"Obcy" od zewnątrz, niestety
"Obcy" w reż. Anny Smolar w Teatrze im. Słowackiego w Krakowie. Pisze Joanna Targoń w Gazecie Wyborczej - Kraków.
Zamiast monologu Meursaulta w spektaklu Anny Smolar jest wiele głosów - ta próba innego spojrzenia na bohatera Camusa nie przyniosła jednak ciekawych odkryć
Nie wiadomo, dlaczego mamy się Meursaultowi przyglądać - co reżyserkę w tej historii zainteresowało, dlaczego uznała, że lepiej będzie opowiedzieć ją z innej niż autorska perspektywy. Spektakl jest chłodny i beznamiętny, choć stara się być atrakcyjny. Owszem, "Obcy" Camusa jest beznamiętnym i chłodnym (do czasu) monologiem, ale robi o wiele większe wrażenie niż ta wykoncypowana sceniczna wersja.
Spektakl rozgrywa się na wyłożonej białą gąbką scenie - to plaża z wydmami, ale jednocześnie sala sądowa. Pośrodku szary podest ze ścianą, w której wycięte są otwory na głowy i ręce, jak w starych fotograficznych zastawkach. Gąbka, jak plażowy piasek, utrudnia chodzenie, ma też przypominać o zbrodni Meursaulta: zabił na plaży Araba, właściwie bez powodu. Arab był jednym z grożących jego znajomemu, ale Meursault nie angażował się w tę sprawę, jak zresztą w nic w swoim życiu. Zabił, bo leżący na piasku Arab wyjął nóż, a słońce mocno świeciło.
Plaża jest więc salą sądową, w której przesłuchiwany jest Meursault (Grzegorz Mielczarek). Prokurator (Radosław Krzyżowski) i Adwokat (Agnieszka Judycka) to figury nieco groteskowe; groteskowa jest też para performerów (Dominika Bednarczyk i Rafał Sadowski), odgrywających na scence-podeście zdarzenia z życia Meursaulta. Zdarzenia układają się w komiks - na ściance wyświetlane są rysunki, tylko głowy i ręce performerów w otworach są żywe. Jest jeszcze Dziennikarz (Marcin Sianko) układający z obserwowanych strzępów wydarzeń narrację - w domyśle tę, którą znamy z powieści Camusa. No i są widzowie, którym narzucona została rola sędziów przysięgłych.
Nie mamy dostępu do tego, co u Camusa najbardziej fascynujące - monologu człowieka, którego podejrzewamy o zaawansowaną socjopatię, by w miarę lektury nabrać pewności, że w mniejszym lub większym stopniu ten defekt dotyka wszystkich. Oglądamy powierzchnię zdarzeń. I cóż, możemy się zadumać nad absurdalnością postępowania sądu, który w procesie o zabójstwo skupił się na tym, że oskarżony nie płakał po śmierci matki, a przy trumnie wypił kawę i zapalił papierosa. Nad nieprzyjemnymi, karykaturalnymi figurami tworzącymi świat Meursaulta, grzecznego przecież i nieagresywnego młodego człowieka, który patrzy na nas spokojnym wzrokiem Grzegorza Mielczarka, grającego oszczędnie i ze skupieniem.
Jako jedna z sędziów przysięgłych mogę powiedzieć, że pokazana na scenie sprawa była mi obojętna. Mimo starań aktorów nie byłam w stanie zainteresować się wykreowanym na scenie światem. Jedynym zaskoczeniem był elektroniczny zegar odmierzający czas do końca spektaklu (życia Meursaulta). Identyczny wystąpił poprzedniego dnia w "Iluzjach" w Starym Teatrze; tam też scenografię projektowała Anna Met.