Artykuły

I tu jest kot pogrzebany

"Porucznik z Inishmore" w reż. Any Nowickiej w Teatrze im. Wilama Horzycy w Toruniu. Pisze Karina Bonowicz w serwisie Teatr dla Was.

"Porucznik z Inishmore" Any Nowickiej to sztuka, jaką McDonagh mógł sobie tylko wymarzyć. Trup ściele się gęsto, krew i przekleństwa leją się strumieniami, a aktorzy grają koncertowo. Jednym słowem, irlandzka masakra. Masakra godna "Quentina Tarantino Szmaragdowej Wyspy".

Do McDonagha trzeba mieć rękę. To autor tyle nośny, co niebezpieczny. Łatwo przeszarżować i zamienić inteligentną sztukę w prymitywną pyskówkę kilku wulgarnych postaci. Ręka Any Nowickiej okazała się bardzo szczęśliwa. Przede wszystkim w kwestii doboru obsady. To właśnie dzięki niej McDonagh wybrzmiał tak, jak powinien: absurdalnie, ostro i brutalnie szczerze.

Spektakl zaczyna się od przekomicznej sceny reanimowania kota przez Donny'ego i Davey'a (fantastyczny duet Paweł Tchórzelski - Arkadiusz Walesiak). Jaki kot zasługuje na to, żeby go tak intensywnie reanimować? Ano taki, który należy do fanatycznego bojownika o wolność Irlandii (czyt. terrorysty), Padraica (dobry Tomasz Mycan), którego boi się nie tylko pół kraju, ale i własny ojciec. Śmierć ukochanego Tomaszka sprowadza Wściekłego Padraica na Inishomore, gdzie ma odbyć się surowe ukaranie winnych. Polowanie na zabójców kota bardzo szybko wymyka się spod kontroli, zwłaszcza kiedy na drodze Padraica staną: żywiący dawne urazy kumple-terroryści i zadurzona w nim dziewczyna strzelająca do krów - Mairead (Aleksandra Bednarz).

Akcja nabiera coraz większego tempa, podobnie jak częstotliwość przekleństw w dialogach. Absurd goni absurd i absurdem pogania. A wszystko okraszone sporą dozą czarnego humoru. A wydawałoby się, że irlandzki terroryzm to nie temat do żartów. Tyle że absurd i czarny humor to broń McDonagha w walce z terroryzmem. To właśnie w ten sposób autor - irlandzkiego zresztą pochodzenia - pokazuje nie tyle fanatyzm, co skrajną głupotę członków organizacji terrorystycznych Irlandii. Terroryści w "Poruczniku z Inishmore" to albo psychopatyczni zabójcy, albo skończeni idioci, którzy nie pamiętają już tak naprawdę, o co walczą. Przerysowany do granic możliwości Padraic łączy w sobie cechy obydwu typów terrorysty: psychopaty i idioty. Nigdy nie wiemy, czy jego zachowanie to objaw socjopatii, czy wyjątkowej głupoty. Christy (Jarosław Felczykowski), Brendan (Radosław Garncarek), Joey (Łukasz Ignasiński) mają do zaoferowania nie tylko tępy wyraz twarzy, ale i totalne ograniczenie intelektualne. Jedynie Mairead, mało urodziwa chłopczyca, która marzy o walce przy boku Padraica, w którym się potajemnie kocha, wydaje się prawdziwą patriotką. Przyjdzie nam jednak w to zwątpić, kiedy razem z Padraicem (tworząc z nim przy okazji doskonały duet na miarę pary bohaterów z "Urodzonych morderców") zupełnie bez sensu urządzi masakrę w domu jego ojca. Kiedy jednak zabija ukochanego (po tym jak okazał się zabójcą jej kota), samozwańczo mianuje się porucznikiem i zarządza śledztwo, już wiemy, że na wyspie nie pozostał żaden szlachetny bojownik o wolność. Bo przecież Donny i Davey się nie liczą. Oni, jako niezwiązani z żadną organizacją, są tylko od podporządkowywania się silniejszym i sprzątania zwłok po jatce. Bo nagle okazuje się, że na Zielonej Wyspie nie jest tak różowo, jak byśmy chcieli. Zwłaszcza kiedy w ostatniej scenie dom Donny'ego zamienia się w krajobraz po zbiorowym morderstwie mało inteligentnych terrorystów.

I to wszystko udało się Anie Nowickiej pokazać. Mało tego, zrobiła to z niezwykłym wyczuciem. I tu jest pies, przepraszam, kot pogrzebany.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji