Artykuły

I "Mayday" widza bawi

"Mayday" w reż. Tomasza Koniny w Teatrze im. Kochanowskiego w Opolu. Pisze Anita Dmitruczuk w Gazecie Wyborczej - Opole.

"Mayday", ostatnia premiera Teatru Kochanowskiego to rozrywka idealna. Dużo lepsza niż to, co czasem serwuje opolskie kino. Warto się wybrać

Z farsami w teatrze jest tak, że albo kończą się kasowym sukcesem, albo są koszmarem, o którym i twórcy, i publiczność szybko chcieliby zapomnieć. Form pośrednich nie ma. "Mayday" z kolei to jedna z najchętniej granych sztuk tego gatunku. W ciągu 20 lat przewinęła się przez większość polskich teatrów, a na świecie cieszyła się takim powodzeniem, że Ray Cooney, jej autor, zdążył już dopisać ciąg dalszy perypetii taksówkarza bigamisty. Czym więc może opolskie "Mayday" zaskoczyć? Niczym. Bo i wcale zaskakiwać nie musi. Dość, że sztuka trzyma tempo i jest zagrana lekko. Braku tych dwóch rzeczy nie wybaczyłby żaden widz.

Nie jest jednak tak, że ciężar spektaklu rozkłada się równomiernie między aktorów, co nie wynika stąd, że któryś z nich nie sprostał swojej roli, ale stąd, że niektórzy potrafili dodać swoim postaciom więcej blasku niż inni.

Doskonałym tego przykładem jest Andrzej Czernik. Grany przez niego Stanley to przyjaciel głównego bohatera, bezrobotny truteń i koło zamachowe całej intrygi. W wykonaniu Czernika Stanley miewa również wschodni zaśpiew, kiedy udaje brytyjskiego farmera (!), w zatuszowanie faktu, że jego kumpel ma dwie żony i dwa domy, zdaje się być momentami bardziej zaangażowany niż sam zainteresowany, a co najważniejsze, Czernik idealnie potrafi wykorzystać swój aktorski warsztat do tego, by zbudować postać Stanleya tak, żeby w tej absurdalnej historii była zupełnie wiarygodna.

Wyróżnia się również Grażyna Misiorowska, która gra jedną z dwóch małżonek taksówkarza. Rola to niewdzięczna, bo obie panie są postaciami w gruncie rzeczy dość papierowymi, i tylko Misiorowskiej udaje się to przełamać. Bogdan Zieliński grający inspektora policji ma natomiast w sobie dość wyraźny rys porucznika Colombo.

Mimo pewnych nierówności, które w spektaklu się zdarzają, oraz faktu, że w jego końcówce tempo nieco siada, "Mayday" jest dobrą propozycją rozrywki. Nie ma nic złego w tym, żeby śmiać się w teatrze. Tym bardziej że "Mayday" - najnowsza premiera na opolskich deskach - jest znacznie lepszą komedią niż wszystkie, które ma w tej chwili do zaoferowania opolskie kino.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji