Artykuły

Hamlet z dolarami

"Aktor" w reż. Michała Zadary w Teatrze Narodowym w Warszawie. Pisze Szymon Spichalski w serwisie Teatr dla Was.

O Norwidzie zwykło się mówić, że był ,,człowiekiem XXII wieku". I podobnie jak Gombrowicz pisał w ,,Dzienniku" o Witkacym, że czas ,,dopiero go dosięga", tak autor ,,Zwolona" odsłania swoje zalety i przenikliwość spojrzenia po przeszło stu latach od śmierci. Coraz mniej pasuje stosowanie do jego twórczości klucza typowo romantycznego, jaki znamy ze szkół. Nazwany wieszczem (nie wiem którym z kolei) poeta w gruncie rzeczy był nie tyle profetykiem, co człowiekiem szczególnie wyczulonym na ducha swoich i przyszłych czasów. Jego gruntowna analiza świata wyrażała się w krytycznym (ale nie krytykanckim!) podejściu do spraw narodowej walki o niepodległość. Ideał ,,tragedii białej" szedł w parze z poszanowaniem dla tradycyjnych katolickich wartości. Ale bez płytkiego zawierzania, raczej w połączeniu ze zderzeniem z rzeczywistością.

To oczywiście tylko poszczególne wątki z Norwida. Obok tematów wysokich znalazło się miejsce i na ekonomię, która nieraz bywa bolączką artystów. ,,Aktor" jest tak naprawdę dramatem realistycznym. Chociaż wszechwładza pieniądza nosi w nim wszelkie znamiona siły metafizycznej. Michał Zadara odnajduje w sztuce podstawowy chyba konflikt etyczny współczesnych artystów scenicznych - iść w niszę za marne grosze czy sprzedać się reklamom za fortunę? Mała rzeczywistość pojedynczych jednostek ma zaś za tło światowy kryzys finansowy.

Widać to już na początku przedstawienia. Informację o rozpoczęciu spektaklu, jego tytule i obsadzie, aktorzy pokazują na kartkach papieru. Nie ma pieniędzy na spektakularne wstępy - ironicznie mówi reżyser. Umieszcza publiczność na obrotowej widowni. Obraca się ona, poruszana przez pracowników technicznych do stosownego miejsca akcji. Robert Rumas zaadaptował scenę przy Wierzbowej przez stworzenie mniejszych pól działania w kątach pomieszczenia. Nie wstydził się odniesień do znanej warszawskim widzom rzeczywistości. Kawiarnia z I aktu to widziany od środka ,,Antrakt" przy placu Piłsudskiego, z widokiem na Metropolitan. Tam rozmawiają Jerzy (Oskar Hamerski) z Olimpią (Aleksandra Justa). Spokojne życie współczesnej bohemy to kolejne litry kawy i alkoholu popijane w małych restauracyjkach. To flirty kulturalnych ludzi, którzy pozostają kulturalni do czasu Taki stan rzeczy kończy się wraz z nagłym tąpnięciem na światowych giełdach. Baron Erazm Potomski (Wojciech Rusin) jest narzeczonym Elizy (Patrycja Soliman), siostry Jerzego. Widmo ,,nędzy" (zwróćmy uwagę, że przypomina ona tu raczej oderwanie od luksusów, niż faktyczną biedę) przeraża Hrabiego, który próbuje szukać rozwiązania.

Dom Jerzego i jego rodziny to pusta sala, wyłożona grawerowanymi płytkami. Za chwilę zapełni się ona dziełami malarskimi; m.in. Malczewskim, Matejką i Rubensem. Hrabina (Ewa Wiśniewska) kładzie się na eleganckim leżaku, z boku stoi zabytkowy zegar. Salon nie posiada niczego niegustownego, jest stworzony wyłącznie z rzeczy o estetycznym pięknie, a zarazem będących rodzajem niepotrzebnego zbytku. Nikt nie wyraża tego jednak lepiej niż Gotard Pszon-kin (Arkadiusz Janiczek) - celebryta, słynna gwiazda sceny. Za ciemnymi okularami chowa przytłumioną pewność siebie. Jako dyrektor teatru chce pomóc staremu koledze Jerzemu. Przedtem jednak udaje finansistę przed matką i siostrą Hrabiego. Te - o dziwo - mu wierzą, choć u Norwida zdobywają się na dystans. Janiczek zgrabnie balansuje na granicy kreacji i błazenady. W ogóle zespół Narodowego musiał zdobyć się na wielką autoironię. Doskonale jest to widoczne w sposobie gry, która jest puszczaniem oka do widza. Z jednej strony aktorzy działają według tradycyjnych technik scenicznej interpretacji, która jest chyba rodzajem szczególnej estymy dla tekstu.

Ciekawie zarysowuje Zadara różnice między pokoleniami. Młodsze przesyła sobie listy jako smsy. Telefon komórkowy jest nieodłącznym atrybutem Jerzego czy Gotarda. Z kolei starsi nie wstydzą się korzystać nadal z papierowej korespondencji. Tak robi Werner (Marek Barbasiewicz), niespełniony artysta, marzący o poślubieniu Elizy. Modystka Nicka (Anna Chodakowska) sceptycznie odnosi się do byłego guwernera dziewczyny. Gdy o nim mówi, rozwija miarkę automatyczną, jakby chciała znaleźć miarę dla mężczyzny. Okazuje się więc, że domniemana największa artystka z całego grona jest materialistką, oceniającą ludzi według ich statusu materialnego. Czarny, obcisły strój z chustą na głowie kryje kobietę szaloną, pewną siebie, ale zarazem niesamowicie płytką i pełną hipokryzji. Wraz z nadejściem kryzysu reprodukcje obrazów zostają wyniesione.

Zajazd ,,Pod Jeleniem", gdzie mieszka ojciec Felci (Wiktoria Gorodeckaja), kelnerki z ,,Antraktu", jest u Zadary hotelem. Faustyn Bizoński (Waldemar Kownacki) jest twardogłowym szefem interesu. Cały czas czuwa w recepcji, gdzie umieszczono trzy zegary pokazujące aktualną godzinę w Otwocku, Nowym Jorku i Tokio. Odniesienie do Wall Street przedstawia biznes Bizońskiego jako jedno z wielu prywatnych przedsiębiorstw, będących podstawą szwankującego systemu finansowego. Automaty z napojami gazowanymi pokazują kapitalizm utopiony w konsumpcjonizmie. Nie służy on niczemu innemu, jak napędzaniu koniunktury. Takie bezmyślne działanie nie służy nikomu, no chyba że bogaczom. W końcu wszystkie klucze do pokojów leżą w szafkach. Nikt nie przyjeżdża do hotelu, bo nie ma za co opłacić pobytu.

,,Aktor" krytykuje także ambicje społeczeństwa, które zachęcone postmodernistycznymi sloganami w stylu ,,każdy jest artystą", pogrąża się w samozadowoleniu. Bo do czego dążą Werner, Nicka? Kim jest Jerzy, jeśli nie amatorem, który swoje powołanie odnajduje w grze ku uciesze tłumu (i napełnieniu własnej portmonetki)? Snop światła, który oświetla pustkę po krzyżu na ścianie w domu Hrabiny, to ostatni przebłysk etyki zawodowej. A kto wie, czy i nie ludzkiej? Erazm głośno narzeka na aktorów, choć oddaje się masowemu szaleństwu. Gdy bowiem dochodzi do inscenizacji ,,Hamleta", wszyscy wkładają kostiumy z epoki i ruszają na scenę, która znajduje się w niewidocznej dla publiczności wnęce. Także niewidzialna widownia przedstawienia Pszon-kina to zaledwie śmiech. Pusty śmiech na jednej z największych tragedii wszech czasów. Jerzy, choć początkowo niepewny swojej roli księcia Danii, wbiega za kulisy, by powrócić wraz z początkiem owacji na scenę. ,,Długi spłacać zacząłem!" - rzuca jeszcze do matki. Czy największe kreacje powstają za największy budżet? - pyta za Norwidem Zadara. Za Hrabią rusza reszta członków zespołu. Na ciemnej sali pozostaje jedynie Hrabina. Gest syna, który klęka, odbiera jako chęć do modlitwy. Tymczasem to tylko odetchnięcie przed wybuchem euforii. Końcowe milczenie kobiety to wyraz dezaprobaty dla aktorstwa, które stało się zwykłym zawodem. Zaś jego wykonawcy zwykłymi rzemieślnikami. A może nigdy nie było inaczej?

Przedstawienie Narodowego wskrzesiło Norwida dla scenicznych desek. Może jest prekursorem renesansu tego twórcy w ogóle. Zadara potraktował dramat z wielką estymą. Wraz z zespołem Narodowego znalazł świetną metodę dla melodii ,,Aktora". Tekst płynie wartko, choć z jego zrozumieniem jest różnie. Język poety, choć płynny, nadal jest trudny. Brakuje wyciszenia dla długich, pełnych neologizmów fraz. Norwid przerasta tu właściwie reżysera. Wszystko, co możemy wyczytać z obrazów scenicznych Zadary, to w gruncie rzeczy lekko upiększone nieśmiertelne tezy autora ,,Pierścienia wielkiej damy". Inscenizacja, choć zagrana modelowo i z ciekawymi kontekstami, nie wnosi więcej niż kilkukrotna lektura ,,Aktora" w domowym zaciszu. Ale nie jest to bynajmniej zarzut. Norwid wrócił na deski teatru, a może i do powszechnej świadomości jako samodzielny autor. To już bardzo wiele.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji