Artykuły

Romea już nie zagram

Mówią, że ma depresyjną naturę, ale to nieprawda. WOJCIECH LEONOWICZ, aktor teatru Bagatela, nie widzi wszystkiego w czarnych kolorach. Przekonał o tym Annę Górską i Katarzynę Kachel

Widział Pan swoje zdjęcie na ścianach liceum w rodzinnym Lidzbarku?

- Dajcie spokój, to jakieś straszne zdjęcie ze starej sesji zdjęciowej, którą robiłem na początku swojej pracy zawodowej.

Wisi Pan obok wieszczów?

- Na pewno obok Przemka Kaczyńskiego, Piotrka Szwedesa, Andrzeja Andrzejewskiego, Rysia Zarzeckiego, Radka Bieleckiego i Waldemara Milewicza...

Kto Pana wyniósł na ściany?

- Nie wiem, kto i dlaczego.

Jest Pan popularny w swoim mieście?

- Nie wiem, czy jestem, bo bywam tam raz w roku. Poza tym jestem aktorem głównie teatralnym, w telewizji udzielam się na tyle mało, że o popularności nie może być mowy.

To może warto przenieść się do Warszawy i grać w serialu.

- Jest mi dobrze tu, gdzie jestem. Wiecie, kiedyś myślałem, że szczyt marzeń to Stary Teatr. W tej chwili nie żałuję, że jestem w "Bagateli". Patrząc co dzieje się w innych teatrach, mamy tu jak u Pana Boga za piecem. Owszem, czasem nie lubię grać farsy, ale gram. I muszę to robić tak, by nikt się nie zorientował jaki mam do niej stosunek. Na tym między innymi polega profesjonalizm. W minioną niedzielę mieliśmy ostatnie w tym sezonie "poważne" przedstawienie ("Wujaszek Wania", które uwielbiam). Mam świadomość, że do września będę grał same "śmieszności".

A fryzjer to przecież nie Hamlet? (Aktor grał rolę fryzjera w "Szalonych nożyczkach" - przyp. red.)

(śmiech) - Tak, wolę Hamleta. W swoim krótkim życiu zawodowym zagrałem sporo poważnych ról. Ktoś mi kiedyś powiedział, że przecież nie każdy ma szansę je w ogóle zagrać.

Jak gra się Hamleta ze swoją profesorką - Dorotą Segdą?

- Z profesorką i studentką, bo Ofelię gra moja była studentka.

Z którą trudniej?

- Z jedną i drugą dobrze mi się pracowało, bo obie są bardzo "kontaktowe". Trudność polegała na przekroczeniu "fizyczności". Miałem kłopot, żeby zagrać sceny intymne z byłą studentką i panią profesor, w której - jak większość moich kolegów - się podkochiwałem.

To była miłość odwzajemniona. Dorota Segda mówiła nam, że z Pana wybitny aktor. Utalentowany, mądry.

- No, nie wiem, ale to miłe.

Była wymagającą profesorką?

- Z Dorotą fantastycznie mi się pracowało.

A jak się teraz Panu pracuje ze studentami? Zwracają się do Pana panie doktorze?

- No nie, pomyślałbym, że robią sobie ze mnie jaja. Od razu przechodzę na ty. Tak mi się lepiej pracuje, w końcu za parę lat mogą być moimi kolegami w pracy.

Scena to miejsce przełamywania barier?

- I to różnych.

Od początku tak było?

- Tak, od pierwszej roli królowej, którą zagrałem w szkolnym kółku teatralnym. Zdobyliśmy z nią nawet Grand Prix jakiegoś konkursu - i wtedy pomyślałem sobie: aktorstwo to fajna impreza. Wszyscy polewają wódkę i jest zabawa. Dlatego pomyślałem, że fajnie być aktorem. Potem zacząłem odkrywać, że to trochę na czym innym polega, ale zaczęło wciągać. Ten zawód to w gruncie rzeczy fantastyczna zabawa.

I wciąż Pan się bawi?

- Cały czas.

Ale po studiach nie dostał Pan angażu do teatru?

- Nie.

Co Pan wtedy pomyślał?

- Że nie jest dobrze. Akurat Jędruś mi się urodził, pierwszy syn, musiałem utrzymać rodzinę. Wyjechałem wtedy do Norwegii, pracowałem jako profesjonalny polski malarz. To był dobry czas dla mnie, choć ciężki. Prawdziwa szkoła pokory. Pamiętam, potem chciałem się zatrudnić jako magazynier za 1200 zł brutto.

Inni koledzy ze szkoły mieli łatwiej?

- Różnie to było.

Nikt Pana nie zauważył na przedstawieniu dyplomowym? Grał Pan Romea, prawda?

- Wtopa! Romea to ja grałem na drugim roku (śmiech). Na koniec graliśmy "Szewców" w reżyserii Jarockiego, "Oświadczyny" w reżyserii Mandat i "Wesele" w reżyserii Treli. Ale już wtedy wiedziałem, że będzie ciężko. Bo z roku na rok jest coraz gorzej z dostaniem etatu.

Jest Pan zdeterminowany?

- Nie wiem, chyba tak. Zależy, do czego dążę.

Trema?

- Nie, po co się stresować? Wystarczy stresów w innych ważniejszych życiowych sprawach. Ale kiedyś faktycznie ją miałem.

To co, przeszła?

- Nauczyłem się ją opanowywać. Rany boskie, pracuję nad czymś trzy miesiące, wiem, co i jak mam grać, to po co się stresować?

Zdarza się Panu zapomnieć tekstu?

- Czasem się zdarza. Ale rzadko. Wystarczy wiedzieć, co się gra i nie ma kłopotów z tekstem.

Seriale?

- Czasem gram coś małego w serialu. Nikt mi teraz nic nie proponuje, ale wziąłbym. Bo serial ma swoje dobre strony. Kupiłem działkę, marzy mi się domek.

To może reklama?

- Już zagrałem.

To wstyd?

- Trudno powiedzieć. Jeszcze parę lat temu pewien aktor mówił, że to szmacenie się, minęło kilka lat i sam zaczął grać w serialach i reklamie. Nie ma co się oszukiwać, trzeba za coś żyć. Mam pięcioosobową rodzinę, muszę ją utrzymywać.

Kraków to Pana miejsce?

- Tak, dobrze mi tu.

Nad czym Pan pracuje?

- Sztuka na Euro 2012.

O czym?

- O kondycji naszego społeczeństwa, naszej mentalności, co w nas siedzi, co z nami się dzieje podczas mistrzostw, jakie emocje u nas wyzwala piłka.

Ale Romea już Pan nie chciałby zagrać?

- Za stary jestem. Proszę zobaczyć, zakola mam i w ogóle nieciekawą, wręcz ogorkowatą, urodę. Romeo to musi być przystojny mężczyzna. No nie?

***

WOJCIECH LEONOWICZ

Urodził się w Lidzbarku, w rodzinie, w której niezależnie od imienia na każdego mówi się Leon. Aktorem, twierdzi, został przypadkiem, po udanej roli królowej w amatorskim szkolnym teatrze. Do krakowskiej PWST zdał za pierwszym razem. Po studiach dwa lata czekał na etat. Dostał go w końcu w teatrze Bagatela, gdzie kreuje postaci zarówno dramatyczne, jak i komediowe. Zapalony narciarz, wyczynów polskich piłkarzy jednak nie ogląda. Bo grają słabo.

Prywatnie mąż akorki Ewy i tata trzech synów. Marzy o domku na wsi.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji