Artykuły

Na początku był kot

"Porucznik z Inishmore" w reż. Any Nowickiej w Teatrze im. Wilama Horzycy w Toruniu. Pisze Michalina Łubecka w serwisie Teatr dla Was.

Na początku był kot. Martwy kot. Potem było jeszcze lepiej. Tak wygląda hitchcockowy początek według McDonagha w jego "Poruczniku z Inishmore".

Skojarzenie prosto z kinowego ekranu pasuje tu jak ulał. Ana Nowicka, reżyserka najnowszej toruńskiej premiery, od pierwszych chwil proponuje filmową perspektywę. Gdy zagubiony młodzieniec na przemian z przerażonym starszym mężczyzną próbują reanimować martwego kota, nad sceną pojawia się tłumaczenie zapętlonej piosenki, a publiczność rozmawia w najlepsze sądząc, że spektakl jeszcze nie zaczął się na poważnie. Gdyby nie brak zapachu popcornu, byłoby niczym w kinie. Nie trafił nam się Bergman czy przegląd polskiej szkoły, ale przedziwna mieszanka: sensacji, komedii pomyłek i horroru klasy B.

Oto mamy kota, martwego kota. To Tomaszek - ukochany zwierzak groźnego bojownika Irlandzkiej Armii Wyzwolenia Narodowego, Padraica. Oto mamy i Padraica (Tomasz Mycan) - niebezpiecznego terrorystę, który był tak groźny, że nie chcieli go przyjąć do IRA. To zbir, który - choć torturuje ludzi - potrafi się rozpłakać na myśl o chorobie pupilka. W śmierć kota plącze się przypadkiem miejscowy rudzielec, Davey (Arkadiusz Walesiak).

Ana Nowicka dobrze poprowadziła toruńskich aktorów, którzy chętnie i z lekkością weszli w swoje role. Mycan, choć początkowo wydawałoby się zbyt cukierkowy, świetnie zagrał irytującego, przerysowanego błazna - porywczego, pewnego siebie bojownika-idiotę. Reżyserka zadbała, by tło dorównało głównemu bohaterowi. Na pozostałe postaci miała po prostu pomysł! Banda współtowarzyszy Padraica: Christy (Jarosław Felczykowski), Brendan (Radosław Garncarek) i Joey (Łukasz Ignasiński) wyglądała trochę jak gang Olsena, trochę niczym bracia Daltonowie. Maired (Aleksandra Bednarz) - przeurocza chłopczyca, niczym bohater "Młodego Einsteina". Najbardziej wyrazistą, konsekwentną, pełną lekkości postać stworzył utalentowany Arkadiusz Walesiak (świetnie zagrał już na toruńskiej scenie w "Mrocznej grze albo historiach dla chłopców", teraz potwierdził, że nie był to przypadek; brawa!).

Nowa toruńska propozycja skomponowana jest z ciekawych filmowych kadrów - to trafny sposób przeniesienia McDonagha na scenę. Dużo tu wpadającej w ucho, klimatycznej muzyki, ale i udana reżyseria świateł - proste zabiegi przygaszenia czy punktowego światła dobrze sprawdzały się w komicznych scenach z songami. Momentami do końca nie wiemy, czy Nowicka już mówiła serio, czy jeszcze puszczała do nas oko - ciekawe jest to jej mierzenie się z poczuciem humoru publiczności i pobudzaniem widzów bodźcami innymi niż zwyczajne wyrecytowanie i tak dobrego tekstu.

A zgrabny, błyskotliwy dramat McDonagha to inteligentna alternatywa dla dramatycznych opowieści o walce - bez znaczenia, w której części Irlandii czy dalej - całego świata, nawet bez znaczenia o co. "Porucznik z Inishmore" to prześmiewcza opowieść o miłości, wolności i przyjaźni. Ale nad wielkimi słowami góruje przede wszystkim dobra zabawa.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji