Artykuły

Teraz takich podwórek już nie ma

- Olsztyn to dla mnie magiczne miejsce. Spędziłam tutaj dzieciństwo i mam wiele wspaniałych wspomnień - opowiada MAŁGORZATA PIEŃKOWSKA, która przyjedzie w piątek do Olsztyna.

Więzy rodzinne wiążą panią z Olsztynem...

- To dla mnie magiczne miejsce. Urodziłam się we Wrocławiu, a cała moja rodzina pochodzi z Jeleniej Góry. W Olsztynie jednak kończyłam szkołę podstawową "dwójkę" i liceum "czwórkę". Kiedy byłam mała, rodzice skończyli studia, a że w Olsztynie jest uczelnia, więc właśnie tutaj trafili za pracą. To były piękne lata...

Co pani wspomina najlepiej?

- Profesorów! Skończyłam liceum, gdzie języka polskiego uczyła mnie pani Popko. Oj, jak ja dużo jej zawdzięczam... Człowiekiem, który miał też na mnie wielki wpływ, był profesor Mikołajski, który uczył mnie biologii. Nazywaliśmy go Melchiorem, bo tak właśnie miał na imię. To była osobowość w mojej szkole! Wspominam też moje kochane dziewczyny z drużyny koszykarskiej. Wśród nich była Danusia Rostropińska, która w pewnym momencie została moją "matką chrzestną". ByŁ taki moment w życiu, że bardzo się mną zajęła i pokazała mi świat. Teraz pewnie inaczej się nazywa, bo jest mężatką, ma swoje dzieci, ale pamiętam tylko jej nazwisko panieńskie... Szkoda, że moje największe szkolne przyjaciółki powyjeżdżały za granicę w poŁowie lat osiemdziesiątych tuż po stanie wojennym i niestety nie możemy się widywać... Takie były czasy, że bardzo dużo młodych i fajnych osób wyjeżdżało z Polski na zawsze. Praca była gdzie indziej, a trzeba było ją znaleźć... Tak się życie potoczyło, ale znajomych z Olsztyna mam wielu. Aż uśmiecham się na samą myśl.

Bo to pewnie były beztroskie lata...

- To były fantastyczne czasy! Wspominam przyjaciół z podwórka, gdzie przebywałam do późnych godzin. Teraz takich podwórek już nie ma... Ale są wspomnienia, których

nie da się wymazać z pamięci. Kiedy mijam się z moimi podwórkowymi znajomymi, zawsze witamy się serdecznie. Każdy poszedł w swoją stronę, ale dzieciństwo przeżywaliśmy razem i to nas łączy.

Aktorstwo też zaczęło się w Olsztynie?

- Nie zapomnę nigdy o kochanych Irenie Stróżyńskiej i Jerzym Jurku, którzy razem z Andrzejem Fabisiakiem byli animatorami życia teatralnego.

To dzięki nim złapała pani bakcyla?

- Robiliśmy razem teatr amatorski, który przypadał na moje najpiękniejsze lata. Byłam w zespole najmłodsza, ale wcale to nie przeszkadzało, bo zespól przyjął mnie doskonale. Jestem im za to wdzięczna. Miłość do teatru najbardziej zawdzięczam jednak mojej mamie. W olsztyńskim teatrze zobaczyłam masę wspaniałych przedstawień! Ciągnęła mnie zawsze do teatru, gdy grano coś ciekawego. Do dziś nie mogę zapomnieć o "Zbrodni i karze", w której grał Artur Steranko. Poznałam wtedy wspaniałego Stefana Burczyka, z którym potem miałam okazję grać u Feliksa Falka w Warszawie.

Potem grała pani w teatrze, filmach, serialach, aż w końcu założyła pani firmę i została bizneswoman.

- Połączyć biznes z kulturą jest niezwykle trudno. Przyznam szczerze, że zaczynam się tego uczyć, bo w Polsce nie ma tradycji tego typu. Równocześnie jestem aktorką i producentką sztuki "Więzi rodzinne". Ale sukces tego spektaklu to nie tylko moja zasługa, ale aktorów, scenografów, kostiumologów, technicznych... To cały korowód ludzi, których nie widać, a którzy ciężko pracują. Przy okazji pracy nad "Więziami rodzinnymi" tworzę zespół genialnych ludzi, co jest dla mnie wyzwaniem.

Co panią do tego podkusilo?

- Mam w sobie dużo energii i pomysłów. Zapragnęłam też, aby decydować o pewnych sprawach. Nie chcę, aby cały czas ktoś robił to za mnie.

Miała pani dość Marysi z "M jak miłość"?

- Publiczność, która nie ogląda mnie w teatrze, kojarzy mnie z telewizora...

Wszystkie teatry telewizji, w jakich zagrałam, odeszły już w zapomnienie, a "M jak miłość" można oglądać dwa razy w tygodniu i końca nie widać! Widz podchodzi do serialu bardzo emocjonalnie i pewnie nieraz się zastanawia, czy nie mam już dość tej roli. Ale taki jest mój zawód! Dlatego szukam też innych pomysłów na siebie i dzięki temu będę mogła odwiedzić Olsztyn. Przyznam jednak, że bardzo się denerwuję tym przyjazdem i występem. Osób, które znam z dzieciństwa i młodości, nie ma już wielu w Olsztynie, ale ktoś na pewno się znajdzie i, kto wie, może przyjdzie, aby zobaczyć mnie po latach... Chcę dać im radość i mam nadzieję, że nasze spotkanie okaże się niezapomniane.

Na olsztyniaków można liczyć.

- Wiem! Publiczność olsztyńska ma miano widowni bardzo wyrobionej. Myślę, że dużą zasługę ma tu nie tylko olsztyński teatr, ale również CEilK, który będzie gościł "Więzi rodzinne". Sztuka ta to bardzo ceniony i rzadki gatunek czarnej komedii absurdu. To doskonale skonstruowana intryga, wciągająca widza w pozornie banalny świat czterech kobiet - babci, dwóch córek i wnuczki. Od pierwszych minut wywołuje salwy śmiechu przeplatane refleksją i skupieNIEM

Więzi rodzinne

Małgorzata Pieńkowska wystąpi 11 maja w spektaklu "Więzi rodzinne" w CEilK-u. Na scenie wystąpi też Małgorzata Niemirska - Lidka z serialu "Czterej pancerni i pies". Start o godz. 18. Bilety: 50 zł.

**

Małgorzata Pieńkowska

Aktorka filmowa i teatralna. W swoim dorobku artystycznym ma kilkadziesiąt ról teatralnych. Współpracowała w zespołem Formacja Nieżywych Schabuff. W 1988 roku w piosence "Klub wesołego szampana" zaśpiewała refren "Chciałabym, chciała". Od kilku lat bierze udział w Tenisowych Turniejach Aktorów i Artystów, w których odnosi sukcesy. Najbardziej znaną jej rolą jest Marysia z "M jak miłość".

Zdjęcie z archiwum rodzinnego Małgorzaty Pieńkowskiej

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji