nie potrafi się budować powyżej jedenastego piętra, zbulwersował inżyniera Krzysztofa Bienia. Zaprojektował więc miastu okazałe osiedle z kilkoma wysokościowcami 24-kondygnacyjnymi. Mędrcy projekt zatwierdzili, ale później zaczęli myśleć jak by tu zaoszczędzić. Namawiali architekta, by dokonał zmian, bo wykonawcy mają rzekomo kłopot. Trochę przypominało to działalność Krakowskiego Ośrodka Rakietowego, który po wylądowaniu już Neila Armstronga na Księżycu rozpoczął wystrzeliwanie jakichś pocisków na Pustyni Błędowskiej pod Olkuszem. Krzysztof Bień upierał się, więc wynajęto inżyniera, też architekta, Kazimierza Chodorowskiego, który za odpowiednią opłatą przerobił projekt kolegi. Mało tego - pod spaskudzonym projektem podpisał autora, inż. arch. Krzysztofa Bienia. To prawie tak, jak bym ja podpisywał pod swoimi bździnami Sławomira Mrożka!

Nie ma sensu wyłuszczać tu wszystkich ekonomicznych przeliczeń, które i tak ostatecznie przemawiają za Krzysztofem Bieniem. Trzech dziennikarzy - Tadeusz Kubica, Marek Bahdaj a zwłaszcza Janusz Roszko - z pasją rozprawiło się ze zwolennikami niemocy i inercji, którzy zapewne chętnie powróciliby do pomysłu Juliana Tokarskiego budowania w blokach wspólnych WC. Tylko w "Polityce" pan Janusz Atlas - człowiek z wyobraźnią (dał jej ongiś wyraz drukując wywiad ze sławnym Guy Drutem przeprowadzony w warszawskim "Remoncie" tegoż dnia, gdy francuski lekkoatleta startował gdzieś w RFN) - zapytuje: czy ta rozprawa sądowa jest potrzebna, czemu ma służyć? I dalej: "Nie sztuką jest projektować dobrze. Sztuką jest projektować realistycznie - mówią zwierzchnicy inżyniera i trzeba przyznać, że mają sporo racji".

To, że właśnie sztuką jest projektować dobrze, łatwo sprawdzić akurat w Krakowie omijając oczywiście stare budowle Kazimierza Wielkiego. Nie wiem, ale gdybym miał takie poglądy na architekturę, jak Janusz Atlas, wdrapałbym się jednak na ten "Biprostal". I amen. Honorowo. Tymczasem inż. arch. Krzysztofowi Bieniowi Kraków życzy sukcesu w tej nierównej walce z biernością i tępotą, która do niedawna właśnie w tym mieście triumfowała. Istnieje wiele przesłanek, daj Boże, żeby pisać o tym w czasie przeszłym.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji