Artykuły

"Cholonek" - epopeja z familoka

Sztuka według bestsellerowej powieści Janoscha to wciągająca gra z historią Śląska. Tragiczne zwroty akcji i nędzna codzienność robotniczej rodziny solidnie połączone śląskim humorem to naprawdę mocna propozycja - pisze Joanna Derkaczew przed jutrzejszym spektaklem "Cholonka" w TVP Kultura.

Kto komu opowiada tę historię? Matka Świętkowa (Grażyna Bulka) zaczyna, nakrywając do stołu, wpatrzone córki przegryzają świniną, z rozdziawionymi ustami, wzdychają "jezzzz". Aż nagle któraś z nich podejmie opowieść, przekaże ją zasłuchanemu mężowi, szwagrowi, ojcu (Mirosław Neinert). Anegdotki "kto komu i w którą dziurkę" zabrzańska rodzina Świętków może ciągnąć latami. Niemal nie odchodzą od wspólnej miski, nad którą decydują o ślubach, zakupach i co zrobić, gdy ktoś spyta "A ty to Polakiem jesteś czy Niemcem". Praktyczni, rubaszni, jowialni wiedzą, że najważniejsza jest galereta na talerzu i parę słów gawędy do smaku. "Z niczego nie ma nic" - głosi motto na zawieszonej przy kredensie makatce. Poza tą jedną prawdą, o niczym nie muszą wiedzieć, w niczym nie muszą uczestniczyć.

W śląskim familoku nawet wojna nie byłaby wydarzeniem wartym uwagi, zięć Świętków, Stanik Cholonek (Robert Talarczyk) nie postanowił nazwać synka Adolf i zarobić na współpracy z SS.

Spektakl według tekstu niemieckojęzycznego pisarza i rysownika Janoscha jest od lat przebojem na Śląsku. Pokazuje skomplikowaną sytuację regionu tak, jakby mogli by to opowiedzieć sami mieszkańcy. Nie ma w niej wielkich teorii socjologicznych, tylko ciąg drobnych spraw, radości i niechęci. Dopiero słuchając, jak Ślązacy rozmawiają i co ich na co dzień martwi, można zrozumieć ich złożoną sytuację. W napisanym gwarą scenariuszu mieszczą się losy jednej rodziny na przestrzeni lat 1930-50.

Śląska publiczność pokochała kameralną produkcję prywatnego Teatru Korez. Spektakl objechał festiwale, nagrodzono go licznymi nagrodami. Ślązacy nie obrazili się, że przedstawienie, które stało się jedną z najważniejszych współczesnych wypowiedzi na temat ich tożsamości, zaczyna się od świniobicia. Że jest pieprzne i nie próbuje pokazywać jako targanych narodowymi dylematami Hamletów.

Książka stała się przebojem i w Niemczech (gdzie pierwszy nakład rozszedł się na pniu), i w Polsce, gdzie wydano ją w połowie lat 70. w tłumaczeniu Leona Bielasa, zachowującym specyficzną śląską gwarę.

Reżyserom Mirosławowi Nainertowi i Robertowi Talarczykowi udało się zachować proporcje między "oddaniem mentalności" i użaleniem się nad bohaterami a zwykłą potrzebą skonstruowania wciągającej opowieści.

Tragiczne zwroty akcji i nędzna codzienność robotniczej rodziny solidnie połączone śląskim humorem to naprawdę mocna propozycja.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji