Artykuły

Powszechne zainteresowanie zbrodnią

"Zbrodnia i kara" w reż. Grigorija Lifanowa w Teatrze Powszechnym w Radomiu oraz w reż. Waldemara Śmigaziewicza w Teatrze Powszechnym w Warszawie. Pisze Jan Bończa-Szabłowski w Rzeczpospolitej.

Podobno co roku na świecie powstaje ponad 200 inscenizacji "Zbrodni i kary". O tym, jak mogą być one różne, świadczą premiery w Radomiu i Warszawie

Obie zrealizowano w Teatrach Powszechnych. Radomską [na zdjęciu] inscenizację powieści Fiodora Dostojewskiego przygotował znakomity rosyjski reżyser Grigorij Lifanow. Od lat fascynuje go ten pisarz, wcześniej z sukcesem zrealizował w Poznaniu "Boboka", rzecz o marze, która nęka strapionego literata. Wtedy wydobył Dostojewskiego z mrocznego realizmu i udowodnił, że jego twórczość może być przewrotna, a nawet zabawna.

Jego radomska inscenizacja "Zbrodni i kary" to sprawnie zrealizowany bryk z powieści. Scena otoczona z dwóch stron widownią przedstawia fragment Petersburga: park, kanały, domy głównych bohaterów. Całość o wyrównanym poziomie aktorskim.

Waldemar Śmigasiewicz w warszawskim Powszechnym poszedł w innym kierunku. Sięgnął po Dostojewskiego, by ukazać szaleństwo dzisiejszego świata, obojętność wobec problemu zbrodni. Całe pasjonujące przedstawienie, podporządkowane jest osobie głównego bohatera i mogłoby nosić tytuł: Raskolnikow, studium szaleństwa.

Od początku nie ma wątpliwości, że Raskolnikow jest człowiekiem osaczonym, że żyje w wyimaginowanym, psychopatycznym świecie. Wszystkie wydarzenia obserwujemy z jego perspektywy.

Najbardziej zaskakujący jest fakt, że ów normalny świat jest równie groteskowy, jak ten, w którym funkcjonuje Raskolnikow. Marcin Perchuć jest w tym spektaklu jak napięta struna. Gra na najwyższych obrotach, choć bez szarży. Jego Raskolnikow w zetknięciu z urzędnikami czuje się bezbronny, jak bohater Procesu Franza Kafki.

Śmigasiewicz rzuca mocne oskarżenie wobec współczesnego świata. Podporządkowując cały spektakl głównemu bohaterowi, do minimum zredukował pozostałe postacie. Nie ma też w tym przedstawieniu tematu odkupienia, zesłania na Sybir. Nie jesteśmy świadkami pasjonującego zazwyczaj pojedynku Raskolnikow-Porfiry. Tu sędzia śledczy w interesującym ujęciu Kazimierza Kaczora jest stetryczałym urzędnikiem. Swoje w życiu przeszedł i wie doskonale, że pierwszą zasadą utrzymania posady jest: nie wychylać się.

Wyciszony Porfiry Kaczora od początku nie ma wątpliwości, kto jest mordercą i jest mu to właściwie obojętne. Zarówno on, jak i cały otaczający świat wydaje się na temat zbrodni zupełnie impregnowany. Jedno więcej morderstwo nie robi różnicy.

Spowiedź Raskolnikowa trafia w pustkę. Jego wyznanie wiary na nikim nie robi wrażenia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji