Artykuły

W "Starym" dawno nie było tak dobrze

"Iluzje" w reż. Iwana Wyrypajewa w Starym Teatrze w Krakowie. Pisze Łukasz Maciejewski w Polsce Gazecie Krakowskiej.

To mógł być romans klasy B, a wyszło piękne przedstawienie.

Iluzja to nie jest złudzenie. Chodzi o marzenie niemożliwe do spełnienia. W pięknym spektaklu Iwana Wyrypajewa wymowny tytuł jest puentą. Kochamy mrzonki o uczuciach. A to często jedynie iluzje.

Pięć postaci na scenie. Dwie małżeńskie pary plus wprowadzająca uczestników gry akompaniatorka (Marta Mazurek). Karty już w pierwszych minutach zostały rozdane. Wiemy ile potrwa spektakl (osiemdziesiąt pięć minut) oraz jakiego tematu będzie dotyczył: śmierci wobec życia. W kolejnych odsłonach bohaterowie opowiadają proste historie. O tym jak zobaczyli kosmitów albo ujarali się jointem, a świat stał się wtedy miękki. W wypowiedziach Danny'ego, Sandry, Margaret i Alberta nie ma śladu odgrywanych emocji, kreacyjnego aktorstwa. Julian Chrząstowski, Anna Dymna, Katarzyna Gniewkowska i Krzysztof Globisz biorą mikrofony, patrzą prosto w oczy widzów, delikatnie się uśmiechają i mówią. Opowiadają nam śmieszne i smutne rzeczy.

Umowna scenografia zaprojektowana przez Annę Met to światła wielkiego miasta albo doskonale wyposażone radiowe

studio, w którym trwa niekończące się słuchowisko o ludziach doświadczonych przez życie. Aktor wchodzi, mówi kwestię, siada na krzesełku. Wstaje kolejny. "Matysiakowie" Wyrypajewa to życie, które zostało ociosane z elementów nudy.

Reżyser nazywa tę formę spektaklu "spotkaniem", ja określiłbym ją raczej "zwierzeniem". Nikt nie powołuje się na Junga i Freuda, nie puszcza do widowni porozumiewawczego oczka, że niby "my tak tylko udajemy, to wygłupy", nie ma histerii ani monumentalnych egzystencjalnych odkryć. Czasami jest śmiesznie, częściej smutnawo. Normalność również może być dotkliwa.

Oglądając "Iluzje" myślałem o powieściach Amosa Oza. Wybitny pisarz izraelski, podobnie jak autor przedstawienia, również dotyka mrocznej podszewki życia, ale nawet w ciemności instynktów odnajduje tlący się blask przebaczenia. To samo światło odnajduję w spektaklu. Rozmawiamy o śmierci, ale myślimy raczej o życiu. O słowach, które (jeszcze) nie padły; albo o wielkim wstydzie, który staje się usprawiedliwieniem zakłamania. Wyrypajew i jego aktorzy nie dają żadnych cudownych recept, nie zapewniają sukcesu w potyczkach z losem, a ich egzystencjalne odkrycia są na poziomie podstawowym.

Dramatopisarz, Iwan Wyrypajew, jest niecodziennym stylistą. W sztuce "Iluzje" taktycznie ucieka przed linearną formą. Temat sztuki mógł być zaczerpnięty z jakiegoś romansowego bestsellera albo B-klasowego amerykańskiego kina (dwa zaprzyjaźnione małżeństwa, dwie zdrady), ale widz nawet przez moment nie ma wrażenia kliszy. To zasługa rytmu, swoistej muzyczności spektaklu oraz bezpretensjonalnych literackich dodatków. W "Iluzjach" wiele razy zapewnia się, że Margaret ma poczucie humoru, ale wcale nie dlatego schowała się kiedyś w szafie, Albert jest bardzo dobrym człowiekiem, Danny nigdy nie kłamie, a Sandra płakała widząc przypiekanego ślimaka. Te elementy stanowią rodzaj ramy, są refrenem melodyjnej piosenki, którą się mówi, nie śpiewa. Aktorzy "Starego" w znakomitym stylu podporządkowali się niecodziennemu zamówieniu reżysera. Bardziej są niż grają, ale ich obecność jest żarliwa. Nucą swoje obumieranie, jazzują życie. Znamy dobrze ich twarze. Przecież to gwiazdy: Dymna, Globisz, Chrząstowski, Gniewkowska. Czujemy się jednak jakbyśmy rozmawiali szeptem z przyjaciółmi: Anną, Krzysztofem, Juliuszem, Katarzyną; siedząc w wiklinowych fotelach, na pełnym słońca tarasie i słuchając gawędy o trwaniu wobec iluzji. Mieliśmy w życiu podobnie albo mogliśmy mieć. Znamy tę piosenkę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji