Artykuły

Psychoza czy narkoza?

"Jekyll/Hyde" w reż. Jakuba Porcari w Teatrze Polonia w Warszawie. Pisze Szymon Spichalski w serwisie Teatr dla Was.

Klasyczna już nowela Roberta Stevensona zainspirowała Jakuba Porcari do stworzenia scenariusza. Tekst jest napisany dynamicznie, choć nie brakuje w nim dłużyzn i pustosłowia. Ale w końcu i tak wszystko jest kwestią aktorskiej interpretacji scenopisu. Zaangażowanie Krzysztofa Globisza na pewno służy promocji przedstawienia. A mimo to coś się w spektaklu ,,Jekyll/Hyde" nie sprawdza.

Twórcy wprowadzają nastrój iście psychodeliczny. Poszczególne rozdziały książki Anglika zostają przemieszane. A kolejne takie ,,akty" zostają wprowadzane przez projekcje trailera-horroru na ekranie z tyłu sceny. Sprawia to, że rozdwojona osobowość protagonisty w oczach widza pogłębia się jeszcze bardziej. Kolejne sekwencje filmowe (np. wirnik) i slajdy (sypialnia) tylko to zaznaczają. Spektakl zaczyna się niejako ,,od końca" (co zostaje nawet głośno obwieszczone!). Jekyll/Hyde znajduje i czyta własny list, który tłumaczy wszelkie jego motywacje i działania. Nieistotna jest więc fabuła. Porcari zakłada, że każdy ją zna, nawet jeśli tylko ogólnie. Zdesperowana postać w interpretacji Globisza miota się i przypomina minione szczegóły. Szuka hasła do tajemniczej skrytki przez dukanie całego alfabetu. Zupełnie tak, jakby nagłe impulsy miały mu pomóc w introspekcji. Nie wiemy, czy to właśnie odzywa się Doktor, czy jego alter ego. Aktor zaznacza przeskoki osobowości przez karykaturalną mimikę i modulację głosu. Pokraczny pan Hyde zyskuje dodatkowo garb. Fiolka z zielonym płynem stoi na krawędzi proscenium i wydaje się być motorem do działania dla pełnego sprzecznych emocji szaleńca.

Ale czy jest to spektakl o szaleństwie? Twórcy operują znanymi kliszami. Metody stwarzania nastroju są bliskie oklepanym schematom rodem z filmów grozy. Jeśli jednak przebić się przez tę konwencję, widowisko znacznie zyskuje. Drugim jego bohaterem staje się bowiem ekran, na którym obserwujemy prawnika Uttersona. Książkowy przyjaciel Jekylla ma zakrytą twarz, a kamera śledzi głównie kolejne odpalane przez niego papierosy. Technika rybiego oka koncentruje uwagę na małych czynnościach, co jednak jest w przedstawieniu zabiegiem zwyczajnie pustym. Szare ulice Krakowa są scenerią dla domniemanego Londynu. Globisz komentuje działania filmowej postaci. Nieraz odzywają się głosy z offu. Aktor wchodzi w nimi z dialog. Osobowości mieszają się i zlewają (nagrania to różne modulacje głosu samego aktora). Można przez to odnieść wrażenie, że scena Polonii staje się pudełkiem. Głową Jekylla/Hyde'a, w której łączą się i konfrontują kolejne tożsamości. I to nie tylko te tytułowe. A rekwizyty? Takie jak choćby płyta? Spadają z góry. Motyw uwięzienia we własnej głowie wprowadza kolejny kontekst.

Bo czy ,,Jekyll/Hyde" nie opowiada tak naprawdę o aktorstwie? O jego wyzwaniach i psychozach? Ustawiony po prawej stronie sceny fotel ginekologiczny kojarzy się z badaniem, szukaniem, ale także z porodem, tworzeniem. Odkrytym przez Jekylla hasłem do skrytki jest ,,TADA". Jest to charakterystyczny dla występu w cyrku okrzyk. Zresztą Globisz w jednej ze scen wychodzi przez zasłoniętą kurtynę. Pozbawiony oparcia ze strony projekcji filmowych, aktor udaje improwizację. ,,Udaje" to zresztą dobre słowo. W pewnym momencie artysta sięga po telefon komórkowy i odbywa rozmowę. Informuje ,,rozmówcę", że właśnie ,,gra". Ten i inne momenty deziluzji skłaniają właśnie do bardzo luźnego potraktowania przedstawienia. Bez efektów w stylu mordu na arbuzie lub podduszaniu manekina dziewczynki traci na wartości. Metamorfozy aktorskie Globisza wypadają przeciętnie. Bardzo chaotycznie odgrywa chwile przejścia do kolejnych osobowości. Nie unika przy tym rysowania ich grubą kreską; czasem przybiera to ciekawe rozwiązania, jak wtedy, gdy dwie dłonie aktora walczą ze sobą.

Interakcja z widzami jest udana. Udaje się zaangażować publiczność, nawet jeśli za pomocą dość ogranych środków. Globisz prosi jednego mężczyznę o dekapitację. Innego podrywa zwrotami w rodzaju: ,,napijesz się?", przyjmując zniewieściały ton. Jeśli przyjąć, że przedstawienie traktuje właśnie o różnych aspektach aktorstwa, to szczególnie interesujący jest jeden wniosek. Jekyll rozpoczął swoje eksperymenty z nienawiści do społeczeństwa. Czyżby artyści sceniczni także tworzyli z pogardy do świata? Z niechęci do ludzi? W ostatniej scenie manekin dziewczynki na krześle z lewej strony ,,ożywa". Spektakl wraca do punktu wyjścia. Jekyll uczy dziecko prawd o życiu (,,wolność smakuje strachem"). Co ma być nadzieją na przerwanie błędnego koła? Edukacja? Praca nad świadomością? W nieźle zrealizowanym przedstawieniu pojawiają się takie właśnie pytania. I to one ratują spektakl przed licznymi płyciznami i nie do końca dopracowanym aktorstwem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji