Artykuły

Życie (na) Maksa

"Życie do natychmiastowego użytku" w reż. Roberta Walkowskiego w Teatrze im. Szaniawskiego w Płocku. Pisze BeeS w Tygodniku Płockim.

Skandal unosił się w powietrzu zanim jeszcze sztukę Anny Burzyńskiej "Życie do natychmiastowego użytku" wystawiono na deskach płockiego teatru. Jedna z aktorek odmówiła grania roli, gdyż nie godziła się ona z jej światopoglądem. Sztuka opowiada o narkotykach, nie brakuje w niej ekscesów łóżkowych, jest w niej dużo mocnych scen i jeszcze więcej wulgarnych słów. To wszystko sprawiło, że w dniu premiery zabrakło biletów. Kolejka chętnych czekała przy kasie, licząc na to, że może jednak znajdą się wolne miejsca. To tylko potwierdza dzisiejsze pojmowanie sztuki, która musi skandalizować, by chciały ją oglądać masy. Czy właśnie taki był płocki spektakl?

Od samego początku widz nakręcany jest dużą dawką wysokich obrotów akcji na scenie. Uczucie to potęguje dodatkowo mała scena, która sprawia, że ginie bariera między publiką a aktorami. Każdy wręcz uczestniczy w życiu grupy studentów, żyjących na wiecznym "speedzie" (dla niewtajemniczonych na narkotykach pobudzających). Poznajemy ich, gdy wracają z ostrej imprezy. Takiej jazdy jeszcze nigdy nie mieli. Ścigali się samochodami z również naćpanymi ludźmi. Doszło do wypadku. Z drugiego samochodu nic nie zostało. Ludzkie szczątki

trzeba było zbierać z betonowej ściany. Naszym bohaterom udało się jednak uciec. Co dalej? Dalej trzeba znów się czymś nakręcić, żeby nie tracić "błogiego" stanu. Do wyboru mają cały narkotyczny wachlarz (trawa, amfa, kokaina, kwasy, krak, środki halucynogenne), a oprócz niego dziki seks z kim popadnie. Zakończenie sztuki jest zaskakujące. Nie można jednak zdradzać wszystkiego.

Po obejrzeniu premiery nie byłam do końca przekonana do wykreowanego na scenie świata. Nie była to jednak wina aktorów, którzy swą grą wręcz podnieśli poziom tej sztuki. Nie przekonała mnie po prostu historia autorki Anny

Burzyńskiej. (Choć cieszę się, że mogłam obejrzeć sztukę o narkotykach polskiej autorki. Jak większość chyba mam dość amerykańskiej wszędobylskiej papki). Autorka napisała tę sztukę na podstawie autentycznych zdarzeń sprzed 20 lat, jednak za wszelką cenę starała się umieścić je w dzisiejszej rzeczywistości. Łączenie dwóch odrębnych epok nie wyszło na dobre. W pewnych momentach wyczuwa się jakiś brak autentyczności, sztuczność i brak spójności. Sztuka jest jednak dobrze zrobiona. Tor nadaje reżyser Robert Walkowski, który ma przede wszystkim wizję stworzenia ostrego przedstawienia, potem aktorzy którzy są zgrani, ekspresyjni i przekonujący. Zapadają w pamięć sceny bójek Maksa (Szymona Cempury) i Ozona (Piotra Bały), prezentacja przed ukrytą kamerą Pauli (Doroty Cempury), Andżeli (Magdaleny Tomaszewskiej-Karbowskiej), czy też Ozona (Piotra Bały). Aktorzy zaznaczają swoją obecność na scenie. Nawet Paweł Gladyś, który ze względu na swoją rolę, przy nieustającym wirze kolegów musi grać skrytego, nie znającego jeszcze życia dziewiętnastolatka.

Co można jeszcze powiedzieć o tej ostatniej premierze sezonu? Dobra muzyka i światła, które w odpowiednim momencie potęgują lub tłumią sceny odgrywane przez aktorów.

"Życie do natychmiastowego użytku" inaczej będzie odbierać każde pokolenie. Uspokoję rodziców. Pociechy nie zobaczą nic, o czym nie wiedziały, nie słyszały, nie czytały. To raczej dorośli, rodzice, pedagodzy, nauczyciele dowiedzą się z tej sztuki o czymś, o czym woleliby nie wiedzieć. Choć od razu uprzedzam, że muszą najpierw przejść krótki kurs młodzieżowego slangu, bo w pewnych momentach nic nie zrozumieją z "bąkania", "wciągania kresek", "działek" itd.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji